Jeszcze kilka lat temu gracze nie zastanawiali się nad niczym – jedynym słusznym wyborem był mocny, składany z porządnych komponentów zestaw komputerowy. Dziś producenci starają się nas przekonać, że jedynym słusznym wyborem jest laptop gamingowy. A ja nadal nie jestem choć trochę przekonany.
Zawsze składałem komputery ze względu na gry – w mojej karierze było ich już kilka, i zawsze naczelnymi komponentami, na które zwracało się uwagę, był procesor i karta graficzna, a na kolejnym miejscu – pamięć RAM. Czasami nóż w kieszeni się otwierał, patrząc na fakt, iż ¾ ceny zestawu zajmowała wspomniana trójca, ale przez to można było być pewnym, że najnowsze tytuły ruszą bez problemu, a ilość klatek będzie wystarczająca do solidnej rozgrywki nawet na wysokich detalach. Pamiętam długie godziny sortowania for internetowych w poszukiwaniu opinii o sprzęcie, pamiętam też radość ze sklecenia zestawu za śmieszne z dzisiejszej perspektywy pieniądze, gdy dolar w naszym kraju kosztował nieco ponad 2 złote (ech, to se ne vrati!).
Teraz producenci sprzętu gamingowego oraz laptopów próbują za wszelką cenę przekonać mnie, iż dla gracza najlepszym wyborem jest laptop, i że to on zapewni nam najwyższą jakość oprawy wizualnej przy jednoczesnej odpowiedniej płynności rozgrywki. I wiecie co? Mimo upływu lat kompletnie mnie to nie przekonuje i nadal wybrałbym poczciwego składaka.
Moda na gaming
Nie mogę ukryć, że dziwi mnie nieco aż tak bum na laptopy gamingowe. Przygotowując relację z targów IFA 2015 wraz z innymi maniakami byłem niesamowicie zdziwiony, jak wielu producentów tych urządzeń decydowało się albo na nowe modele dla graczy, albo też odświeżone konstrukcje sprzed lat, które cieszyły się (ponoć) powodzeniem wśród klientów. Praktycznie ciężko mi wskazać jakąkolwiek firmę nie posiadającą w swoim portfolio propozycji dla graczy.
Żeby nie było – daleki jestem od stwierdzenia, że laptopy dla graczy to najgorszy wymysł branży na przestrzeni ostatnich lat. Ba, mogę nawet przyznać, że pod względem prezencji i wyglądu sprzęty te prezentują się zdecydowanie lepiej niż niejedna odpicowana „skrzynka”. Ot, chociażby ASUS ROG G752, czyli jeden z pierwszych laptopów chłodzonych cieczą – i choć niektórzy powiedzą, że wygląda on trochę jak statek kosmiczny, to cała konstrukcja wygląda naprawdę ciekawie. A jest też Lenovo Y700, czyli bardzo ciekawa próba zaoferowania graczom laptopa z dotykowym ekranem, co znacznie zwiększyłoby możliwości rozgrywki w niektóre tytuły wykorzystujące tę sposobność. A przecież niebawem trafi do nas jeszcze chociażby elegancka propozycja od HP w postaci odświeżonego Pavilliona 15, tradycyjnie swoją serię odświeża także MSI ze swoimi „Dominatorami” i „Apache’ami”.
Wszystko to dzieje się w momencie, w którym ani ja, ani zdecydowana większość moich znajomych nie wyobraża sobie kupna laptopa gamingowego, nadal twardo obstając przy własnym, stacjonarnym pececie. Powodów tego stanu rzeczy jest kilka, ale najważniejszy jest jeden, a mianowicie: cena.
Cena nie zawsze równa się wydajność
A właściwie – stosunek ceny do wydajności. Powiedzmy sobie wprost – laptopy dla graczy są niestety drogie. Wielokrotnie dopiero konstrukcje za 6-7 tysięcy złotych umożliwiają nam komfortową rozgrywkę najnowsze tytuły, a wiele laptopów posiada chociażby jedno wąskie gardło, które przy analizie całej specyfikacji wpływa w ogromnym stopniu na ostateczną wydajność całego sprzętu.
Ot – popatrzmy chociażby na nowego Acera Predatora, który trafi do nas już w grudniu tego roku. Nawet 32 GB RAM – wow, to robi wrażenie, RAM-u przecież nigdy nie za wiele, karta GeForce GTX 980M – naprawdę spoko, warto jednak wziąć pod uwagę fakt, iż mobilne wersje kart graficznych są zazwyczaj okrojone w stosunku do pecetowych odpowiedników, zwłaszcza pod względem taktowania rdzenia bądź przepustowości pamięci VRAM. Dochodzimy do procesora i tutaj już czar niestety pryska. Niby to Skylake, niby najnowsza technologia ze świetnym współczynnikiem TDP, ale taktowanie nominalne 2,6 GHz to już niestety nie ta półka. Biorąc pod uwagę, iż gry coraz lepiej wykorzystują pracę wszystkich czterech rdzeni, nawet 3100 MHz w trybie turbo nie robi niestety zbyt dużego wrażenia.
Teraz dochodzimy do rzeczy najistotniejszej, czyli ceny – wariant 15-calowy ma wiązać się z kosztem 6999 złotych, 17-calowy – o 1000 złotych więcej. Pamiętajmy jednak, iż mówimy o podstawowych specyfikacjach. Oznacza to więc, iż na pokładzie najpewniej znajdziemy zaledwie 8, lub w nieco bardziej optymistycznym wariancie, 16 GB pamięci RAM, okrojona zostanie także ilość miejsca przeznaczonego na dane. Wiemy bowiem nie od dziś, że producenci laptopów tradycyjnie serwują nam kilka wersji swoich sprzętów z różnymi komponentami, wpływającymi rzecz jasna na cenę poszczególnych modeli.
Wolę poskładać niż płacić krocie
Można więc śmiało założyć, iż za zestaw z maksymalnie potężną specyfikacją zapłacimy około 10 tysięcy złotych. Za tę cenę nie tylko kupimy lepszego, gotowego desktopa chociażby w postaci ASUS-a ROG G20, ale i złożymy peceta, który posłuży nam przez kilka kolejnych lat. Co więcej – lepszą maszynę jesteśmy w stanie złożyć już za niecałe 7 tysięcy złotych – dostajemy tu chociażby wydajny procesor Core i7, GeForce’a GTX 980 z ogromnymi możliwościami w zakresie overclockingu, dodatkowo już fabrycznie podkręconą, oraz 16 GB RAM-u: niby nie 32, ale w zamian otrzymujemy kości o ponadprzeciętnym taktowaniu pamięci oraz minimalnym opóźnieniu.
Niższy stosunek ceny do wydajności w odniesieniu do komputerów stacjonarnych jest niestety normą. Nie ma praktycznie laptopa, który pod względem specyfikacji w swojej półce cenowej górował nad rozsądnie złożonym i dobrze przemyślanym zestawem PC. Owszem, do kosztów wyprodukowania laptopa warto jeszcze doliczyć cenę matrycy, jest to jednak jeden z najtańszych komponentów podczas procesu produkcyjnego takiego sprzętu. Producenci zwrócą także uwagę na jeden istotny fakt, jakim jest wygoda przy kupnie laptopa gamingowego – wykładamy pieniądze i dostajemy gotowy sprzęt do ręki, nie musząc się przejmować o nic innego. Owszem, wiele w tym racji, ale sprzęt za kilka tysięcy złotych kupuje się na kilka lat, warto więc poświęcić nań trochę czasu i dokładnie przeanalizować wszystkie „za” i „przeciw”. To tak jak z kupnem używanego samochodu – bez odpowiedniego przeglądu i opinii fachowców może nagle okazać się, że zamiast wozu na kilka lat kupimy pojazd, w który nieustannie będziemy ładować ogromne ilości pieniędzy.
Upgrade? Nie taki prosty…
A przecież nie zapominajmy o tym, że bardzo często po latach dokonujemy rozbudowy naszych pecetów, zapewniając im dodatkowy przypływ mocy i solidnie odraczając termin kupna następnego zestawu. W przypadku laptopów coraz częściej możliwości upgrade’u są poszerzane, ale nadal nie mamy do czynienia z aż taką swobodą, jak w przypadku pecetów – dodatkowo wziąć pod uwagę fakt, iż komponenty przeznaczone laptopów są zdecydowanie droższe – widać to zwłaszcza na przykładzie kości pamięci, a dostanie się do wnętrza laptopa nierzadko wymaga wyższych umiejętności w zakresie akrobacji.
Przyjęło się, że laptop = mobilność. No, to chyba niezbyt ta reguła się sprawdza w przypadku notebooków dla graczy – to bowiem regularnie kolosy ważące po 5-6 kilo, których powieszenie na ramieniu może skutkować wizytą u ortopedy. Oczywiście, nadal są zdecydowanie prostsze w transporcie niż tradycyjne „skrzynki”, niemniej transport takiego ASUS-a ROG G752, zwłaszcza w połączeniu z modułem chłodzenia cieczą, to operacja logistyczna raczej nie należąca do najprostszych.
No i co? Na pewno nie laptop…
Dla mnie jako wziętego gracza inwestycja w gamingowy laptop nie byłaby może najgorszą decyzją życia, ale wiązałaby się z nieodłącznym przeczuciem, że wydałem zbyt dużo pieniędzy na rzecz, która niekoniecznie jest tego warta i za tę cenę mógłbym mieć coś lepszego i wydajniejszego. To tak jak ze sprzętami Apple’a – niby są intuicyjne i fajne w obsłudze oraz generalnie niezawodne, ale cena w stosunku do podzespołów jest po prostu grubo przesadzona. Pozostaje mieć nadzieję, że wraz z popularyzacją tego segmentu hardware’u producenci postarają się o stopniowe zmniejszanie dystansu pomiędzy poszczególnymi komponentami w wersji dla desktopów oraz laptopów, no i zwłaszcza ich ceny zaczną być coraz bardziej przyziemne. Bo na razie dobry i wydajny notebook dla gracza to wydatek, na który mało kogo stać od ręki.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Można kupić cokolwiek, byle nie było sygnowane „marką” Lenovo. To straszny badziew! Na papierze podzespoły wyglądają solidnie, ale jakość wykonania, użyte materiały, tani beznadziejny plastik sprawiają, że to jednorazowe zabawki. Wytrzymują kilka miesięcy i inwestujesz kolejne tysiące złotych w nowy sprzęt. Lenovo – czas na śmietnik historii (aż żal pomyśleć, że IBM – marka legenda sprzedała dział komputerów czemuś takiemu jak Lenovo)
Od 2009 roku, czyli już ponad 8 lat używam Lenovo Ideapad y550. Jedyne co w niego zainwestowałem to nowy zasilacz (stary zniszczony przez zwijanie kabla), nowa bateria i oczywiście dysk ssd. Stary dysk nadal jest używany w laptopie jako drugi ssd jako systemowy. Ostatnio moje 2 letnie dziecko stanęło na zamkniętym laptopie i zaczęło podskakiwać. Nic się nie stało, matryca przetrwała. Przykładowo Thinkpady jako jedyne laptopy są wykorzystywane w kosmosie na ISS. Moim nowym nabytkiem będzie Acer Nitro 5 z Ryzenem. Lenovo będzie nadal pracował w rodzinie. Po prostu mi się podoba. Lenovo to drugi pod względem produkcji producent laptopów na świecie, dlatego nie jest dziwne że w tej ilości sprzedanego sprzętu trafił się bubel. Wszędzie trafiają się buble. Acha, laptopa używam grając w pendolino i tak są tam gniazdka. W starszych składach również są gniazdka np. w Pociągu Malczewski. Pozdrawiam. :))
Strasznie kiepski tekst. Przeglądając rynek ostatnio natkąłem się na Lenovo Y50-70. I7 4 rdzenie, 8gb ram, gtx960m. Sprzęt ciągnie na najwyższych (bez tych opcji filtrowania jakiegoś x2/x4/x8) w rozdziałce FullHD Gta V. No i to jest fajne, że nie muszę jak oszołom blaszaka pakować do auta jak chcę pojechać do znajomego pograć wspólnie w jakąś mobe na przykład. Tylko pakuję i jadę. Chyba tekst pisał ktoś, kogo boli, że laptop jest droższy od stacjonarnego komputera. #cebula lvl hard. A skoro lapek za 3749zł ciągnie tak jak wyżej napisałem gierke. CS:GO na totalnym full, Heroes Of The Storm również no to niby czemu mam go nie używać do gier? Szczególnie, że w domu podłączam sobie czasem poprostu monitor, myszke i klawiaturę. Zapraszam autora cebulkę ze stacjonarką na lan party XDDDDDDDDDDDDDDDDD
A ja mam GATEWAY 7805u. 4 GB ram. core2duo extreme 3.06. geforce9800gts. I powiem szczerze, ze te pieniadze ktore wydalem, byly warte w 2009. jak mam ochote pograc to biore sprzet ze soba. do toalety. na wyjazd. z pokoju do kuchnii. w aucie. I ZA TO PLACI SIE NAJWIECEJ. za mobilnosc. a jest to zaleta. ogromna.
Prawda jest bolesna, nie ma żadnego sensu kupować laptopów za więcej niż 5 tys zł innych niż MacBooki, bo to byłoby zwyczajnym wyrzucaniem kasy w błoto. Chyba, ze gamerzy, ale to już są „ludzie specjalnej troski”. Integry Intela „Iris (Pro)” są już coraz lepsze i taki MBP retina 13″-15″ wydaje sie komputerem idealnym
Akurat sam zacząłem narzekać na taki kompromis między mobilnością a wydajnością. Kupiłem MSI GE70 i wszystko jest fajnie dopóki nie odpali się nowszej gry. Nawet BF4 potrafi mieć czasem skoki FPS. Teraz wiem, że kiedy będę potrzebował komputer do grania złożę stacjonarkę, mam jeszcze PS4 więc ogólnie komputer już nie służy do gier – może poza popularnym CSGO czy innym badziewiem dla zabicia czasu. Póki co taki laptop mi wystarczy, mimo gabarytów wciąż wygodniej go wziąć do wyrka niż siedzieć po nocach przy biurku 🙂
A ja właśnie kupiłem sprzęt do gier i na pewno jest to laptop. I wcale nie waży 5-6kg, tylko 2,5kg. Lenovo Y50 – taki gamingowy ultrabook – udany kompromis między gabarytami, ceną i wydajnością 😉
No, ale fakt laptop i desktop to 2 różne sprzęty i porównywanie ich jest nie na miejscu, stąd też uważam artykuł za zbyt tendencyjny. Zwłaszcza że kiedyś nie istniało pojęcie laptopa do gier, a dziś właśnie to one są coraz popularniejsze, bo wielu ma ochotę na coś lepszego niż zwykły lapek i okazjonalnie sobie odpalić jakiś fajny tytuł. Sądzę nawet, że ten rynek będzie rósł w siłę i przybywało nowych gamingowych konstrukcji.
Przecież oczywiste jest, że laptop o takich samych parametrach jak stacjonarka ZAWSZE będzie droższy. Różnica w cenia wynika z takich zaleta jak mobilność, możliwość działania bez zasilania, waga, i pare innych bzdetów. Jak komuś zależy na tych zaletach to kupuje laptopa, jak nie to stacjonarkę (bo ma to samo taniej, lub coś lepszego w tej samej cenie co laptop). Jak dla mnie artykuł troche bez sensu.