Kolejna odsłona odwiecznego pojedynku pomiędzy NVIDIĄ a AMD właśnie wkracza w decydującą fazę. Po tym, jak Ci pierwsi odsłonili już praktycznie wszystkie karty związane z serią GeForce 900, prezentując także super wydajnego TITAN X, Ci drudzy przygotowują się do kontrataku wraz z nadchodzącą wielkimi krokami serią Radeonów R9 300. Czy AMD stać jednak na to, by podjąć skuteczną walkę z koncernem, który zaczął naprawdę mocno im odjeżdżać?
Spis treści
Problemy na wielu płaszczyznach
O tym, że w AMD sytuacja jest równie stabilna jak kurs franka szwajcarskiego, wiemy nie od dziś. Widać to choćby na przykładzie losów autorskiego API tej firmy, czyli Mantle. Po publikacji świetnych wyników w kartach własnej produkcji w odniesieniu do rezultatów DirectX 12 firma ni stąd, ni zowąd postanowiła zaprzestać jakiegokolwiek rozwoju tego oprogramowania, przenosząc uwagę deweloperów na Vulkana, który, jak twierdzą przedstawiciele firmy, bazuje na rozwiązaniach zastosowanych w Mantle, a jednak jest kilkanaście procent mniej wydajny. Może to kwestia zmniejszonych wydatków na badania i rozwój? Dane podają, iż w tym roku AMD wydało najmniej pieniędzy na ten obszar działalności od 10 lat. Kwotę 238 milionów dolarów na kwartał o ponad 100 milionów przebił ich największy konkurent, czyli NVIDIA. Różnica – jak widać – w tym kontekście jest znacząca.
Na pewno niezbyt korzystnie na sytuacji firmy odbił się fakt, iż w kontekście procesorów firma totalnie oddała pole Intelowi, skupiając się jedynie na budżetowych i – jednocześnie – niezbyt wydajnych jednostkach, kompletnie odpuszczając segment mid- i high budżet, który przynosi przecież największe zyski. Ich APU montowane są przede wszystkim w gotowych zestawach komputerowych przeznaczonych do biur, natomiast mi osobiście ciężko byłoby wskazać osobę składającą komputer w oparciu o CPU AMD. A przecież jeszcze kilka lat temu Athlony gościły w wielu komputerach i cieszyły się naprawdę świetną opinią. Różnica wydatków na rozwój pomiędzy AMD i Intelem to jak porównywanie Dawida z Goliatem – Ci drudzy bowiem notują nakłady aż 10-krotnie większe, oscylujące wokół 3 mld „zielonych”. Nie dziwi więc fakt, iż na poletku CPU o wyrównanej rywalizacji nie może być mowy.
Dodatkowo atmosferę wokół AMD podgrzewają plotki o rzekomym zainteresowaniu Samsunga tą firmą. Choć z wielu względów byłby to bardzo ciekawy ruch ze strony koreańskiego potentata, to czy byliby oni zainteresowani inwestowaniem przede wszystkim w układy graficzne (to bowiem tak naprawdę główna gałąź działalności AMD)? Odbudowanie linii zaawansowanych technologicznie procesorów mogłoby wymagać sporych nakładów, choć z zapleczem technologicznym tej firmy z pewnością byłoby to zdecydowanie łatwiejsze.
Nowa linia = nowy początek?
Teraz jednak przystępuje do kolejnej, kto wie czy nie najistotniejszej dla przyszłości firmy walki z NVIDIĄ na polu kart graficznych – już niebawem będziemy mieli bowiem do czynienia z rynkową premierą układów z serii Radeon R9 300. Producent zaserwuje nam całą gamę układów, zarówno wykorzystywanych w laptopach czy ultrabookach, jak i bardzo wydajnych komputerach stacjonarnych – rzecz jasna karty trafią także do przeróżnych przedziałów cenowych, od kilkuset do kilku tysięcy złotych za sztukę.
Premierze nowej linii kart AMD z pewnością będzie towarzyszyło spore zainteresowanie, ale entuzjazm z pewnością znacznie osłabł po ostatnich rewelacjach, których źródłem – raczej nieopatrznie – jest właśnie producent Radeonów. Sterowniki Catalyst w wersji 15.3 beta przyniosły bowiem całą masę informacji na temat zdecydowanej większości nowych kart graficznych – okazuje się, iż zdecydowana większość kart z serii R9 300, jeśli chodzi o segment najsłabszych konstrukcji oraz tych o przeciętnej wydajności, to po prostu nieco odświeżone układy. Co najważniejsze, są to technologie nie tylko wykorzystywane w powoli odchodzącej w cień serii 200, ale i znacznie starszych modelach. Absolutnym rekordzistą w tej dziedzinie jest najstarszy z modeli, czyli Radeon R5 310 – jego architektura oparta jest na procesorze Caicos wykorzystywanym w stareńkim i równie mizernie wydajnym Radeonie HD 6450, którego premiera rynkowa odbyła się w 2011 roku. 4 lata to szmat czasu, a AMD zdążyła wyeksploatować ten procesor jeszcze w trzech innych układach: HD 7470, HD 8470 i R5 235. Całe szczęście, że najprawdopodobniej karta ta ukaże się tylko w wersji OEM.
Idąc w górę również można zauważyć szereg podobieństw – tak oto modele R7 340, R5 340X i R7 350X wykorzystują procesory Oland, które mogliśmy już spotkać w Radeonach HD 8570 czy R7 250, natomiast R9 360 – bazujące na układzie Tobago – faktycznie wykorzystuje procesor Bonaire, na którym pracować mogli użytkownicy HD 7790 i R7 260. Również i karty z – wydawałoby się wyższej półki – nie odkrywają tematu na nowo: R9 370 to po prostu Curacao z R9 270 i 270X, a R9 380 wykorzysta rdzenie Hawaii XT, które mogliśmy znaleźć w R9 290X. Pytanie – gdzie jest ten zapowiedziany wyścig technologiczny, nadal pozostaje aktualne.
Top na nowo
Tak naprawdę jedyną pełną nowością wykorzystującą promowane przez AMD procesory Fiji okażą się tylko dwie karty. Pierwszą z nich będzie R9 390X, któego pracę napędzać będzie wspomniany już układ przy wsparciu 4 GB pamięci – mniejszą ilość RAM ma wynagrodzić zastosowanie nowoczesnych i szybkich pamięci (przepustowość 640 GB/s) od firmy SK Hynix, czyli jednej z wiodących firm działających w tym segmencie. Jednostka będzie oferować również 4096 procesorów strumieniowych. Kontynuację tej linii będzie R9 395X – układ ten będzie charakteryzował się wykorzystaniem dwóch procesorów Fiji, przez co podwoi się również ilość pamięci HBM, pracującej w trybie 2 x 4GB.
Czy dwie topowe karty graficzne wystarczą, by podźwignąć AMD i zapewnić lepszą przyszłość? Cóż – pozostaje mieć nadzieję, że faktycznie będzie mieli do czynienia z topowym modelem, który znajdzie swoją rynkową niszę pomiędzy potężnym Titanem X a innymi produktami NVIDII, w tym zwłaszcza GTX 970 i GTX 980. Mając w pamięci to, jak wielkim powodzeniem cieszyly się Radeony R9 290X, istnieją uzasadnione nadzieje, że tak właśnie będzie – popularność tego układu zaskakuje chyba nawet samych włodarzy koncernu, ale trzeba przyznać, że to jedna z najbardziej udanych konstrukcji tego producenta przeznaczona dla ludzi, którzy niekoniecznie marzą o zrujnowaniu domowego budżetu, a cenią sobie wysoką wydajnośc w dobrej cenie. R9 390X i R9 395X to de facto kontynuatorki najmocniejszych „dwusetek”, więc można być pozytywnie nastawionym do tego, co zaprezentują najnowsze, topowe układy AMD, zważywszy na pierwsze, nieoficjalne jeszcze wyniki ich wydajności. Niestety, tak można powiedzieć tylko w odniesieniu do dwóch układów z rozbudowanej przecież serii 300 – cała reszta, włącznie z wydawałoby się naturalnym dla wielu graczy wyborem, czyli 370 i 380, oparte są na doskonale znanych już technologiach, które zdążyły się już solidnie zestarzeć, a lifting bardzo rzadko w tej branży przynosi dobre skutki. Oczywiście gros tych kart trafi na rynek w wersji OEM, niemniej taka sytuacja wcale nie jest zdrowa.
Co przyniesie przyszłość?
Stagnacja AMD niestety odbije się przede wszystkim na nas, potencjalnych klientach. Niestety ciężko wyobrazić sobie, by NVIDIA nagle zapałała chęcią zdystansowania konkurenta o kilka długości, będziemy więc mieli do czynienia z polityką minimalizmu, wzajemnych przepychanek i odgrzewaniu kolejnych układów, czyniąc je mniej prądożernymi czy też produkującymi nieco mniej ciepła. A przecież nie o to w tym wszystkim chodzi (choć lubimy ciche i oszczędne układy) – chyba każdy z nas kupując nową kartę chciałby mieć poczucie, że oto korzysta z zupełnie nowej, znacznie lepszej od poprzednich technologii. A w przypadku nowej linii kart AMD o takim wrażeniu w większości modeli mowy być nie może, i tak samo zapewne będzie także i w kolejnych latach, podobnie zresztą w obozie konkurenta. Pozostaje mieć nadzieję, że topowe karty będą godne uwagi, a ich cena systematycznie będzie pikować w dół, stając się przystępnymi dla przeciętnego klienta.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.