Lipiec. Sierpień. Nawet kiedy już skończyłeś edukację i pracujesz, te dwa miesiące mają w sobie pewną magię – są zazwyczaj najcieplejsze w roku, najbardziej słoneczne i przez to automatycznie utożsamiane z urlopem. Ale, bądź co bądź, większość z nas nawet na wakacjach musi używać laptopa. Nawet patrząc na kolegów z redakcji i siebie samego wiem, że odpoczynek bez klawiatury to nie odpoczynek. Okej, może istnieją pewnie wyjątki. Większość z nas jest jednak po prostu uzależniona.
Kluczem do udanego urlopu jest nie tylko dobre, ciekawe miejsce, fajne towarzystwo i świetna atmosfera. Ogromną rolę, u mnie przynajmniej, odgrywa też przysłowiowy święty spokój i świadomość tego, że w stu procentach zabezpieczyłem się przed ewentualnymi niedogodnościami. Brakiem prądu, brakiem zasięgu. Ciężarem. Bezpieczeństwem. Zamiast jednak wymieniać problemy, postanowiłem przygotować krótki tekst o tym, jak sobie z takowymi radzić.
Zamiast torby polecałbym plecak. Sam, jadąc na bardziej „terenowe” wakacje, zawsze szukałem plecaka z dodatkową przegródką na laptopa. Nie musi być to produkt wykonywany przez któregoś z producentów utożsamianych z technologiami; doskonale w tym zakresie radzą sobie również takie firmy, jak The North Face, Salomon czy rodzimy Alpinus. Pamiętaj, że plecak musi być solidnie zrobiony, bo w końcu przenosisz w nim co najmniej tysiąc, a często nawet i pięć tysięcy złotych.
Drugą sprawą jest osobna kieszeń na akcesoria i rzeczy osobiste. Komputer musi być oddzielony od kanapek, soczków (i bardziej agresywnych napojów), a najlepiej byłoby, gdybyś w ogóle zrezygnował z prowiantu. Tak na wszelki wypadek. Jeśli jednak planujesz wakacje w hotelu, to torba wystarczy w zupełności. W końcu niewiele różni się to od codziennego docierania do pracy.
Napiszę tak: im bardziej wymagające środowisko, im bardziej egzotyczny kraj – tym większe prawdopodobieństwo, że z laptopa nie skorzystasz bez wcześniejszego przygotowania. Po pierwsze, musisz wziąć pod uwagę, że bateria działa tylko kilka godzin. Niektórzy producenci, Sony na przykład, oferują dodatkowe akumulatory dla często podróżujących, jednak nawet to nie wystarczy na cały urlop. Koniecznością będzie doładowywanie laptopa, chyba, że zamierzasz dokupić dziesięć dodatkowych ogniw. A co tam, niektórych stać.
Z gniazdkami elektrycznymi wiąże się jednak pewna niespodzianka, o której istnieniu często przekonujemy się dopiero po dotarciu na miejsce. Różne standardy napięcia i wtyczek były już powodem wielu łysin, jako że tatusiowie rwali sobie włosy z głowy, nie mogąc wieczorami uspokoić swoich małoletnich pociech i spędzić pięciu minut z (pełnoletnią) żoną. W końcu urlop też temu służy, nieprawdaż?
Zanim gdzieś pojedziesz – poczytaj. Przejrzyj fora, sprawdź, jakie standardy obowiązują w danym kraju. W razie konieczności wyposaż się w odpowiednią przejściówkę czy transformator. Dużo to nie kosztuje, a sporo nerwów oszczędzi.
Z góry powiem, że nie ma większego znaczenia, czy masz laptopa starego, czy nowego. Co z tego, że taki MacBook Air na Haswellu wytrzyma 12 godzin, a Twój stary Dell tylko dwie? I tak musisz go na wakacjach ładować regularnie, jeśli ma wystarczyć na dwa tygodnie oglądania filmów czy służbowego klepania w klawisze. No i też nie oszukujmy się, że będziesz długo siedzieć z laptopem na plaży – na żadnym ekranie niczego w pełnym słońcu nie zobaczysz.
„Znowu nie ma”, „niby jest, ale nie działa”, „zasięg mi poleciał”. No, tak to niestety będzie. W mniej cywilizowanych obszarach trudno o zadowalającą prędkość sieci, choć istnieją pewne sposoby, które pozwolą cieszyć się co najmniej z silnego EDGE, słabego 3G albo może nawet czyjejś sieci Wi-Fi.
Najprostszą sprawą jest zwykły modem z dodatkową anteną, przy czym musisz upewnić się, że modem oferuje takowe gniazdko. Modemowa antena wygląda niepozornie, natomiast pomóc potrafi bardzo. Długi kabel pozwolić wystawić ją na drzewo, na dach domku czy samochodu. Koszt takiego rozwiązania zmieści się łącznie w 100-200 złotych.
Repeater służy zwielokrotnieniu sygnału, gdy, przykładowo, założone przez Ciebie, wakacyjne Wi-Fi nie dociera nad jezioro, staw czy ogródek. Co ciekawe, niektóre routery mają funkcję repeatera – sprawdź, czy może Twój domowy takiej nie oferuje.
Jest jeszcze całkiem agresywna sprawa – wzmacniacz sygnału GSM, którego zadaniem jest doprowadzenie zasięgu komórkowego tam, gdzie zazwyczaj by go nie było.
Niektórzy inwestują też w tzw. anteny aktywne, które potrafią znaleźć sieć WiFi nawet w promieniu pięciu kilometrów. To jednak trochę myślenie życzeniowe, bo sieć musiałaby być otwarta, by bez problemu (i legalnie) się do niej podpiąć. Ewentualnie możesz skorzystać z takiej anteny zamiast repeatera Wi-Fi choć często jest ona droższym rozwiązaniem.
Wiem, że to temat na pięć osobnych artykułów, ale pokrótce postaram się opisać proste sposoby, które pozwolą zabezpieczyć Twoje drogocenne urządzenie. Zacznijmy jednak od plików.
Jeśli masz na dysku ważne dokumenty, istotne zdjęcia, prezentacje albo, po prostu, pliki o wartości sentymentalnej – zgraj je przed wyjazdem i zostaw w domu. Kup zewnętrzny dysk, wypal kilkanaście płytek DVD – jak Ci wygodniej. Nie bierz na wakacje laptopa wypchanego służbowymi plikami i rodzinnymi fotografiami, których poza Tobą nikt inny nie ma. Letni odpoczynek jak żaden inny przyczynia się do wzrostu przypadków zalań komputerów. Nie wierzysz? Popytaj w serwisach.
Musisz wziąć ze sobą dokumenty służbowe? Jeszcze raz proponuję zatem kupno dysku zewnętrznego. Koniecznie wodoodpornego, a najlepiej też wstrząsoodpornego. Pojemność rzędu 500 gigabajtów to wydatek równy 200-300 złotym, ale raz, że HDD masz na zawsze, a dwa, że Twoje dane będą bezpieczne. Będąc w hotelu, dysk chowaj w innym miejscu, niż laptopa. Nawet jeśli ktoś „pożyczy” Twój komputer, to dysk – miejmy nadzieję – pozostanie w pokoju.
Możesz też pomyśleć o kupnie dodatkowych gigabajtów w chmurze, na przykład w takim Google Drive.
Kup program szyfrujący i zabezpiecz laptopa. Zwykłe hasło systemu Windows i czytnik linii papilarnych nie są szczególnie bezpieczne – laik się może nie włamie, ale ktoś bardziej obeznany już tak.
Jeśli – czego Ci nie życzę – stracisz notebooka, to pamiętaj o zdalnym wylogowaniu się ze wszystkich usług. Sam mam tendencję do pozostawania zalogowanym na większości sieci społecznościowych, w skrzynkach pocztowych, i tak dalej, i tak dalej. Na szczęście zarówno Google, jak i Facebook, oferują opcję „wylogowania się z innych sesji”, co oznacza, że zalogowanym pozostaniesz tylko – przykładowo – w telefonie.
Możesz też zdalnie sformatować dysk twardy w przypadku kradzieży. Mając komputer z Mac OS X, najprościej dokonać tego za pośrednictwem iCloud. Nie wierzę w blokady fizyczne. Kensington to już rozwiązanie na tyle uniwersalne, że każdy, kto wybiera się na przechadzkę po pokojach hotelowych, będzie miał ze sobą narzędzie odpowiednie do zneutralizowana stalowej linki.
Zawsze pozostaje też opcja ubezpieczenia od kradzieży.
Najlepiej to nie pracować w ogóle, ale jeśli trzeba – albo wczesnym porankiem, albo wieczorem i w nocy. W ciągu dnia światło będzie nieznośne, oczywiście tylko wtedy, gdy pogoda dopisze. Nie pomoże tu nawet najbardziej matowa i najjaśniejsza matryca; bezpośrednio ukierunkowane promienie słoneczne zniszczą każdego pracoholika. Pewnym rozwiązaniem tego problemu są specjalne osłonki na komputery – ograniczają one jednak nie tylko mobilność, ale również komfort korzystania ze sprzętu. Dlatego też, chcąc pisać, edytować zdjęcia czy rysować na świeżym powietrzu, lepiej poczekać na dużą chmurę.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Trzeba pamiętać
żeby laptopa zapomnieć. ;]