Ostatnimi miesiącami mogliśmy obserwować triumfalny marsz polskiej myśli programistycznej – sukcesy This War of Mine, Dying Light czy Wiedźmina 3 sprawiły, że o polskich deweloperach mówi się dużo i – przede wszystkim – dobrze. Nieco inaczej było z gliwickim studiem Destructive Creations – ich produkcja kojarzyła się bowiem z wszechobecną kontrowersją, która związana byłą z toną przemocy, jaką miało przynieść Hatred. Czasami można było odnieść wrażenie, że krytycy zapomnieli, że za tym wszystkim kryje się również gra, której daleko do panteonu strzelanin, ale jednocześnie potrafiąca zapewnić graczowi chwile błogiego odmóżdżenia.
Skrótem, czyli wideorecenzja Hatred
Trup, trup wszędzie!
O produkcji polskiego studia Destructive Creations było głośno na wiele miesięcy przed premierą – skandal obyczajowy, jaki wzbudził fragment rozgrywki udostępniony w sieci i chwilowe zablokowanie sprzedaży gry na Steamie z powodu nadmiernej ilości przemocy spowodowały, że produkcja gliwickiej ekipy była na ustach wszystkich związanych z tą branżą. Wszyscy mieli nadzieję, że podobny rozgłos tytuł ten uzyska także po premierze ze względu na swoją wysoką jakość, ale nie ma się co nastawiać na wielką rewelację – nie wszystko w Hatred zagrało tak, jak powinno. A szkoda, bo pod względem konstrukcji rozgrywki to całkiem ciekawie zaprojektowana produkcja.
Rzecz jasna naczelnym motywem rozgrywki w tej grze jest wszechobecne epatowanie przemocą. Nasz cel jest prosty – rozsmarować na ziemi jak największą ilość cywilów czy policjantów i uciec z miejsca zdarzenia, przenosząc się do kolejnej lokacji. W każdym z etapów dodatkowo pojawiają się także misje poboczne, które – niespodzianka – również polegają na skrzętnym opróżnieniu wskazanych przez twórców budynków z jakiegokolwiek przejawu życia. Dokonujemy tego oczywiście szybko i możliwie jak najmniej wyrafinowanie – pakujemy więc tony nabojów w zdezorientowanych i przerażonych mieszkańców oraz stawiamy czoła stróżom prawa, eliminując jakiekolwiek przejawy obywatelskiego porządku. Słowem – im gęściej ściele się trup, tym lepiej.
Fabuły rzecz jasna tutaj nie uświadczymy – tak naprawdę z każdym kolejnym etapem musimy zabijać coraz bardziej efektownie i coraz więcej osób. Życie naszego bohatera to ciągłe tułanie się po kolejnych lokacjach – najpierw rozbimy solidną rozwałkę, a kiedy czujemy, że posiłki pojawiają się w ilościach przewyższających nasze siły, szybko ewakuujemy się z miejsca zbrodni i przenosimy się dalej. Byt seryjnego zabójcy w tym wydaniu raczej nie należy do najłatwiejszych.
Masakry dokonujemy za pomocą zróżnicowanych środków przekazu – najczęściej za pomocą nabojów wystrzeliwanych z pistoletu, strzelby czy karabinu maszynowego, rzadziej dzięki granatom czy koktajlom Mołotowa. Rozgrywkę urozmaica możliwość wykorzystania elementów otoczenia – tyczy się to szczególnie różnego rodzaju butli z gazem czy gaśnic, których eksplozja może wywołać zniszczenie otaczających nas budynków i przy okazji cywilów. Elementem dodatkowym jest możliwość zajęcia miejsca w fotelu kierowcy porzuconych radiowozów – wtedy to rozgrywka zamienia się w prymitywną, ale satysfakcjonującą kalkę Carmageddona.
Egzekucja antidotum na wszystko
Ciekawie rozwiązano za to kwestię leczenia głównego bohatera – w grze zastosowano coraz rzadziej spotykany pasek życia. Jego napełnienie nie zostało rozwiązane w sztampowy sposób obecnością apteczek czy też ukrywania się przed ostrzałem przeciwników przez kilkanaście sekund. Do tego celu służą bezlitośnie brutalne egzekucje, które wykonujemy na osobach rannych i próbujących czołgać się w stronę bezpiecznego miejsca – szereg scen ukazujących ostateczną egzekucję prezentuje się naprawdę brutalnie i wykonujemy je zarówno z pomocą karabinu, jak i noża. Oczywiście wszystko to w akompaniamencie gęstych strumieni krwistej posoki.
Poziom sztucznej inteligencji naszych przeciwników (mowa tu zwłaszcza o policjantach czy żołnierzach) nie należy do najwyższych – generalnie trzeba też wziąć pod uwagę fakt, że twórcy chcieli zaserwować graczom wesołą rozpierduchę, ale często bardzo łatwo zlikwidować cały oddział wojskowych detonując butlę z gazem. Nie ma także mowy o korzystaniu z osłon czy też elementów rozwalonych ścian czy budynków – wrogowie ze swoimi strzelbami prują prosto na nas i nie zastanawiają się zbytnio nad tym, ile naboi wkrótce wpakujemy w ich ciała.
Generalnie ciężko zrozumieć sens władowania do gry tak wielkiej ilości przemocy – wydaje się, że jest ona momentami po prostu niepotrzebna. Gdyby jeszcze została ona ukazana poprawnie pod względem technicznym, to pewnie bym zrozumiał jej sens, natomiast wizualnie nie wszystko wygląda tak, jak powinno. Grafika nie jest najwyższych lotów – twórcy chcąc ukryć niedoskonałości władowali efekt ziarnistości, a nienajlepiej prezentują się momenty zbliżeń podczas egzekucji, kiedy kamera topi się w otoczeniu i pokazuje nam kawałek niezbyt wyraźnej tekstury. Nie brak niestety także wycieczek do pulpitu – mimo łątek wypuszczanych regularnie przez twórców problem niestety nadal się pojawia. Wciąż daleka od ideału jest optymalizacja – na całkiem niezłym sprzęcie gra potrafi chrupnąć w zaskakujących momentach.
Nie jest to też niestety zbyt długa produkcja – Hatred można spokojnie ukończyć w 6-7 godzin rozgrywki. Można więc śmiało stwierdzić, że oczekiwania względem tej produkcji były w tym aspekcie nieco większe. Być może taki stan rzeczy będzie podstawą do stworzenia płatnych dodatków w formie DLC – taki ruch byłby całkowicie naturalny ze strony gliwickiego dewelopera, choć z drugiej strony chyba nie każdy kupuje grę z myślą, że niebawem na dodatkowe etapy trzeba będzie wydać trochę pieniążków.
Wszechobecna masakra
Ekipę Destructive Creations należy za to pochwalić za zróżnicowanie lokacji, w których przeprowadzamy kolejną czystkę – nie brak tutaj otwartych przestrzeni w mieście czy na jego peryferiach, jak i zamkniętych przestrzeni kanałów czy pędzącego pociągu. Jednocześnie warto powiedzieć także o tym, iż kolejne etapy oprócz takich fragmentów jak chociażby czystka pociągu, charakteryzują się kompletną otwartością – cała mapa jest tylko i wyłącznie do naszej dyspozycji i to od nas zależy, w jakim stylu wypełnimy główne cele misji i czy zdecydujemy się na zadania poboczne. Eliminowanie wrogów z kolei jest proste, ale przyjemne – dobrze jak na grę ukazaną w rzucie izometrycznym sprawdza się system celowania i strzelania, choć praca kamery czasami budzi zastrzeżenia i zdecydowanie nie ułatwia prowadzenia ognia. Słabo z kolei prezentuje się instytucja kopniaka, który nadaje się tylko i wyłącznie do bezpretensjonalnego otwierania drzwi.
Szkoda, że największym wyróżnikiem Hatred jest przemoc – to bowiem całkiem przyjemna, choć na dłuższą metę dość monotonna i niezbyt dopracowana technicznie strzelanina. Zrobienie dość sporej kontrowersji udało się gliwiczanom idealnie, z kolei stworzenie idealnej pod względem technicznym i gameplay’owym produkcji – już niekoniecznie. To mimo wszystko fajny i odstresowujący przerywnik, który, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności, może być delikatnie frustrujący – pozostaje jednak mieć nadzieję, że następna produkcja gliwickiego studia będzie nieco bardziej dopracowana, zróżnicowana i po prostu wciągająca.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.