Wystarczy popatrzeć za okno, by na własne oczy zobaczyć, że świat się zatrzymał. Ale wbrew pozorom na ulicach trwa właśnie rewolucja: drony zamiast patroli, SI w transporcie, systemy identyfikacji na nadgarstku/w kieszeni.
Jakiś czas temu pisaliśmy, jak w Chinach (wygląda na to, że z dobrym skutkiem) masowo wykorzystywano drony do walki z koronawirusem: zaprzęgnięto maszyny rolnicze do pracy polegającej na opryskiwaniu ulic środkiem mającym zwalczać COVID 19.
To oczywiście nie koniec możliwości tych urządzeń, bowiem okazało się, że na świecie znaleziono dla nich całkiem sporo zadań na czas epidemii.
Jak donosi portal Geospatial World, na ulicach indyjskich miast zaczęły pojawiać się drony patrolujące, mające wspomóc tamtejszą policję w walce z obywatelami nie przestrzegającymi zasad ograniczonego przemieszczania.
Urządzenia wyposażono w kamery termowizyjne, dzięki którym siły porządkowe niezależnie od pory doby wiedzą, gdzie należy skierować swoje jednostki.
Tak, nie pomyliliście się czytając nagłówek: epidemia to dobry czas dla naszych Januszy i Halynek. Remoncik w czasie kwarantanny? Proszę bardzo, sąsiedzie. O, nie podobają się hałasy? To cyk dronem zdjęcie jak wyjdziesz na spacer i do płokułatuły.
Mówiąc poważnie to niestety nie jest żart… Jeśli jesteście ciekawi, jak można wykorzystać naszą słynną sąsiedzką życzliwość, rzućcie okiem na tekst z serwisu RMF, którego tematem jest zachęcanie posiadaczy dronów (uwaga – tylko z licencją, więc bez pośpiechu) do zgłaszania się w celu przeprowadzania monitoringu swojej okolicy.
Na koniec gratka dla fanów tych helikopterków: trwają prace nad dronami mającymi wykrywać ludzi, którzy kichają i kaszlą. Urządzenie będzie potrafiło też monitorować oddech, bicie serca oraz temperaturę.
Jak podaje Rzeczpospolita, Prezydent Rosji polecił do końca maja (tak, tego roku) „opracować zestaw działań dotyczących testowania i stopniowego wprowadzania do eksploatacji na ogólnodostępnych drogach, zautomatyzowanych pojazdów bez kierowcy testowego w środku”
Brzmi jak sci-fi, oby nie z klimatem rodem z braci Strugackich.
O tym, że w temacie jest coś na rzeczy, mówi choćby współpraca Yandexu z Hyundai w zakresie opracowywania systemów automatycznego sterowania pojazdów.
Krakowska firma Estimote, oferująca na rynku amerykańskim tzw. panic button – dyskretne nadajniki, pozwalające wezwać ochronę do konkretnego miejsca w budynku, przekształciła swoje urządzenia tak, by pomagały w walce z rozprzestrzenianiem się wirusa.
Jak? Oddajmy głos współwłaścicielowi marki:
Ponieważ mamy sporo dostawców komponentów w Chinach to śledzimy temat wirusa od dwóch miesięcy. W tym czasie na szybko przerobiliśmy nasze nadajniki, aby zliczały, którzy pracownicy mieli ze sobą kontakt bliższy, niż 2 metry. Dzięki temu firmy mogą łatwo i szybko zarządzić kwarantannę osób, u których jest ryzyko infekcji”
Gorzej z pracownikami, którzy „zapomnieli” założyć opaskę.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.