Jeśli traktujemy Razer Blade Stealth jak ultrabooka, to powinien on długo działać z dala od gniazdka. Producent deklaruje 10 godzin, ale to przesada. Ja podczas codziennej pracy podpinałem komputer do prądu co jakieś 5 godzin – a nie korzystałem przy tym z aplikacji szczególnie energochłonnych. Podczas grania ten czas spadł do około 75 minut – cudów nie ma, czego nie poprawia nawet relatywnie duża bateria (54 Wh).
Jest coś, nad czym zwykle przechodzę do porządku dziennego, ale tutaj warto o tym wspomnieć. Mam na myśli ładowarkę, która jest bardzo przemyślana, kompaktowa, a nawet…ładna. Mało który producent przykłada do tego jakąkolwiek wagę, za to Razer dostaje kolejnego plusa.
Ekran w Razer Blade Stealth to jedna z jego największych zalet. Ma przekątną 13.3 cala, jest dotykowy, a matrycę wykonano w technologii IPS. Za jego wyprodukowanie odpowiedzialny jest Sharp. To bardzo dobry wyświetlacz.
Pokrycie skali kolorów to 92 procent w przypadku skali sRGB i 66.8% dla AdobeRGB. Jasność panelu to 298 cd/m2 – sprawdziłyby się więc dobrze w pracy na zewnątrz, gdyby nie błyszcząca powłoka matrycy, która w słoneczne dni zamienia się w lusterko. Nierównomierność podświetlenia to 13 procent.
Ekran ma rozdzielczość 3200 na 1800 pikseli, czyli znacznie więcej, niż typowe w tym segmencie Full HD. Przekłada się to na świetną ostrość wyświetlanego obrazu, a matryca IPS zapewnia bardzo dobre kąty widzenia. Zniekształcenia kolorów są minimalne, nawet przy większym odchyleniu. Stąd z czystym sumieniem mogę polecić Razer Blade Stealth mobiManiaKom, którzy zamierzają wykorzystać komputer do obróbki zdjęć i montażu wideo.
Ekran jest dotykowy, ale producent nie wykorzystał tego faktu z specjalny sposób. W zestawie nie ma rysika, a żadne dedykowane rozwiązanie nie zostało dostarczone na rynek. Mimo wszystko dotyk działa bardzo dobrze – szkoda, że wyświetlacza nie da się odchylić do 180 stopni, dlatego należy traktować to tylko jako wartość dodaną, a nie argument przemawiający za zakupem.
Skoro już o bardziej profesjonalnym wykorzystaniu mowa, to czas na wydajność. Spodziewałem się bardo dobrych wyników i nie jestem rozczarowany. Jak widać na poniższym wykresie, Razer Blade Stealth to wydajnościowa bestia. Pod tym względem bije na głowę nawet niektóre laptopy dla graczy, co pokazuje, jak mocna jest ósma generacja procesorów Intela – poza jednym scenariuszem.
Moją konfigurację tworzy układ Intel Core i7-8550U (cztery rdzenie, TDP 15 W, bazowe taktowanie 2 GHz), 16 GB RAM i dysk SSD 512 GB na złączu NVMe. Wszystko działa dokładnie tak, jak oczekiwałbym od laptopa kosztującego 8000 tysięcy złotych. W codziennej pracy nie może być mowy o najmniejszych spowolnieniach. Razer Blade Stealth poradzi sobie z każdym zadaniem, jakie przed nim postawisz – wliczając w to pracę w środowisku 3D.
Dysk jest piekielnie szybki. Osiągane przez niego wyniki plasują go gdzieś w okolicach profesjonalnych stacji roboczych. Z drugiej strony – tego właśnie od tego modelu oczekiwałem. Osobiście jednak wybrałbym wariant wyposażony w 256 GB, co pozwala zaoszczędzić około 500 złotych.
Najsłabszym punktem specyfikacji jest oczywiście brak dodatkowej karty graficznej. Widać to dobrze na poniższym wykresie – „gołemu” Razer Blade Stealth daleko do wydajności laptopów do gier, na przykład sporo tańszego Hyperbooka MK55 Pulsar. Jeśli więc chcesz kupić Razer Blade Stealth głównie z myślą o grach, to koniecznie zainwestuj w dedykowaną stację eGPU Razer Core. Oczywiście jest to dodatkowy koszt – i to niemały…
Doskonale widać to również w testach gier. W naszym rodzimym Wiedźminie 3 nie ma mowy o płynnej rozgrywce. Nawet po obniżeniu detali na minimalne gra nie osiągnęła satysfakcjonującej ilości klatek na sekundę (11). Powtórzę raz jeszcze – to nie jest laptop do gier. Chyba, że szukasz notebooka do rozgrywek w tytuły pokroju Overwatch, które nie mają wysokich wymagań sprzętowych.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.