Spis treści
Nie bój się plastiku
Sony zrobiło tu coś oryginalnego – może nie dla siebie, ale na pewno w zestawieniu z innymi producentami. Poliwęglan był już przecież wcześniej spotykany w konstrukcjach tej firmy, i utrzymanie go w obecnym designie nie powinno ani dziwić, ani tym bardziej odstraszać. To sprawdzony, solidny materiał, którego spora elastyczność nie wpływa negatywnie na wytrzymałość komputera.
Muszę jednak zaznaczyć, że nowe Vaio wcale na „Pro” nie wygląda. Jest mały i cienki, bardzo zresztą niepozorny. Rewolucji nie zrozumiecie dopóty, dopóki nie podniesiecie tego komputera. Jego niesamowicie niska waga może spowodować, że już nigdy nie będziecie chcieli innego ultrabooka. To skromne cudo mierzy zaledwie 264 x 197 x 17 mm przy wadze 0,86 kg. Wśród dostępnych portów dostajemy czytnik kart pamięci na froncie, pod klawiaturą, gniazdo zasilania na lewym boku, wejście słuchawkowe/mikrofonowe, dwa USB 3.0 i HDMI na prawym boku. Tył jest pusty.
[nggallery id=158 template=techmaniak]
Trudno nie zauważyć, że cała konstrukcja się wyraźnie ugina pod naciskiem. Widać to i podczas pisania, i podczas normalnego użytkowania laptopa; nawet mocniejsze kliknięcie touchpadem spowoduje delikatne (krótkotrwałe, oczywiście), odkształcenie. Mnie to akurat nie przeszkadzało, natomiast niektórzy mogą nawet zdyskwalifikować komputer z tego powodu. Najlepiej byłoby, gdybyście sami zwrócili na tę cechę (nie wadę!) uwagę przed ewentualnym zakupem.
[nggallery id=160 template=techmaniak]
W miarę odchylania ekranu, konstrukcja Vaio Pro 11 podnosi się, układając klawiaturę pod niewielkim kątem. Sam zawias nie stawia większego oporu. Spodnia obudowa nie jest zdejmowalna (a przynajmniej nie w sposób osiągalny dla przeciętnego użytkownika), natomiast umożliwia podłączenie zewnętrznej baterii, o której szerzej powiem w następnym rozdziale.
Sony postawiło na żywotność baterii. Z dobrym efektem
Nie jest to taka rewolucja, jak w nowych MacBookach Pro, ale też – w zamian – dostajemy konstrukcję mniejszą, lżejszą i ze zdecydowanie lepszym ekranem Triluminos. Vaio Pro 11 nie cierpi jednak na brak energii; komputer potrafi pracować przez siedem, może osiem godzin z daleka od gniazdka przy relatywnie oszczędnym użytkowaniu. Mówię tu o połączeniu Wi-Fi, o ekranie ustawionym na połowę jasności, wreszcie o prawidłowej pracy z aplikacjami.
Zerknijmy na testy redakcyjne. Wszystkie procedury przeprowadzamy na ekranie ustawionym na jasności 120 cd/m2, z wyłączonym automatycznym dostrajaniem luminancji.
Podejrzewam, że akumulator o pojemności 33 Wh wystarczy nawet najbardziej wymagającym; jeśli nie, to zawsze możecie skorzystać z opcji dodatkowej, płaskiej baterii, która w polskim Sony Store kosztuje 420 złotych (choć obecnie jest dostępna za darmo w ramach promocji). Z tym akcesorium, ultrabook ma pracować nawet do 18 godzin, przy czym nie mieliśmy okazji sprawdzić tej deklaracji w praktyce.
Grzeje się solidnie, ale na szczęście nie tam, gdzie spoczywają dłonie
Trzeba przyznać, że ograniczenie masy i wymiarów przyczyniło się do zwiększenia temperatury, która panuje i we wnętrzu laptopa, i „odczuwalnie”, na obudowie. Procesor rozgrzewa się do okolic 85 stopni Celsjusza w testach obciążeniowych AIDA64, natomiast temperatura jest dość sprytnie dystrybuowana. Poliwęglanowa obudowa nie wpływa szczególnie pozytywnie na ograniczenie ciepła, z czego inżynierowie Sony musieli zdawać sobie sprawę. Dlatego też cieszy fakt, że najgoręcej jest zaraz przy wyświetlaczu. Tam, gdzie opierasz nadgarstki, zawsze będzie relatywnie chłodno, co ma duży wpływ na komfort pracy z laptopem.
Martwi natomiast maksymalny poziom hałasu wytwarzanego przez system chłodzenia, bo ten potrafi sięgać nawet 45 dB. Zdarza mu się też uaktywnić bez większej potrzeby, tj. podczas przeglądania sieci czy niewymagającej dużych nakładów, prostej obróbki graficznej. Coś tu ewidentnie nie gra – nie jest to zresztą cecha wyłącznie „mojego” egzemplarza testowego.
Po uruchomieniu polskiego Sony Store możemy wybierać konfigurację: od rozszerzenia pamięci RAM, przez większy dysk SSD i szybszy procesor.
Sprzęt przyjechał do redakcji z dyskiem SSD o pojemności 128 gigabajtów. To nośnik dostarczony przez Samsunga (sygnatura: MZNTD128HAGM), świetnie radzący sobie zarówno w benchmarkach, jak i w świecie rzeczywistym. Spośród dostępnych konfiguracji mamy do dyspozycji opcję 256 i 512 gigabajtów, oczywiście za odpowiednio wysoką dopłatą. Ale cóż, nawet w najtańszej opcji trudno na cokolwiek narzekać – system wstaje szybko, wybudza się jeszcze szybciej. Jedyne, co faktycznie może przeszkadzać, to spora ilość bloatware’u.
Zintegrowane głośniki nie zachwycają, ale na pewno oferują lepszą jakość dźwięku, niż w typowo niskobudżetowych laptopach. Membrany są w stanie osiągnąć głośność rzędu 76 decybeli, przy czym klarowność dźwięku pozostaje zbliżona na każdym poziomie. Zważywszy na niewielkie wymiary sprzętu – nie ma się czego wstydzić. Gniazdo mikrofonowe zostało zintegrowane razem z wejściem słuchawkowym, można używać go i do jednego, i do drugiego. Mikrofon wbudowany to z kolei ta mały, prawie niewidoczny otwór w centralnej części poniższej fotografii.
Vaio Pro 11 wyposażono też w kartę sieciową pracującą w standardach 802.11 b/g/n (można też dokupić adapter ethernetowy), a w Vaio Pro z ekranem dotykowym dostajecie w pudełku też zasilacz, który w razie potrzeby można zmienić w mobilny router.
Od strony oprogramowania, producent zadbał o obecność Windows 8 wraz z próbnymi wersjami nowego Office’a i pakietu antywirusowego od McAfee. Jest tu też cały zestaw aplikacji do diagnozowania, przeprowadzania aktualizacji i konfigurowania planów zasilania – i to jest akurat przydatne, podobnie jak nadspodziewanie przyjemna w użytkowaniu aplikacja graficzna ArtRage Studio. Gorzej z całą masą dodatkowych, nikomu do szczęścia niepotrzebnych programów.
Czy dotyk, czy nie – matowego ekranu nie dostaniesz. Ale to nie znaczy, że jest źle
Panel dotykowy bez błyszczącej powłoki jest na razie nieosiągalny, dlatego też decyzji Sony się nie dziwię. W każdej wersji Vaio Pro dostajemy błyszczący wyświetlacz; czy to w opcji z dotykiem, czy bez. Odbicia są jednak redukowane przez całkiem skuteczną powłokę antyrefleksyjną i wysoką jasność, co zdecydowanie można zapisać po stronie plusów. Szkoda tylko, że producent nie zdecydował się na przygotowanie opcji bez dotyku, ale z matowym ekranem – byłoby to wówczas rozwiązanie idealne.
Vaio Pro 11 oferuje 11,6-calowy, dotykowy monitor o rozdzielczości 1920 x 1080 (186 PPI), osiągający do 377 cd/m2 w jednym z narożników, przy ustawieniu maksymalnym i podłączeniu laptopa do prądu. To wysoka wartość, ale znowuż rzadko kiedy zdarza się korzystać z ultrabooka poza mieszkaniem czy biurem inaczej, niż na zasilaniu bateryjnym. Tutaj jest zauważalnie gorzej, choć w dalszym ciągu lepiej, niż u sporej części konkurencji.
Spójrzcie na różne scenariusze jasności:
[nggallery id=162 template=techmaniak]
Widać spadek jasności maksymalnej na zasilaniu bateryjnym, ale nawet po odłączeniu wtyczki ekran pozostaje jasny. Kalibrator wskazał dość sporą niejednorodność, jednak w zwykłym użytkowaniu jest ona nieodczuwalna. Zresztą, trzeba tu omówić dwie sytuacje:
Współczynnik kontrastu jest wysoki (888:1 na zasilaniu, 1111:1 na baterii), kolory odwzorowywane są wprost genialnie – to właśnie zalety technologii Triluminos, importowanej tu bezpośrednio z telewizorów Bravia. Kąty widzenia również są znakomite. Sam panel dotykowy też funkcjonuje bez zarzutu.
Mimo mniejszych wymiarów, klawiatura „daje radę”
Sam rozpocząłem test od wspomnienia elastycznej – do pewnego stopnia – obudowy. Ma ona spore przełożenie na klawiaturę, bo podczas pisania komputer się po prostu ugina. Mnie to w żadnym wypadku nie przeszkadza i nie przeszkadzało nigdy, na żadnym innym urządzeniu, natomiast wiem, że niektórzy są pod tym względem bardzo wyczuleni.
Klawiatura w Vaio Pro 11 nie jest pełnowymiarowa. To wersja nieco zmniejszona względem tej z modelu 13-calowego; wciąż jest jednak wygodna. Twardość skoku mieści się gdzieś pośrodku skali. Słowem – kwestia przyzwyczajenia.
Nie podobało mi się natomiast podświetlenie, bo o ile w trakcie użytkowania przy biurku działa rewelacyjnie, tak w mniej standardowych scenariuszach zaczyna irytować. Spróbujcie położyć się z laptopem i oglądać go pod kątem; diody podświetlające będą razić w oczy, zwłaszcza wtedy, gdy ekran będzie od nich jaśniejszy. Aha, no i jeszcze jedna rzecz – intensywności klawiaturowego podświetlenia nie da się modyfikować klawiszami funkcyjnymi.
Gładzik trzeba będzie poprawić programowo
Jest duży, wygodny, ma fajną, przyjemną powierzchnię. Problem tylko w tym, że nie działa idealnie. Zdarza mu się nie rejestrować tapnięcia, zdarza mu się zupełnie olać gesty powiększania czy przewijania przy pomocy dwóch palców. To na szczęście sprawa, którą Sony może w prosty sposób rozwiązać przez ulepszenie oprogramowania płytki dotykowej.
Różnice względem Ivy Bridge? Znikome
Vaio Pro 11 to pierwszy w naszej redakcji laptop pracujący pod kontrolą procesora czwartej generacji – Intel Core i5-4200U o taktowaniu 1,6 GHz. To jednostka ULV (niskonapięciowa), dwurdzeniowa, prezentowana jeszcze w tym roku. Procesor powstał w oparciu o architekturę Haswell i jest wytwarzany w zaawansowanym procesie technologicznym 22 nm.
Głównym zadaniem tego układu jest oszczędzanie energii, czego efekty widoczne są w zakładce Akumulator. Jeśli chodzi o samą wydajność, to jest ona bardzo zbliżona do i5-3337U; mocy obliczeniowej wystarczy nam zatem nie tylko do aplikacji biurowych, ale i bardziej zaawansowanych. Implementowany w laptopie układ graficzny to HD Graphics 4400, będący nieco szybszy od trzeciej generacji HD 4000, ale znowuż wolniejszy od HD 5000, który znajdziemy w innych komputerach z tym samym procesorem.
1. Multimedia
W trakcie testów sprawdzaliśmy pliki multimedialne o następującej charakterystyce:
2. Wydajność w pracy
3. Wydajność w grach
To absolutnie nie jest komputer do gier; grafika HD 4400 wystarczy wyłącznie do podstawowych, nieskomplikowanych produkcji, choć na niższych ustawieniach i niektóre zaawansowane tytuły będą grywalne.
Gdyby nie ten dziwacznie pracujący wentylator…
Vaio Pro 11 to udany, oryginalny sprzęt, w którym postawiono na jedną kartę – niską wagę. Nie przeszkodziło to jednak w zapewnieniu dobrego czasu pracy na baterii i niezłej wydajności, która wystarczy do obróbki zdjęć, prostego montażu wideo czy dwuwymiarowej grafiki. Wielu użytkowników donosiło też o problemach z Wi-Fi, jednak takowych w testowym egzemplarzu nie zauważyłem.
Poza wyraźnymi plusami, do których należy jeszcze zaliczyć świetny ekran o wysokiej jasności, komputer ma – niestety – kilka niedociągnięć. Pierwszym z nich jest dość głośna praca pod średnim obciążeniem (na co nie miały wpływu najróżniejsze nawet ustawienia systemowe) oraz nadspodziewanie wysoka temperatura pracy zaraz przy wyświetlaczu. Nie są to czynniki dyskwalifikujące, ale mogą wpływać na obniżenie komfortu.
Ani za wadę, ani za zaletę nie mogę natomiast uznać uginającej się konstrukcji. Takie było założenie japońskich inżynierów, a przyjęcie efektu końcowego zależy już tylko od użytkownika. Mnie to w pisaniu nie przeszkadzało. Ba, spędziłem z Vaio kilka przyjemnych dni.
Każdy z najważniejszych elementów składowych został oceniony w skali od 1 do 10 punktów, gdzie 1 prezentuje poziom bardzo słaby, 5 jest odpowiednikiem standardów rynkowych, a 10 jest notą najwyższą. Średnia ocen stanowi ocenę całkowitą.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.