Premiera nowych układów graficznych Nvidii to zawsze wielkie wydarzenie – nie inaczej jest w przypadku serii kart graficznych GeForce RTX 2000, która zadebiutowała podczas targów Gamescom. Kurz już opadł, ekscytacja minęła, pora więc zadać sobie pytanie – czy to są układy, na które czekaliśmy?
W ostatnich miesiącach w sieci roiło się od różnorodnych plotek na temat nowych kart graficznych produkowanych przez Nvidię – mówiło się o wielu architekturach (z Turing i Volta na czele), co i rusz trafiały mocno fabrykowanego zdjęcia laminatów nowych kart, a każdy kolejny tydzień przynosił zupełnie odmienną od poprzedniej datę premiery.
Wreszcie to oczekiwanie się zakończyło – nowe karty z rodziny GeForce zostały zaprezentowane podczas konferencji na targach Gamescom odbywających się w Kolonii.
Pierwsza ze zmian to ta odnosząca się do nazwy – zamiast GeForce GTX mamy teraz RTX, co nawiązuje w prostej linii do technologii ray tracingu, wpływającej na realistyczne rozchodzenie światła i rozpraszanie cieni, co w efekcie ma dać bardziej fotorealistyczny obraz tworzonych właśnie gier.
Dokonał się także znaczny przeskok, jeżeli chodzi o numerację kart Nvidii – w Kolonii zaprezentowano bowiem trzy karty graficzne: RTX 2070, RTX 2080 oraz RTX 2080 Ti.
Spis treści
Architektura Turing: co daje?
Finalnie nowe układy będą bazować na rdzeniu TU104 wykonanym w architekturze Turing. Rdzeń jest taktowany bazowo częstotliwością 1515 MHz, ale już w wersji standardowej oferowanej przez Nvidię podkręcono go do 1710 MHz, a wersja Founders Edition jest jeszcze bardziej wydajna i daje nam 1800 MHz.
Na rynku najwcześniej zadebiutują dwa nowe układy – stanie się to 20 września. Bazowy model, a więc RTX 2080, to układ wykorzystujący 2944 rdzenie CUDA, z kolei na pokładzie znajdziemy 8 GB pamięci GDDR6 opartej na 256-bitowym interfejsie pamięci.
Co ciekawe, RTX 2080 Ti posiada nieco niżej taktowany rdzeń – wersja standardowa oferuje częstotliwość na poziomie 1545 MHz, z kolei w wersji Founders Edition – 1635 MHz. Różnicę robi jednak aż 11 GB pamięci graficznej GDDR6, co daje tej karcie solidnego kopa graficznego. Podobnie zresztą jak zastosowanie 352-bitowego interfejsu pamięci oraz 4352 rdzeni CUDA, czyli o ponad 1400 więcej niż w przypadku RTX 2080.
Kilka tygodni później zadebiutuje z kolei układ, który – idąc za sukcesem GTX 970 i GTX 1070 – będzie cieszył się zapewne największym wzięciem wśród graczy. Mowa o RTX 2070, który zaoferuje 8 GB pamięci GDDR6 przy jednoczesnej mniejszej ilości rdzeni CUDA – zostanie ona zredukowana do 2304 jednostek.
Wszystko brzmi to naprawdę nieźle i można się spodziewać, że w porównaniu do poprzedniej generacji możemy liczyć na spory skok w kwestii wydajności. Tego jednak na razie nie jesteśmy w stanie w jakikolwiek sposób stwierdzić, bowiem przedstawiciele Nvidii z prezesem, Jen-Hsun Huangiem, nie zaprezentowali żadnych benchmarków czy też wyników porównujących tę generację z poprzednią.
Oczywiście, Jen-Hsen Huang może śmiało twierdzić, że RTX 2080 Ti jest kartą dziesięć razy potężniejszą od GTX 1080 Ti, ale właściwą odpowiedzią będą rzecz jasna rzetelne testy. Na to przyjdzie zapewne czas po oficjalnej premierze, więc jakiekolwiek decyzje związane z zakupem kart są chyba jednak nieco ryzykowne, zwłaszcza że karty – mówiąc dość oględnie – do najtańszych zdecydowanie nie należą.
Cena GeForce RTX: jest drogo, ale można się było tego spodziewać
Najtaniej prezentuje się poziom cenowy w przypadku modelu RTX 2070 – to 2799 złotych, a więc nieco więcej od cen najtańszych modeli GTX 1080, chociażby od MSI czy też Gigabyte. Przedstawiciele Nvidii zapewniają, że każdy z zaprezentowanych układów ma moc większą niż GTX 1080 Ti, więc w teorii mamy do czynienia z dobrym dealem. W praktyce to wciąż piekielnie dużo pieniędzy, ale wciąż znacznie mniej niż dwóch pozostałych układów.
GeForce RTX 2080 zadebiutuje bowiem w cenie 3699 złotych za wersję Founders Edition, choć oczywiście propozycje przygotowane przez partnerów zewnętrznych będą odrobinę droższe. Swoją wersję tego układu przygotował chociażby Gigabyte i kosztuje ona około 3850 złotych, podobnie zresztą jak i wariant od MSI. Sugerowana cena RTX 2080 Ti to z kolei 5549 złotych i no niestety, jest to sporo. Podobne kwoty zapłacimy za kartę od ASUS-a czy Gigabyte, ale zdarzają się też warianty za 6 tysięcy złotych, jak ten od MSI.
Oczywiście – nikt nie spodziewał się, że Nvidia wypuści swoje układy w cenach nie przekraczających 1500 czy 2000 złotych, ale i tak wymiana układu graficznego na nowy to potężna inwestycja. Inwestycja, która bez solidnych testów porównawczych jest zwyczajnie kotem w worku. Owszem, nowy rdzeń, nowa pamięć graficzna i duża ilość jednostek CUDA muszą zagwarantować odpowiedni wzrost wydajności, ale jaki?
Ray tracing rewolucją? No nie wiem…
Trochę niepokoi według mnie stawianie technologii ray tracingu jako swoistego „konia pociągowego” tej generacji kart graficznych. Nie jestem do końca przekonany, by było to rozwiązanie na tyle rewolucyjne, by można było promować nim tak wielką premierę, zwłaszcza, że zmiany na pierwszy rzut oka wcale nie wydają się duże, a poza tym by dostrzec faktyczne różnice, potrzebujemy jeszcze piekielnie mocnego peceta i monitora w 4K.
I tutaj z technologii dostępnej dla wszystkich mamy przeobrażenie w rozwiązanie dla elit, przynajmniej na ten moment. A odwoływanie się do zjawiska już jakiś czas stosowanego w kinematografii jest… hmm, trochę w stylu Apple, przy zachowaniu pełnej skali porównań.
Porażką może być także lista gier, które będą obsługiwać technologię ray tracingu przy debiucie rodziny kart GeForce RTX 2xxx – to zaledwie 11 pozycji, i choć nie brakuje tutaj dużych tytułów w stylu Battlefield V czy Metro Exodus, to chyba nie jest to najmocniejsze wejście na rynek.
Co więcej, bardzo niepokojące są pierwsze informacje na temat płynności działania technologii ray tracing na komputerach z RTX 2080 Ti w przypadku Shadow of the Tomb Raider – gra była bowiem prezentowana w rozdzielczości… FullHD w ledwie 40-45 klatkach na sekundę. Jaki wynik moglibyśmy zanotować w 4K? Oj, wolę tego nie wiedzieć. Wiadomo – to technologia wciąż znajdująca się we wczesnej fazie rozwoju, ale mimo wszystko to tylko 11 gier na premierę, a wciąż nie wszystko działa tak, jak powinno.
Prawda jest jednak taka, że w obliczu absolutnego monopolu Nvidii na scenie dedykowanych kart graficznych koncern z Santa Clara może serwować graczom, co tak naprawdę zechce, a i tak z pewnością bardzo dobrze się sprzeda.
AMD wyraźnie bowiem przestawiło się na rywalizację z Intelem na poletku procesorów czy też zintegrowanych rozwiązań z grafikami RX Vega, nieco odpuszczając kluczowy niegdyś rynek GPU. Premiera nowych Radeonów to bardzo odległa wizja i niewykluczone, że do tego czasu niestety już nie będzie co zbierać. Pozostaje liczyć na to, że nieco rabanu w tym temacie narobi Intel, który ma poważne zachcianki do tego, by zaatakować tę bardzo zyskowną działkę pecetowego hardware’u.
Czy warto kupić GeForce RTX? Z pewnością warto poczekać
Myślę, że z podjęciem decyzji o zakupie warto się wstrzymać do popremierowych wrażeń szczęśliwych użytkowników tych układów – wydaje się także, że bardzo atrakcyjną opcją będzie zakup przecenionych układów z rodziny GTX 1000. No chyba, że tak bardzo przekonuje Was ray tracing – mnie, przynajmniej na razie, nie bardzo.
Ceny w sklepach
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Pewnie w benchmarkach będzie znaczny postęp , ale już były whistorii karty które nie wyświetlały części efektów by wyższy wynik uzyskać Ja już od dawna nie widzę skokowego postępu ,,seria 1000 na papierze niby wydajna a jednak niektóre gry sprawiają problemy
Wystarczy spojrzeć na ceny aby znać odpowiedź – nie warto