Spis treści
Produkcja studia Ready At Dawn była najbardziej oczekiwaną pozycją przeznaczoną na PlayStation 4 w pierwszym kwartale. I to nie tylko dlatego, że generalnie tytułów przeznaczonych na tę platformę pojawi się w tym czasie bardzo niewiele – twórcy w sposób umiejętny rozpalili bowiem umysły wielu graczy, prezentując naprawdę wyjątkową stylistykę i kapitalny mroczny klimat, którego jeszcze nie mieliśmy okazji uświadczyć. Wycieczka do wirtualnego Londynu sprzed ponad 100 lat podziałała na wielu graczy, a The Order: 1886 od początku było rozpatrywane w kategoriach potencjalnego hitu. A jak jest naprawdę?
Gra opowiada historię sir Galahada, jednego z najbardziej zaufanych rycerzy Zakonu – organizacji zrzeszającej najbardziej wpływowych i walecznych ludzi, trzęsącej w posadach praktycznie całą londyńską metropolią. Nagle jednak, niespodziewanie pojawia się zagrożenie – dzielnica Whitechapel zostaje opanowana przez rebeliantów z Azji, na ulicach zaczynają pojawiać się złowrodzy mieszańcy, terroryzujący miejscową ludność. Nasz bohater wraz ze swoimi przyjaciółmi (wśród których znajdują się historyczne postaci Sir Percivala czy markiza La Fayette’a, jednego z przywódców walk o niepodległość USA i rewolucji francuskiej) postanawia wyjaśnić tę tajemnicę, zagłębiając się w sam środek zniszczonej dzielnicy. A to dopiero początek historii, w trakcie której doświadczymy wielu interesujących zwrotów akcji i zaskakujących sytuacji.
Historia przedstawiona w grze to mocny punkt The Order: 1886. Oprócz naprawdę zręcznie poprowadzonej fabuły, świetną robotę odgrywają także wyraziści bohaterowie, którzy, walcząc o swoje postulaty i pozycję, niejednokrotnie potrafią zburzyć cały misterny plan sir Galahada. Nieraz będziemy świadkami dramatycznych wymian zdań, w trakcie których jedno nieodpowiednie słowo mogłoby zdekonspirować naszego bohatera i jego zamiary. Portret psychologiczny kilkoro uczestników tej wyjątkowej przygody naprawdę nadaje się na dłuższą rozprawkę – to znakomicie napisane postacie, a każda z nich ma w tym konserwatywnym, londyńskim światku swoje interesy i swoją kwestię do odegrania. A przecież nie brak tutaj innych, znakomicie znanych z historii, a jednocześnie nieodzownych dla rozwoju fabuły postaci, z fantastycznym wynalazcą Nikolą Teslą czy Kubą Rozpruwaczem na czele.
Zapewne na nic zdałyby się te pochwały w kierunku postaci, gdyby nie kapitalnie zarysowany i odtworzony klimat wiktoriańskiego Londynu z XIX wieku. Dzięki oryginalnej, steampunkowej otoczce możemy zaobserwować dwa zupełnie odmienne obrazy brytyjskiej stolicy: tą, gdzie biedota i dramat zwykłych mieszkańców miesza się z interesami wielkich i tą, gdzie widok furmanki i targowisk z przyprawami korzennymi kontrastuje z futurystycznymi broniami i nowoczesnymi zabawkami wykorzystywanymi przez nas w trakcie zabawy. Przenikanie tych dwóch światów – tego sprzed ponad 100 lat i nowoczesnego, z fantastycznym arsenałem przyszłości – daje nam naprawdę wyjątkową mieszankę, której w grach jeszcze nie było.
Twórcom udało się znakomicie opowiedzieć wciągającą historię, dzięki niesamowitej wręcz liczbie przerywników filmowych, sugestywnie ukazujących poszczególne elementy fabuły i emocje, które targają bohaterami gry. Zrealizowano je w iście hollywoodzkim stylu – ogląda się je jak dobrze nakręcony film, ze świetną grą aktorów i dobrze napisanymi dialogami. Szkopuł w tym, iż w niektórych momentach filmowość tej produkcji zaczyna brać górę nad właściwą rozgrywką – owszem, w trakcie zabawy spotkamy mnóstwo interaktywnych scenek zawierających sekwencje tzw. quick-time-eventów, ale chyba niewielu graczy podnieca perspektywa wciśnięcia jednego z klawiszy w odpowiednim czasie. A takich sytuacji mamy więcej, chociażby podczas skradania i cichego likwidowania niczego niespodziewających się wartowników. Można odnieść wrażenie, że autorom nie do końca udało się odpowiednio wypośrodkować granicę interaktywnym filmem a efektowną grą – za często siedzimy z padem w ręku, nie robiąc w tym czasie niczego konkretnego. Z drugiej strony jednak – próżno szukać tak efektownie zrealizowanych filmowych wstawek: to naprawdę pierwszorzędna robota.
Pojedynki to dynamiczne i efektowne potyczki, zwłaszcza te, toczone na małej powierzchni. Wymiany ognia często zmuszają nas do szukania niekonwencjonalnych rozwiązań, z czarnowidztwem przypominającym jako żywo osławionego bullet-time’a z Maksa Payne’a czy granatami na czele. Nie brak tutaj także walk wręcz, jak również na noże – niestety często sprowadzają się one do wciskania pojedynczych klawiszy w odpowiednim momencie, co sprawia, że radość z udanego fechtunku jest nieco mniejsza. Miłym urozmaiceniem są także sekwencje składankowe czy krótkie mini gierki wykorzystujące innowacyjne jak na tamte czasy wynalazki Nikoli Tesli. Nie da się jednak ukryć, iż mimo włożenia ogromu pracy w przygotowanie kapitalnego, londyńskiego krajobrazu, twórcy usilnie prowadzą nas za rączkę od początku do końca rozgrywki, od lokacji do lokacji. Nie uświadczymy tutaj nawet złudzenia otwartości świata – do celu zawsze prowadzi jedna, ustalona przez twórców droga, a zabłądzić tutaj naprawdę nie sposób. Niektóre z etapów pachną niestety kompletnie oklepanym schematem: strzelanina, chwila przechadzki, rozmowa, strzelanina i tak w kółko. Momentami, po kolejnych lokacjach poruszamy się jak po tunelach – jakiekolwiek inne ścieżki zastawione są przez drzwi, meble, fragmenty budynków czy furmanki. Rozumiem, że twórcy chcieli w ten sposób ograniczyć nieco wykorzystanie zasobów technicznych konsoli i nie mieli zamiaru ryzykować płynności w zamian za otwarty świat, ale mimo wszystko sądzę, że nikt nie obraziłby się na odrobinę swobody i wirtualną wycieczkę po chociażby części tego pięknego miasta.
To, co odwalili graficy z Ready At Dawn, to naprawdę kapitalna robota. Podczas przechadzki po wyznaczonych przez twórców uliczkach Londynu czuć ducha brytyjskiej stolicy sprzed lat. Poszczególne stacje metra, budynki, kluczowe obiekty – wszystko to zostało odtworzone z fotograficzną wręcz dokładnością, dając iluzję tego, że znajdujemy się na miejscu i właściwie poruszamy się po ulicach, które przecież wielu z nas zna czy to z wycieczek, czy też z życia na obczyźnie. Widok parlamentu i Big Bena skąpanego w dymie wydobywającym się z komina wielkich fabryk to widok zapierający dech w piersiach – naprawdę trzeba to zobaczyć. Nie gorzej wygląda sytuacja w kwestii projektów postaci czy mimiki twarzy – wspomniałem już o filmowości The Order: 1886 i pod względem technicznym zdecydowanie podtrzymuję tę opinię. Wszystkie lokacje i budynki zostały stworzone z dbałością o najmniejsze detale, a zastosowane efekty graficzne robią wrażenie – zwłaszcza podczas zaciętych pojedynków. Ulice Londynu żyją – są pełne przechodniów, gwarnych rozmów i furmanek wożących klientów. Nie skłamię, jeśli zaryzykuję stwierdzenie, że jest to jedna z najładniejszych gier w historii, która pod względem wizualnym robi wrażenie od początku do samego końca, a przy tym wszystkim działa naprawdę w pełni płynnie, bez jakichkolwiek przycięć czy klatkowania. Mistrzowska robota.
Duże brawa należą się także rodzimemu oddziałowi Sony za przygotowanie polskiego dubbingu – wśród aktorów podkładających głos postaciom znajdują się tak doświadczeni aktorzy, jak Jarosław Boberek czy Krzysztof Banaszyk i trzeba przyznać, że finalny efekt jest naprawdę zadowalający. Poszczególne głosy dobrze pasują do charakterów wybranych postaci, nienajgorzej wypada także voice-acting w momentach, w których słyszymy tylko i wyłącznie okrzyki bólu czy też wysiłku fizycznego. Co ważne, kwestie pasują także do mimiki postaci, co w wielu przypadkach wcale nie jest takie oczywiste. Dobra robota!
Szkoda tylko, iż tak naprawdę żadnej z lokacji, w których przebywamy w trakcie tej przygody (a uwierzcie mi, jest ich niemało!), nie jesteśmy w stanie zwiedzić nawet w połowie – wszystko przez to, że gra jest po prostu za krótka. Gdy po nieco ponad 7 godzinach zobaczyłem napisy końcowe, poczułem się trochę zawiedziony – w innych produkcjach pewnie po takiej ilości czasu spędzonego na rozgrywce miałbym już wszystkiego po dziurki w nosie, natomiast tutaj chciałoby się pograć zdecydowanie więcej. Można odnieść wrażenie, że twórcy żwawym krokiem przeprowadzili nas przez kilka świetnie zaprojektowanych lokacji, odsłaniając może z 15-20% całości – owszem, rozgrywka jest dynamiczna, ale z miłą chęcią sprawdziłbym zakamarki wiktoriańskiego Londynu. A tak – niby fabularnie wszystko zamyka się w jedną całość, ale po zakończeniu zabawy pozostaje uczucie niedosytu, że to wszystko wydarzyło się odrobinę za szybko.
Mimo kilku niedoróbek i ograniczeń technicznych The Order: 1886 to naprawdę udana gra. Choć twórcy uparcie prowadzą nas za rączkę od początku do końca tunelami upakowanymi w naprawdę przepiękną oprawę wizualną, to ekipa studia Ready At Dawn zaprezentowała nam świetnie napisaną i sprawnie poprowadzoną przygodę, w której nie brak wyrazistych postaci, ciekawych zwrotów akcji i efektownych pojedynków. Grze nie sposób odmówić pierwiastka filmowości, choć natężenie fabularnych przerywników i sekwencji QTE w wielu momentach jest zbyt duże. Perypetie Sir Galahada to także nowa jakość w kwestii graficznej – to naprawdę prześliczna gra, z kapitalnie odwzorowaną stolicą Wielkiej Brytanii i wyjątkową nutką steampunku, świetnie wkomponowanego w wiktoriańskie klimaty. Szkoda tylko, że to wszystko trwało tak krótko – miejmy jednak nadzieję, że za jakiś czas ponownie zobaczymy naszego bohatera w kontynuacji tej produkcji. Bez sztucznych ograniczeń, bez nadmiernej filmowości, za to znów z pasjonującą fabułą, pięknym Londynem i błyskotliwymi postaciami.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.