Na miesiąc porzuciłem moją skórzaną listonoszkę, aby przetestować plecak Case Logic Griffith Park Plus. Już wiem, że był to najlepszy plecak, jakiego kiedykolwiek używałem.
Obserwowałem ludzi poruszających się w mojej okolicy, gdzie jest duże skupisko korporacji. Większość moich sąsiadów to przeważnie informatycy i humaniści, którzy jakimś sposobem odnaleźli się w świecie IT. Wielu z nich korzysta w pracy z własnego komputera, dlatego codziennie widzę znajome twarze osób noszących laptopy w torbach. Jakże byłem rad z tego, że ja mogłem nosić swój w plecaku Case Logic Griffith Park Plus.
Jestem posiadaczem MacBooka Air 13″, więc noszenie laptopa nie jest dla mnie żadnym problemem. Często natomiast oprócz Maca mam jeszcze koło siebie jakiś tablet, kilka telefonów i rzeczy osobiste. O dziwo, wszystko to z łatwością mieściłem w testowanym plecaku. Większe sprzęty — notebooka z ekranem do 15,6 cali i 10-calowy tablet chowa się w głównej przegrodzie, gdzie znajdują się dwie kieszenie, na każdy sprzęt osobna. Oprócz tego zostaje sporo miejsca na inne rzeczy.
Co prawda producent nie podaje pojemności plecaka w litrach, ale jednego dnia spakowałem do Case Logic Griffith Park Plus dwie książki, 4 telefony z ładowarkami, 2 tablety, MacBooka, lustrzankę w futerale z ładowarką, kilka drobiazgów i… statyw. Jak to wszystko zmieściłem? Tylko dzięki pomysłowości producenta, bo plecak ma mnóstwo kieszeni dodatkowych. Na przodzie naszyto klapę, która daje dodatkową przestrzeń urozmaiconą przegródkami na smartfona i kieszenią zamykaną na zamek, a z kolei klapa sama w sobie mieści jeszcze jedną kieszeń zasuwaną na zamek błyskawiczny.
Pomiędzy tymi dwoma znajduje się jeszcze jedna kieszeń. Jest wyścielona miękkim materiałem, ale sam nie wiem, co mógłbym tu przenosić. Najczęściej wrzucałem tu napój, jakieś jedzenie i portfel. Łatwo ją otworzyć, a ponieważ jest dość płaska, nie musiałem zbyt długo szukać rzeczy, która była mi potrzeba.
Kolejną kieszeń znajdziemy na samym spodzie, gdzie z łatwością schowamy płaskie buty lub ładowarkę do laptopa, a jeszcze jedną umieszczono na samym szczycie. Kiedy założysz na siebie plecak, będzie się mieścić okolicach karku. Wyścielona delikatnym polarem, będzie idealna na niewielką myszkę lub okulary, choć ja nosiłem w niej karty pamięci i klucze do mieszkania. Są jeszcze dwie kieszenie boczne, także zasuwane na zamek. Nie zmieściłbym w nich większej butelki, ale już puszka 0,3 l powinna się zmieścić.
Całość uszyto z przyjemnych materiałów. Wierzchnia warstwa jest gładka w dotyku i nie przemoczy jej delikatny deszcz — jak udało mi się sprawdzić w trakcie testowania. Wewnątrz znajdziemy albo ten sam materiał, albo polarową wyściółkę, którą znajdziemy wyłącznie w tej najwyższej, małej kieszonce. Z kolei szelki od wewnętrznej strony pokryto dziurkowaną pianką, tak samo jak zewnętrzne części pleców. Posiadają jeszcze element ze sztywnej pianki chroniący nas przed poceniem się pleców.
Ogólnie — jakość na piątkę, a wygodna użycia — wzorowa. Dlatego tak trudno mi się z tym plecakiem rozstać! Szelki są bardzo szerokie i nawet z dużym załadunkiem nie odczułem na swoich ramionach dźwiganego ciężaru, kiedy zabrałem ze sobą za dużo rzeczy. Fajnie, że szelki spina ze sobą pasek, dzięki czemu nie ześlizgują się. Z kolei każdy zamek posiada chwytak w postaci przewleczonego sznurka z gumową końcówką.
Jaki ostateczny werdykt? Bez chwili zawahania się polecam każdemu, kto na co dzień nosi ze sobą cięższą elektronikę. Plecak Case Logic Griffith Park Plus jest ładny, wygodny, pojemny, poręczny, słowem fantastyczny. Kosztuje od 249 do 400 złotych (zależnie od sklepu), ale może faktycznie warto wyłożyć trochę więcej pieniędzy i mieć zdrowe plecy?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.