Ultrabook Lenovo Yoga 900S waży niespełna kilogram, jest grubości notatnika i trzyma do 10 godzin na baterii. Czy to idealny laptop dla blogera lub dziennikarza? Postanowiłem to sprawdzić zabierając komputer na targi IFA 2016.
Artykuł sponsorowany
Mieliście okazję czytać test Lenovo Yoga 900S, więc dobrze wiecie, że laptop został wysoko oceniony przez maniaKalną redaKcję. Ale na tym nie koniec. Postanowiliśmy również sprawdzić, jak Ultrabook poradzi sobie w warunkach „bojowych” – dlatego zabrałem go na targi IFA 2016.
Waga: każdy kilogram się liczy
Porównując na papierze wagę laptopów łatwo dojść do wniosku, że „dodatkowe kilkaset gramów różnicy nie zrobi”. Błąd. Często podróżując szybko zauważysz, że jest kolosalna różnica między standardowym, ciężkim laptopem, a ważącym 900 gramów Ultrabookiem pokroju nowego Lenovo Yoga 900S. Do tego dochodzi waga zasilacza i nagle „z niczego” robi się spora oszczędność, którą docenisz zwłaszcza latając samolotem, gdzie każdy kilogram jest na wagę złota.
Ale to nie wszystko. Istotne są również gabaryty laptopa. Obecna generacja Ultrabooków nie tylko waży tyle, co przysłowiowe piórko, ale zajmuje także niewiele miejsca w bagażu. W najgrubszym miejscu Yoga 900S mierzy ledwie 12 mm – to mniej niż zeszyt, w którym zapisywałem notatki z pierwszego wywiadu, jaki przeprowadziłem dla techManiaKa (tak, pisałem w zeszycie, sam się dziwię). To się nazywa postęp!
Oczywiście, możesz mnie przekonywać, że gabaryty są drugorzędne, że zawsze możesz wziąć dodatkowy bagaż, że to nie problem, jak się jedzie samochodem czy pociągiem… Cóż, spotkajmy się za rok na targach – po kilku dniach „spacerowania” po rozległych halach Messe Berlin przyznasz mi rację, że sięgnięcie po lekkiego laptopa nie było jednak takim złym pomysłem…
Bateria, czyli nieustający wyścig z czasem
Dzień targowy zaczyna się wcześnie. Przegląd prasy robię korzystając ze smartfona, jeszcze przy śniadaniu. Zostawiam sobie notatki w chmurze i ruszam w drogę. Żeby nie marnować czasu włączam laptopa i zaczynam pracę nad pierwszym wpisem. Energii zaczyna ubywać.
Kilkadziesiąt minut później czas zrezygnować z trybu energooszczędnego i przestawić się na wyższe obroty – na obrobienie czekają pierwsze zdjęcia i filmy, trzeba podkręcić jasność ekranu żeby zrównoważyć silne światło w halach a do tego dochodzi intensywny transfer danych. Energia zaczyna uciekać jak szalona.
8 intensywnych godzin później powoli zbieram się z targów – zdążę jeszcze napisać tekst, załapię się na wideo konferencję i zrelaksuję chwilę zaglądając na ulubione kanały na YouTube. Transfer do hotelu i czas pomyśleć: o kolacji dla siebie i o gniazdku dla 900S. Fajnie, że dopiero teraz, prawda? Niestety, ta sztuczka wychodzi tylko z Ultrabookami.
Używając klasycznego notebooka z procesorem o wysokim TDP, za gniazdkiem rozglądałbym się już po kilku godzinach spędzonych w Messe Berlin. A nie ma chyba nic bardziej frustrującego niż konieczność szukania prądu w połowie rozpoczętego tekstu…
Ekran: kilka okien na świat
Jeśli się uprę to mogę pracować nawet na smartfonie z ekranem 720p. Tylko po co się męczyć? Specyfika pracy dziennikarza czy blogera zazwyczaj wymusza konieczność korzystania z kilku różnych aplikacji jednocześnie – analizując materiał źródłowy (1) robisz notatki (2), piszesz właściwy tekst (3) i przygotowujesz grafiki (4). Nie mówiąc już o tym, że wypadałoby mieć kontakt z resztą zespołu (5).
Jasne, jak nie ma wyjścia to trzeba bawić się w Alt+TAB – ale nie po to Windows 10 „uzbrojono” w tryb pracy na wielu oknach, byśmy teraz mieli cofać się do ery kamienia łupanego i pierwszych iPadów.
Jest tylko jedno „ale” – mając laptopa z ekranem o rozdzielczości 1366 x 768 (a takie nadal królują nawet w segmencie biznesowym) o faktycznej wielozadaniowości możesz zapomnieć. W końcu ile okienek możesz zmieścić w takiej przestrzeni? Nawet najnowsza wersja WordPressa w 768 liniach wygląda fatalnie.
Optymalne rozwiązanie? Panel o wysokiej rozdzielczości, jak ten z Yoga 900s (2560 x 1440 pikseli). Dopiero takie parametry pozwalają sensownie poukładać przestrzeń roboczą. Lekcja, której się nauczyłem dawno temu: im mniej czasu poświęcasz na zabawę okienkami, tym więcej faktycznie zrobisz.
Wydajność: skrojona na miarę
Od czasu premiery pierwszego taniego tabletu z Windowsem powtarzam: procesor pokroju intelowskiego Atoma nadaje się raczej do zabawy, niż poważnej pracy. Co nie przeszkadza oczywiście niektórym producentom montować go nawet w laptopach. W końcu cena jest najważniejsza, czyż nie?
Otóż, nie jest. A już na pewno nie dla kogoś, kto musi do maksimum wykorzystać każdą minutę w pracy. Dlatego zapytany o to, jaki procesor do laptopa wybrać, z reguły odpowiadam: Core M lub wyżej. Przy czym złota zasada brzmi: im większej wydajności potrzebujesz, tym krócej popracujesz na baterii. Coś, za coś.
Core M to sensowny kompromis między energochłonnością a mocą obliczeniową, co dobrze widać po Yoga 900s: złożysz na nim film (i zrobisz render zanim poziom naładowania dojdzie do magicznych 5%), obrobisz hurtem zdjęcia, przejrzysz bazy danych a jak Cię mocno przyciśnie to nawet pograsz w starsze, desktopowe gry. Czego chcieć więcej od notebooka, który trzyma tak długo na jednym ładowaniu?
Po co laptop i tablet, jak masz 2w1?
To pytanie to dobre podsumowanie niniejszego tekstu. Po wielu latach korzystania z przeróżnych urządzeń dobrze wiem, że jeszcze przez długi czas z laptopa nie zrezygnuję. Znam oczywiście osoby, którym do szczęścia wystarczy smartfon z dużym ekranem albo wydajny tablet, ale ja zdecydowanie trzymam się frakcji konserwatywnej. Jeśli pracować, to tylko na notebooku. Tylko, że…
… jestem również maniaKiem tabletów. Ba, lubiłem je nawet zanim Steve Jobs pokazał pierwszego iPada i zmienił rynek. Ale jak już pisałem wcześniej, w podróży każdy zbędny kilogram należy bez skrupułów eliminować. Dlatego na targi IFA nie zabrałem iPada. Bo i po co, skoro w ciągu kilku sekund mogę zamienić 900s w funkcjonalny tablet, z poziomu którego mam łatwy dostęp do wszystkich plików, które i tak zwykle trzymam na laptopie. Jasne, w Pokemon GO nie pogram, ale od tego akurat mam smartfona. 😉
Ceny Lenovo Yoga 900S
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
A ja uważam, że takie teksty mają właśnie większą wartość dla potencjalnego użytkownika sprzętu niż nawet najlepiej skrojone testy. Oto, Wojciechu, ktoś wziął ze sobą laptopa na konferencję. I to nie byle kto — osoba, która polegała na mobilności i wielozadaniowości, a jednocześnie oczekująca odpowiednio długiego czasu działania laptopa bez konieczności sięgania po ładowarkę. Tekst Szymona daje więc ogląd na to, jak sprzęt sprawuje się z perspektywy użytkownika. Nie ma nic lepszego niż test w terenie, gdzie korzysta się z różnego pakietu aplikacji, wszystko trzeba zrobić możliwie jak najszybciej, a różne czynniki sprawiają, że dopiero wtedy można faktycznie zweryfikować, czy dany model jest godny polecenia. Doceń to człowieku! 😉
No niech Wam obu będzie. Nie wiedziałem, że to tekst na bloga, przepraszam, zwracam honor…
Co mnie człowieku obchodzi z czym pojechałeś!? Nie pisz o własnych odczuciach!
Test laptopa i specyfikację masz w innych artykułach (są podlinkowane) – w każdej chwili możesz tam zajrzeć. Ten tekst jest natomiast w 100% subiektywny i koncentruje się na moich „odczuciach”. Nie interesuje Cię? Żaden problem – zerknij na inne wpisy, ten widocznie nie jest dla Ciebie. 😉
No ale po co piszesz o własnych odczuciach? Kto to będzie czytał?
Komentujesz wpis umieszczony na blogu – a blog to z definicji idealne miejsce do pisania o tym, czy dobrze mi się czegoś używało, czy wręcz przeciwnie. Raz jeszcze powtórzę – nikt nie każe Ci czytać niniejszego artykułu, masz inne teksty na mobiManiaKu, do lektury których zachęcam. Tyle z mojej strony. 🙂
A kim Ty jesteś by decydować co ktoś zrobi a co nie? :>
za te cenę to wole macbook air……
Przestarzały