Mimo, iż poszczególni producenci prześcigają się w prezentowaniu bardziej innowacyjnych smartfonów, funkcjonalnych smartwatchów czy lekkich tabletów, to wciąż istnieje ogromny świat komputerów mobilnych, w których sporo się dzieje. Obserwując to, co jest prezentowane na targach IFA 2014, można wywnioskować, jak będzie kształtował się segment przenośnych komputerów na przestrzeni najbliższego roku. Prześledźmy krótko poszczególne trendy, które dominowały na pokazach w Berlinie.
Spis treści
Zacznijmy od tego, co dla każdego komputera mobilnego (a prawdopodobnie też każdego urządzenia) najważniejsze, czyli procesora. Podczas targów IFA 2014 w Berlinie, Intel zaprezentował nową rodzinę chipów Core M, które zostały stworzone z myślą o urządzeniach mobilnych. Mają przede wszystkim stanowić serce ultracienkich laptopów, ultrabooków i maszyn typu 2w1. Ich główną zaletą nad poprzednikami (oraz ewentualną konkurencją) ma być relatywnie niskie zużycie energii, a tym samym i niewielkie ilości wydzielanego ciepła. To z kolei sprawia, że maszyny zaopatrzone w jednostki Core M nie będą potrzebowały wentylatorów. Jakie przełożenie będzie miał ten drobny fakt na wygląd urządzeń mobilnych chyba każdy się domyśla. Laptopy będą jeszcze cieńsze!
O technicznych niuansach układów Intel Core M można było już przeczytać na łamach mobiManiaKa, przypomnę jedynie kilka podstawowych faktów. Procesory wykonano w 14-nanometrowym procesie technologicznym, przez co ich powierzchnia jest dwa razy mniejsza w porównaniu do poprzedniej generacji. Intel szacuje, że Core M zapewnią jednocześnie o 50 % większą moc obliczeniową i 40 % lepsze wrażenia graficzne. Rewolucyjna jest ilość wydzielanego ciepła, bo ta spadła o 60 % w stosunku do poprzedniej generacji.
Nowe procesory będą dostępne w dwóch wariantach: Intel Core M-5Y10/5Y10a o taktowaniu 2 GHz i Intel Core M-5Y70 o częstotliwości taktowania 2,6 GHz. Pierwsze sprzęty działające w oparciu o wspomniane układy pojawią się na rynku jeszcze w tym roku. Można założyć, że przez najbliższy rok to właśnie procesory Intel Core M będą najczęściej montowanymi w innowacyjnych laptopach.
Pojawienie się na rynku procesorów Haswell i Haswell Refresh umożliwiło wprowadzenie do sprzedaży i ekspansję ultrabooków konwertowalnych (urządzeń 2w1). Od tego czasu ruch w świecie ultrabooków być może nie zamarł, ale zauważalnie zwolnił. Jest to spowodowane tym, że po wprowadzeniu architektury Haswell, ultrabooki osiągnęły zaplanowaną na 2013 r. trzecią fazę rozwoju i nikt tak naprawdę nie wie, co dalej. Mnogość urządzeń konwertowalnych na targach IFA 2014 pokazuje, że takie rozwiązania nadal będą popularne, bo najwyraźniej tego oczekują konsumenci. Wystarczy wspomnieć choćby o Acerze Aspire Switch 11, czyli 11-calowej hybrydzie z ekranem odczepianym od klawiatury (sprzęt na kształt serii Transformer Asusa) czy Toshibie Satellite Radius 11, urządzeniu, które spokojnie może rywalizować z Lenovo Yoga, w którym to ekran można odchylić o kąt 360 stopni. Właśnie takie sprzęty będą podbijać rynek w najbliższych miesiącach i dla takich przygotowano platformę Intel Core M.
Oczywiście, nie oznacza to, że tradycyjne ultrabooki odejdą do lamusa. Wystarczy spojrzeć na Asusa, którego seria Zenbook jest wierna tradycji i zawiera maszyny bez odczepianych ekranów (z opcjonalnymi dotykowymi), czyli po prostu supercienkie laptopy. Bardzo dobrze na berlińskich salonach zaprezentował się Zenbook UX305, czyli sprzęt z obudową cieńszą od MacBooka Air, a jednocześnie czerpiącą garściami ze stylistyki Apple. Czy stanie się on równie dobrą wizytówką tajwańskiej firmy, co Zenbook UX301? Można zgadywać, że tak.
Jeszcze niedawno Chromebooki stanowiły ciekawostkę, dzisiaj są siłą, z którą trzeba się liczyć. Miłośnicy komputerów mobilnych (szczególnie Amerykanie) wykupują je jak przysłowiowe świeże bułeczki. Nie ma co się dziwić, skoro są to pełnokrwiste maszyny do pracy, w których rolę systemu operacyjnego pełni zmodyfikowana przeglądarka internetowa Chrome. Takie posunięcie ma sens z wielu powodów, a za najważniejsze należy uznać możliwość kontynuowania zaczętej na Chromebooku pracy na dowolnym urządzeniu z przeglądarką Google’a oraz brak opłat licencyjnych z tytułu instalacji Windowsa na pokładzie. Sprawia to, że Chromebooki są bardzo tanie i za odpowiednik ok. 1000 zł można mieć solidną maszynę do pracy.
Targi IFA 2014 pokazały, że Chromebooki są nadal ważną gałęzią segmentu komputerów mobilnych, ale wciąż traktowaną dosyć „niszowo”. Nie da się ukryć, że Chrome OS nie jest systemem dla każdego, podobnie zresztą jak nie każdy odnajdzie się w niuansach choćby takiego OS X. Skoro w każdej kategorii urządzeń pojawiają się mniejsze lub większe usprawnienia, toczące koło ewolucji, czym producenci chcą przekonać konsumentów do nowego rzutu Chromebooków? Jeszcze dłuższym czasem pracy na baterii. Według różnych źródeł, kolejne wcielenie laptopów z Chrome OS na pokładzie ma wytrzymać od 13 do 15 godzin z dala od gniazdka zasilania. Jest to czas imponujący, który zadowoli największego malkontenta.
Poza tym w świecie Chromebooków nuda. Na targach IFA 2014 ujrzeliśmy praktycznie tylko dwie znaczące premiery: Toshibę Chromebook 2 i Acera Chromebook 13 CB5. No i było jeszcze Lenovo Chromebook N20, ale ze względu na fatalną jakość wykonania, temu urządzeniu trudno wróżyć świetlaną przyszłość. Świetnie zapowiada się Chromebook Toshiby, który jak na taki sprzęt jest bardzo dobrze wykonany (piękna obudowa z przetłoczeniami), ma ekran Full HD i głośniki Skullcandy. Ok, nie jest to ani Bang & Olufsen, ale do lekkiego charakteru Chromebooków przypasuje jak ulał. Warto dodać przy tym, że najwyższy model Chromebooka Toshiby będzie kosztował ok. 330 $, czyli 3 razy mniej niż podstawowy MacBook Air.
Trudno przewidzieć jak będzie dalej rozwijał się segment Chromebooków, zwłaszcza, że wszyscy producenci w branży mobilnej chcą budować jeszcze ładniejsze, tańsze i dłużej pracujące na baterii maszyny. W segmencie Chromebooków jedną z wymienionych cech najprawdopodobniej trzeba wykreślić z listy.
Trendem, który wydaje się całkowicie nietrafionym, jest montaż ekranów 4K w komputerach mobilnych – tych gamingowych lub przenośnych stacjach roboczych. Warto mieć sprzęt o mocnej specyfikacji, który rozdzielczość UHD udźwignie (choćby po podpięciu zewnętrznego ekranu), ale ładowanie ekranów 4K większego sensu nie ma. Przecież na (maksymalnie) 17-calach nie doświadczymy w pełni wszystkich tych niuansów jakościowych. To zdecydowanie nie będzie skok, jak w przypadku standardowej rozdzielczości i HD.
Niektórzy jednak się nie zrazili. Ponieważ 4K to rozdzielczość mocno promowana, szczególnie w odniesieniu do telewizorów, na IFA 2014 można było znaleźć rodzynki, które UHD faktycznie wyświetlają. Podczas porównania jakości obrazu FHD i UHD, trudno odnotować detale, które świadczą o wyraźnej przewadze tego drugiego. Na stoisku Toshiby zaprezentowano znane już maszyny z polepszonymi specyfikacjami.
Podczas pokazów w Berlinie, na stoisku Lenovo można było zapoznać się z laptopem IdeaPad Y50 z ekranem o przekątnej 15,6-cali i pracującym w rozdzielczości 3840 x 2160 pikseli. Sprzęt interesujący, ale chyba nikomu tak naprawdę niepotrzebny. Oczywiście, gdyby nagle wszyscy producenci komputerów mobilnych zaczęli montować w swoich maszynach ekrany 4K, ich ceny radykalnie by spadły. Póki co, tryb UHD w laptopach jest zarezerwowany tylko dla najbogatszych i najbardziej wymagających użytkowników.
Trudno przewidzieć, w jakim kierunku będzie rozwijał się segment komputerów mobilnych. Na ten moment trudno wyobrazić sobie element, który mógłby na dobre wstrząsnąć branżą. Niewykluczone, że duży wpływ na kształt laptopów i ultrabooków będą miały procesory Intel Core M, bo dzięki temu będą produkowane maszyny zauważalnie smuklejsze. Skoku wydajności raczej nie ma co się spodziewać, przynajmniej do kolejnej generacji procesorów Intela.
Co dalej z ultrabookami? Czy Chromebooki przetrwają? Wielu ekspertów branży mobilnej przekonuje, że dotarliśmy do granicy innowacyjności komputerów mobilnych i tak naprawdę przez długi czasu w tym segmencie nie wydarzy się nic ważnego. Kolejne laptopy będą cieńsze, lżejsze, lepiej wykonane, ale prawdopodobnie nie tańsze. Na ten moment tylko globalny, radykalny spadek cen może wprowadzić powiew świeżości do świata przenośnych pecetów.
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.