NexDock to pomysł, który pokazuje, że ludzie pragną innowacji i gadżetów. Stacja dokująca przedstawiona przez firmę działa bowiem w bardzo, ale to bardzo oryginalny sposób.
Czasem przeglądając IndieGoGo zastanawiam się naprawdę skąd ludzie biorą tego typu pomysły. Większość z nich oczywiście nie dochodzi do skutku, jednak te, którym uda się przebić pokazują, że gra jest warto świeczki – dokładnie tak jest w przypadku NexDock’a, czyli stacji dokującej pozwalającej uruchomić notebooka za pomocą smartfona, RaspBerry Pi lub innego urządzenia. Sam pomysł jest po prostu konceptem podobnym do tego, jaki kiedyś zaprezentował nam Microsoft. Użytkownicy dostaną do ręki sprzęt, który nie zadziała bez podłączenia do niego innego urządzenia. Biorąc pod uwagę niską cenę takiego sprzętu warto zastanowić się czy realnie go potrzebujemy oraz czy ma on szansę na sukces.
NexDock to stacja dokująca, która jest kompletnie bezużyteczna do momentu, w którym nie podepniemy do niej urządzenia, które domyślnie będzie ją napędzać. Wystarczy wyobrazić sobie 14-calowy monitor z klawiaturą, trackpadem oraz baterią o sporej pojemności 10,000 mAh – haczyk jest taki, iż sam sprzęt nie posiada ani procesora ani pamięci RAM. Użytkownicy mogą liczyć tylko na wbudowane porty, głośniki oraz resztę złącz, które fabrycznie zapewnia producent.
Twócy NexDock, czyli Kosmaz i Kayacan chcieli od samego początku zacząć od takiego sprzętu, jaki będzie możliwie najtańszy do zakupu a wszelkie jego modyfikacje będą mogły zostać dokonane za pomocą alternatywnych, podłączanych urządzeń. Sam design może przypominać jednak nieco podróbkę MacBooka, ale na to chyba nie ma co narzekać.
Według oficjalnej specyfikacji, NexDock posiada wymiary na poziomie 351 x 233 x 20 mm i waży 1490 gramów. Za wyświetlanie obrazu odpowiada 14-calowa matryca, która pracuje w natywnej rozdzielczości full HD 1920 x 1080 pikseli przy zachowaniu formatu 16:9. Użytkownicy dostają również możliwość skorzystania z pełnowymiarowej klawiatury oraz touchpada. Z urządzeniami peryferyjnymi NexDock może łączyć się za pomocą interfejsu Bluetooth 4.0. Dodatkowy ekran możemy podpiąć poprzez port HDMi lub miniHDMI. Pod względem złącz nie ma tu raczej miejsca na nic specjalnego: ot zwykłe dwa porty USB, 1 gniazdo kart microSDoraz 3,5-milimetrowe złącze słuchawkowe. NexDock działa w oparciu o zasilacz pracujący z mocą 5V. Niestety według pierwszych doniesień nie każde urządzenie mobilne będzie kompatybilne z tym oryginalnym notebookiem – nie zmienia to jednak faktu, iż smartfony nie są jedynym sprzętem, który możemy do niego podłączyć.
Według twórców najlepszą wydajność można osiągnąć podłączając do NexDocka RaspBerry Pi lub inne, miniaturowe komputery. Niestety w przypadku „malinki” w notebooku przestaje działać gładzik, jednak twórcy zapewnili już iż wydadzą stosowną aktualizację, która raz na zawsze rozwiąże ten problem. Urządzenia, które nie posiadają własnego źródła zasilania mogą zostać bez problemu podłączone za pomocą któregoś z portów USB pozwalającego na ładowanie. Największą siłą NexDocka jest jednak fakt, że wszystko opiera się o podłączane do niego urządzenia – w przypadku kradzieży lub zgubienia samego notebooka nie musimy martwić się o dane, wszystko zostaje przecież w podłączonych komponentach. Jak dla mnie jest to świetny pomysł zarówno dla developerów jak i wymagających entuzjastów oraz gadżeciarzy.
NexDock może pojawić się w światowej sprzedaży jeszcze w czerwcu bieżącego roku, czyli tak naprawdę za niecałe dwa miesiące. Ceny notebooka zaczynają się już od 149 dolarów, co jest ceną naprawdę niską i porównywalną do najtańszych Chromebooków – warto jednak pamiętać o ograniczeniach NexDocka i tym, iż musimy posiadać konkretny sprzęt, aby zapewnić odpowiednią wydajność całej konstrukcji.
Na czas pisania tego tekstu twórcom udało się zebrać 340 tysięcy dolarów z wymaganych 300,000 potrzebnych do uruchomienia produkcji. Czy ktoś jednak naprawdę kupi i będzie używał NexDocka na co dzień? Nie wydaje mi się…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Dla mnie spoko, bo jak ktoś korzysta z desktopa, a czasem potrzebuje lapka (np. ja), to zamiast wydawać ok 2,5k pln na ultrabooka może zrobić takie coś. Tylko potrzeba sprzętu który odpali winde/linuksa(przynajmniej dla mnie), a to inna bajka...