Toshiba N300 to dysk HDD zaprojektowany z myślą o urządzeniach typu NAS. Dostępny w pojemnościach 4, 6 i 8 TB, oferuje prędkość na poziomie 7200 rpm oraz szereg technologii związanych z bezpieczeństwem danych. Czy warto go kupić? Postanowiłem to sprawdzić. Zapraszam do lektury recenzji dysku Toshiba N300.
Toshiba N300 to nietypowy produkt w ofercie japońskiego koncernu. Z jednej strony zaprojektowany z myślą o urządzeniach NAS, a więc po brzegi naszpikowany technologiami dbającymi o bezpieczeństwo plików na nośniku. Z drugiej, wyjątkowo szybki, jak na rozwiązanie sieciowe, a przy okazji rozsądnie wyceniony.
Czy to faktycznie tak dobry dysk HDD, jak wskazywałaby na to specyfikacja produktu? Czy Toshiba N300 ma jakieś wady? Czy to dobry wybór dla jednego z testowanych przez nas dysków NAS? Odpowiedzi na te pytania szukam w maniaKalnej recenzji Toshiba N300.
Seria Toshiba N300 dostępna jest w trzech wariantach pojemnościowych. Najmniejszy dysk HDD ma pojemność 4 TB i w teorii pracuje z szybkością sięgającą około 200 MB/s. Jego cena zaczyna się od 550 zł.
Drugi model w linii N300 oferuje 6 TB na dane – to właśnie ten egzemplarz testowaliśmy na mobiManiak.pl. Cena tego dysku to około 880 zł.
Najdroższy i najszybszy dysk to Toshiba N300 8 TB – prędkość tego modelu to około 240 MB/s. Cena zaczyna się od 1100 zł.
Wszystkie trzy modele objęte są 3-letnią gwarancją producenta.
Od strony designu produkt Toshiby to dysk serwerowy. Wskazuje na to nie tylko skalowalność, obciążenie sięgające 180 TB rocznie i szybkość na poziomie 7200 rpm, ale także poziom zabezpieczeń, wliczając w to kompensację wibracji i czujniki zapobiegające przegrzaniu dysku. Niższa cena (wymuszona kierowaniem produktu na rynek detaliczny) wymusiła jednak pewne kompromisy – w ich efekcie dwukrotnie zmniejszono współczynnik MTBF (średni czas pomiędzy awariami, do miliona godzin), skrócono również o 2 lata okres gwarancyjny (standardowe 5 lat zastąpiły 3 lata).
6-terabajtowy dysk to na pozór klasyczny, 3,5-calowy twardziel starej daty. W rzeczywistości jednak, w solidnej obudowie kryją się nowoczesne podzespoły. Największy dysk w linii ma aż 6 talerzy i 12 głowic, co przy obecnej technologii jest wartością maksymalną dla urządzeń tej klasy. Testowany przez nas wariant (6 TB) ma 5 talerzy – każdy o pojemności 1,2 TB. Wielkość pojedynczego sektora to 4 KB – przynajmniej w wypadku pojemności 6 TB i 8 TB, bowiem najmniejszy nośnik pod tym względem trochę odstaje (ma 512 B na sektor).
Za optymalizację wydajności odpowiada 128 MB pamięci podręcznej. Do tego dochodzą dwie autorskie technologie japońskiego koncernu: Dynamic Cache Technology oraz Stable Platter Technology. Zadaniem pierwszej jest podkręcać tempo transferu, podczas gdy druga koncentruje się na zminimalizowaniu wibracji tworzonych przez pracujące mechaniczne elementy dysku. Toshiba N300 korzysta z interfejsu SATA 6,0 Gb/s. Zużycie energii sięga 10W w trybie aktywnym (nieco ponad 6W w spoczynku).
W warunkach biurowych trzeba wrażliwego ucha, aby wychwycić dźwięk obracających się talerzy, ale w nocy pracujący dysk jest już dobrze słyszalny (35 dB dla edycji 6 i 8 TB lub 34 dB dla dysku 4 TB). Barwa hałasu nie jest jednak szczególnie irytująca i nie miałem większych problemów z zasypianiem przy pracującym NAS, w którym „siedział” N300.
Zanim przejdę do oceny wydajności i benchmarków, kilka zdań warto poświęcić zabezpieczeniom dysku. Toshiba N300 ma ich kilka.
Po pierwsze, czujniki RV. Ich zadaniem jest wykryć nadchodzący wstrząs lub drgania powstające w wyniku ruchu obrotowego, po czym kompensować ich obecność. Przy zainstalowanym jednym dysku nie wydaje się to może szczególnie ważne, ale warto pamiętać o tym, że według specyfikacji, w jednej „szafie” może siedzieć nawet do 8 dysków N300 w macierzy RAID. W takich warunkach niekontrolowane wibracje przenoszące się na kolejne nośniki bardzo łatwo mogą doprowadzić do uszkodzenia całego systemu zapisu danych.
Drugie zabezpieczenie dotyczy temperatury. Ponieważ Toshiba N300 rozkręca się do 7200 rpm (przypomnę, że zazwyczaj w domowych NASach spotkać można dyski o prędkości 5400 rpm), nietrudno o przypadkowe przegrzanie urządzenia – zwłaszcza przy słabszej jakości, źle chłodzonych, tanich NASach. Zabiec temu ma specjalny algorytm, który ocenia, jak wymagająca jest zadana operacja, po czym dostosuje prędkość dysku do poziomu eliminującego potencjalne uszkodzenie w wyniku niekontrowanego skoku temperatury.
Takie rozwiązanie ma oczywiście pewną wadę – pomimo teoretycznie wysokiej szybkości (7200 rpm, 200-240 MB/s), w niektórych operacjach wydajność dysku niejako z automatu jest zauważalnie zmniejszana i nie mamy na to wpływu. Przy dysku serwerowym nie jest to specjalnie irytujące, ale przy stacjach roboczych może być odbierane jako minus.
Bez względu na pojemność, każdy z dysków z linii N300 kręci się z prędkością 7200 rpm. Różnice między poszczególnymi modelami widoczne stają się dopiero przy bliższej analizie szybkości transferu danych.
Najbardziej „upakowany” model, czyli 8-terabajtowy gigant, oferuje rekordową dla tej serii wydajność na poziomie 240 MB/s. Testowany przez nas dysk o pojemności 6 TB jest ciut wolniejszy – tutaj teoretyczna szybkość wynosi już tylko 210 MB/s. Najmniejszy nośnik jest też najwolniejszy – użytkownik liczyć może na około 200 MB/s. Tyle teorii, teraz zabierzmy się za weryfikację danych.
Na pierwszy ogień idzie najważniejszy dla mnie test, czyli benchmark z pakietu AIDA64. Pod uwagę wziąłem trzy scenariusze. W pierwszym testuję dostęp do losowych danych, czyli prostą symulację „zwykłego” użytkowania dysku. Maksymalne wyniki dla odczytu i zapisu są zbieżne – to około 210 MB/s,a więc zgodnie z obietnicą producenta. Największe odchylenia sięgają 100 MB/s, ale uśredniony transfer jest dobry – to 150-160 MB/s (zależnie od trybu pracy).
Drugi scenariusz wskazuje na to, jak długi jest czas dostępu do danych. Tutaj także N300 nie rozczarowuje, oferując około 12 ms zarówno w wypadku odczytu, jak i zapisu – to wynik plasujący recenzowany model w czołówce testowanych przez nas dysków HDD.
Trzeci scenariusz jest kluczowy. To test zapisu i odczytu liniowego, a więc symuluje zachowanie dysku przy stale malejącej wolnej przestrzeni na dane. Wynik? Dobry – uśrednione 165 MB/s, przy maksymalnej wydajności sięgającej ponad 215 MB/s. To gwarancja, że szybkość dysku utrzymana jest w rozsądnych widełkach nawet przy zapełnieniu powyżej 75% przestrzeni (co zwykle dla dysków HDD jest najgorszym scenariuszem).
Czas sprawdzić, jak wyniki z AIDA64 przekładają się na inne benchmarki.
CrystalDiskMark w wersji 5.21 szacuje wydajność dysku w zapisie sekwencyjnym na 207-209 MB/s (zapis – odczyt). Niemal identyczną szybkość transferu pokazuje benchmark ATTO dla próbki większej niż 64 KB. Także pomiary wykonane programem HDTune nie odstają od reszty obrazu – to narzędzie oceniło czas dostępu na 12 ms (13 ms w zapisie), a prędkość maksymalną na 204-210 MB/s, przy uśrednionej szybkości na poziomie 160-165 MB/s.
Żaden benchmark nie zastąpi jednak obserwacji wynikających ze zwykłego użytkowania dysku. Dlatego nie obeszło się bez maniaKalnego testu kopiowania danych w środowisku Windows 10. Jak na tym polu wypadła Toshiba N300?
W teście kopiowania dużych plików dysk trzymał stabilną szybkość transferu na poziomie około 190 MB/s (zaledwie 4 MB/s różnicy między odczytem a zapisem), co pozwala zgrać film o wielkości 7,6 GB w 39 sekund.
Prawdziwą katorgą dla każdego dysku jest jednak przenoszenie tysięcy małych plików, stąd i takiego scenariusza nie mogło zabraknąć w naszym teście N300. Kopiowanie archiwum o wielkości 5,6 GB, na które składa się 4146 plików schowanych w 554 folderach, zajęło mi 3 minuty 43 sekundy w wypadku zapisu i 2 minuty 51 sekund przy odczycie. Przekłada się to na transfer na poziomie 25 lub 33 MB/s.
To do 60% lepszy wynik, niż w niedawno testowanej przez nas serii dysków WD Red, którymi bawiliśmy się przy okazji prac nad recenzją WD My Cloud PR 2100 i testem QNAP TS-451+. Pod względem wydajności ciężko więc serii N300 cokolwiek poważnego zarzucić. To dyski solidne i zaskakująco szybkie – jak na klasę „tanich” nośników do NAS.
Toshiba N300 to zaskakująco udany dysk twardy. Zaskakująco, gdyż japoński gigant dotychczas przegrywał starcie na rynku pamięci masowych dla Kowalskiego, proponując rozwiązania oparte na starszych, mniej wydajnych technologiach. Wraz z premierą serii N300 sytuacja uległa zmianie.
To niewątpliwie bardzo dobre rozwiązanie dla osób szukających wydajnej, ale jednocześnie rozsądnie wycenionej przestrzeni na dane. Z zastrzeżeniem, że jest to – przynajmniej w moim odczuciu – doskonały produkt pod kątem desktopów i rozwiązań typu NAS do domu lub biura, ale już niekoniecznie jako dysk twardy do stacji roboczej. W tym ostatnim wypadku przeszkadzać może wysoki poziom zabezpieczeń przed przegrzaniem, sztucznie temperujący wydajność nośnika w niektórych operacjach.
Wspominałem o tym, że Toshiba N300 jest rozsądnie wyceniona – to jeden z argumentów, które przemawiają za tym, żeby rozważyć zakup tego modelu także do domowego komputera. Najbardziej opłacalnym modelem jest wariant 4 TB i 8 TB – tutaj koszt za 1 TB oscyluje w okolicach 137 zł, co w kontekście obecnych cen dysków na Ceneo, nie jest wygórowaną wyceną.
Tańsze są tylko propozycje marki Seagate, przy czym większość z nich to nośniki wolniejsze (5400 rpm) i o mniejszej pamięci podręcznej. Z tego też powodu postanowiłem wyróżnić dysk Toshiba N300 maniaKalnym wyróżnieniem „Dobry zakup”.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Panie Szymonie
Popieram przedmówcę DAWID N300.
Tu nie chodzi o pracę obracających się talerzy, chodzi o pracę głowic nawet jak dysk nie jest obciążony. Dysk pracuje, jak to przedmówca określił, jak dzięcioł i jest to wyraźnie zauważalne nawet podczas pracy biurowej. W stosunku do Seagate Iron Wolfa pracuje jak standardowy dysk desktopowy a nie jak dysk przeznaczony dla NAS. Może jego żywotność i inne parametry są i dobre, ale parametry hałasu pracy głowic dyskwalifikują ten dysk jako nadający się do pracy w NAS - szczególnie w serwerach domowych. Kierowałem się Pana recenzją, zakupiłem 4 dyski i naprawdę żałuję. Trzeba było jednak pozostać przy Seagate Iron Wolf..
Panie Szymonie, kupiłem dwa dyski po przeczytaniu tej recenzji i zastanawiam się czy tekst jest mocno redagowany czy nie było możliwości "usłyszenia" dźwięku niczym Ursus c330.
Dysk jest głośny i nie chodzi mi o huczenie talerzy. Głowica niczym dzięcioł tłucze tak głośno, ze aż słychać do sąsiada.
Całość w Synology DS918+, którego momentami przez ten dźwięk mam ochotę wyrzucić za okno.
Na razie są dwa dyski, ale co się stanie jak dokupię jeszcze dwa? Strach pomyśleć.
Panie Dawidzie, o głośności wspominałem w recenzji pisząc,
"W warunkach biurowych trzeba wrażliwego ucha, aby wychwycić dźwięk obracających się talerzy, ale w nocy pracujący dysk jest już dobrze słyszalny (35 dB dla edycji 6 i 8 TB lub 34 dB dla dysku 4 TB)."
Nie jest to opinia "redagowana". Tak się składa, że jeden z dysków testowanej powyżej serii Toshiby siedzi w NASie stojącym obok mnie (2-kieszeniowy Synology), więc na co dzień mam przyjemność z nim obcować - i na pewno nie porównałbym go do Ursusa. ;)
Oceniam oczywiście subiektywnie, niemniej w biurze pracującej Toshiby nie słyszę. Ginie całkowicie w normalnym, biurowym szumie. Może (i niemal na pewno będzie) przeszkadzać, kiedy NAS stoi w sypialni, o czym wspominałem już w recenzji. Pozdrawiam