Czas na recenzję myszy Hyperbook G51, czyli najnowszego akcesorium polskiej marki stworzonego z myślą o graczach. Sprzęt nie jest drogi, a broni się sensownymi możliwościami. Sprawdziliśmy, jak radzi sobie w boju.
Mysz Hyperbook G51 stworzono dla praworęcznych użytkowników. Sprzęt cechuje się skromną budową, jednak jego największy potencjał drzemie w zastosowanych podzespołach – wysokiej jakości sensor oraz zmienna częstotliwość próbkowania to tylko niektóre z jego atutów.
G51 nie należy do najdroższej półki cenowej, natomiast należy rozpatrywać to wyłącznie jako zaletę – myszka kosztuje 149 złotych, co uważam za uczciwą kwotę za model prosto z linii produkcyjnej.
Zapraszam do przeczytania recenzji, z której dowiecie się, jak Hyperbook G51 radzi sobie podczas rozgrywki oraz codziennej pracy.
Na pierwszy rzut oka Hyperbook G51 nie wygląda na mysz stworzoną dla graczy – prostą konstrukcję wykonano z czarnego plastiku, który okazuje się przyjemny w dotyku i posiada odpowiednio gładką strukturę.
Bryłę myszy tworzy kilka elementów wykonanych na przemian z błyszczącej i matowej odmiany tworzywa sztucznego, łączących się razem w spójną i minimalistyczną całość. Mysz z biurowej staje się gamingową po kilku sekundach od pierwszego kontaktu z dłonią – jest wysoka i dostosowana do szybkich ruchów, których wymaga rozgrywka.
Ostateczne wątpliwości rozwiewa podświetlenie logo producenta oraz rolki, która została „uzbrojona” w teksturę z wypustkami polepszającymi chwyt – prawdę mówiąc, to jedna z najprzyjemniejszych rolek, z jakich miałem okazję korzystać.
Korpus myszy dobrze dopasowuje się do prawej dłoni, a dwa główne przyciski umieszczono w odpowiednich odległościach, dzięki czemu sięgnięcie do nich nie sprawia problemów. Całość została wykonana z myślą o ergonomii, co ostatecznie udało się w stu procentach.
Oprócz głównych klawiszy, Hyperbook G51 posiada dwa środkowe przyciski do zmieniania rozdzielczości DPI oraz cztery rozmieszczone z lewej strony – jedną parę obsłużymy kciukiem, podczas gdy druga wymaga do tej palca wskazującego.
Boki myszki pokrywają antypoślizgowe i miękkie nakładki, podczas gdy na dole znalazły się standardowe ślizgacze. Całość konstrukcji ma odpowiednią wagę i pewnie przesuwa się po powierzchni stołu lub podkładki.
Z obudowy wysuwa się kabel w oplocie, którego długość jest odpowiednia i wynosi 1.6 m. Przewód zakończono wtyczką USB, dla ozdoby pokrytą pozłacaną warstwą. Podczas testów nie miałem zastrzeżeń do żadnego z powyższych elementów.
Krótko podsumowując, mysz cechuje minimalizm i ergonomia – poszczególne elementy są gładkie, przyjemne w dotyku oraz wydają się trwałe, chociaż sprawdzenie tego wymagałoby czasu. Na plus zasługują efektowne podświetlenie LED oraz dopasowanie do dłoni, której nie trzeba przyzwyczajać do nowego sprzętu.
Z drugiej strony, Hyperbook nie wysilił się na oryginalność i wzornicze fajerwerki – zamiast tego otrzymujemy prostą konstrukcję upodabniającą mysz do biurowych sprzętów.
Zaczynając od technikaliów modelu, mysz otrzymała solidną podstawę w postaci sensora optycznego PixArt PMW3360, będącego jednym z najlepszych w swojej klasie. Jego rozdzielczość DPI wynosi 8000, co nie jest może najwyższą wartością wśród myszek gamingowych, natomiast w zupełności wystarcza zarówno do gier, jak i do pracy.
Częstotliwość próbkowania jest konfigurowalna i opiera się na wartościach z przedziału od 125 do 1000 Hz. Czas opóźnienia pomiędzy fizycznym kliknięciem a reakcją na komputerze możemy zatem zmniejszyć do minimum, co w praktyce wypada jak najbardziej na plus.
A jak Hyperbook G51 sprawdza się w codziennym użytkowaniu? Bardzo solidnie. Mysz jest przystosowana do działania na wielu powierzchniach, w tym drewnie, co znacznie ułatwia pracę w przypadku braku dostępu do podkładki.
Model bez oporu przesuwa się po blacie, a jego wewnętrzne podzespoły zapewniają mu niezwykłą dokładność i szybkość kliknięć. W trakcie testów doceniłem także ciche działanie klawiszy, w tym dwóch najważniejszych o odpowiednim skoku i reakcji na dotyk.
W trakcie pracy pomocna okazuje się także dodatkowa para przycisków z lewej strony, których domyślne przeznaczenie pozwala na cofnięcie lub przejście dalej. Ostatnie dwa przyciski umieszczono jeszcze dalej i z nich korzystałem najrzadziej, natomiast dzięki zaprogramowaniu w dedykowanej aplikacji możemy nadać im przydatne funkcje.
W programie przygotowanym przez producenta znalazły się zakładki służące modyfikowaniu DPI, częstotliwości, kolorów i trybów podświetlenia, a także menu z programowaniem makr oraz dziewięciu klawiszy.
Mysz cechuje się dokładnością nawet na wyższych DPI, a ustawienie częstotliwości próbkowania na 500 Hz rozwiązuje problemy z czasem reakcji.
Ponadto warto podkreślić, iż myszka posiada odpowiednią wagę, dzięki której pewnie zachowuje się podczas grania i kieruje kursor w przewidywalne miejsce. Plusa notują także antypoślizgowe nakładki oraz dolne ślizgacze, które nie przeszkadzają w ruchu.
Podsumowując, codzienne użytkowanie Hyperbook G51 to synonim przyjemności, czego nie spodziewałem się po sprzęcie za te pieniądze. Działanie myszki nie budzi żadnych zastrzeżeń i w konsekwencji jedyną dostrzegalną wadą jest mało oryginalny wygląd, który można zaakceptować.
Mysz udowadnia, że została skonstruowana do gier, a jej mocnym atutem jest też bezproblemowa praca biurowa. Z drugiej strony, niektórzy mogą zarzucić jej niską rozdzielczość sensora optycznego, natomiast dla mnie wartość 8 000 DPI okazała się w zupełności wystarczająca.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Wygląda zacnie i to pomimo faktu, iż wygląd gryzonia zdaje się być mocno inspirowany Logitech'em G402, ale co tam, obecnie większość gaming'owych myszek jest do siebie bardzo podobna. Gdyby była wersja bezprzewodowa z bezprzewodowym ładowaniem indukcyjnym (jak np. u Logitech - super wygodna sprawa) brałbym w ciemno ze dwie.