Jeśli nie macie pomysłu, jak zarżnąć starą, zasłużoną markę, to mamy propozycję – kupcie firmę zajmującą się fotografią i wypuśćcie do sklepów beznadziejnego laptopa. Efekt gwarantowany.
Jeszcze do niedawna Polaroid był w biznesie fotograficzną prawdziwą legendą. Może trochę przygasłą legendą, ale wciąż marką, z którą trzeba się liczyć.
Choć wraz z wejściem fotografii cyfrowej skończyły się dla Polaroida dobre czasy, a firma nie potrafiła się odnaleźć na nowym rynku, to jednak wspomnienie po dobrych czasach pozostało. Przynajmniej do teraz, gdy firma miota się na lewo i prawo, imając się coraz to głupszych pomysłów.
Najgorsze jest to, że do tej degrengolady Polaroida przyczyniają się Polacy, którzy przejęli tę firmę w zeszłym roku. I gdy wydawało się, że chcą wrócić do korzeni po wydaniu aparatu błyskawicznego OneStep 2, to nagle okazuje się, że w czeluściach chińskich po prostu zabłądzili i weszli w nie ten korytarz, który trzeba.
Na rynek trafił bowiem laptop Polaroid Notebook Pro Serie 14.1. Już pal sześć, gdyby był to bardzo przyzwoity sprzęt pod względem wydajności w całkiem sensownej cenie. Ale nie, włodarze tej marki poszli na całość i zaserwowali nam elektroniczny szrot.
Bo jak można inaczej nazwać sprzęt, który w 2018 oferuje nam wydajność przedpotopowego procesora Intel Atom Z3735G? Bez urazy, ale w obecnej rzeczywistości wypuszczanie na rynek takiego notebooka to jawna kpina i absolutnie nieistotne jest, że ten model kosztuje 140 euro, czyli około 600 złotych.
To po prostu wyrzucenie pieniędzy w błoto, więc jeżeli macie zamiar kupić to coś, to chętnie podam Wam numer konta. Nie tylko lepiej spożytkuję te pieniądze, ale także zaoszczędzę Wam niepotrzebnej frustracji, która w finalnym rozrachunku przerodzi się w akt wyrzucenia laptopa za okno.
Dalej wcale nie jest lepiej. Wydajność potężnego Atoma wspiera „aż” 2 GB RAM, z kolei na dane otrzymamy 32 GB miejsca na nośniku eMMC. Dobrze, że jest czytnik microSD, bo w przeciwnym razie moglibyśmy zapomnieć nawet o składowaniu wykonanych fotek.
14-calowy ekran wyświetla obraz w rozdzielczości HD 1366×768 pikseli. Dobrze, że chociaż bateria ma tutaj przyzwoitą pojemność, bo 10000 mAh.
Jak zapewne się spodziewacie, zestaw portów także jest przedpotopowy – to 2x USB 2.0, złącze mikrofonowo-słuchawkowe oraz HDMI w wersji 1,4a. Całość pracuje pod Windowsa 10, a na froncie znajdziemy 2-megapikselową kamerkę do wideokonferencji. Więcej grzechów nie pamiętam.
Niby jest tanio, bo za 600 złotych to możemy jedynie dostać laptopa z popularnego dyskontu z owadem w kropki, ale po co komu taki sprzęt w 2018 roku? I po co robić z siebie technologiczne pośmiewisko, firmując taką marką ochłapy leżakujące w chińskich kontenerach? Polaroidzie, wstydź się.
źródło: Polaroid
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Ja go mam i jestem z niego naprawdę zadowolona. Kupiony na przecenie, a sprawdza się lepiej niż laptop hp i lenovo za parę ładnych tysi, które w domu również są. Do tego jest ładny i lekki.