Nowoczesny komputer mobilny powinien być zarazem kombajnem multimedialnym, czyli mówiąc kolokwialnie „móc wszystko”. Co jednak oznacza owe „wszystko”? Dla wielu mobimaniaKów ostateczną granicą i najlepszym benchmarkiem testującym możliwości maszyny jest jego gamingowy charakter. Od odpalenie jednego z wymagających tytułów – świeżego Crysisa 2 czy katującego wiele kart graficznych Metro 2033 – zależy status laptopa w światowej hierarchii. Dla wielu właśnie takie kryterium jest najważniejsze, ale czy faktycznie warto kupować laptopa tylko do gier?
Zanim dobrniemy do odpowiedzi na to pytanie, przeanalizujmy dwie sytuacje.
Przysłowiowy Kowalski kupuje peceta polecanego w gazetce jednego z elektromarketów. Nie zarabia dużo, więc wydać chce relatywnie mało. Kiedy okaże się, że karta graficzna nie wyrabia lub ma za mało pamięci RAM, dokupuje lepsze podzespoły. Nie ma z tym problemu, gdyż większość sprzedawanych desktopów to tzw. składaki. Równie dobrze, Kowalski może nie interesować się światem gier komputerowych, więc nawet gdy jego blaszak się zestarzeje, on to zignoruje.
Ten sam Kowalski napada na bank, więc ma trochę drobnych na laptopa gamingowego. Wydaje 10000 zł na nowiutki model Alienware. Wraca do domu i gra bez opamiętania przez pół roku we wszystkie najnowsze tytuły. Czas upływa, świat się zmienia i pojawia się powiedzmy (patriotycznie) Wiedźmin 2, którego sprzęt Kowalskiego nie jest w stanie odpalić na maksymalnych detalach grafiki. Co robi nasz bohater? Wymienia podzespoły maszyny? Niestety, tutaj jest to niemożliwe.
Przedstawione powyżej sytuacje są mocno przerysowane, ale we właściwy sposób przedstawiają istotę problemu. Klasyczne desktopy nie dość, że są tańsze i mają łatwiejszy dostęp do trzewi maszyny to oferują znacznie lepszą wydajność niż ich mobilni odpowiednicy. Laptopy gamingowe to z kolei ogromny wydatek, a na dokładkę nie dają swobody rozbudowy posiadanych podzespołów. Co kupimy to mamy „na zawsze”, gdyż własnoręcznie i „legalnie” zarazem wymieniać nie można praktycznie nic.
Wydawać by się mogło zatem, że do grania najrozsądniejszym wyborem jest zakup desktopa. Gdzie zatem tkwi magia aż tak ogromnej popularności laptopów gamingowych? Dla wielu użytkowników (i fanatyków gier zarazem) zaleta swobodnego przenoszenia komputera z miejsca na miejsce jest bezcenna. Nawet 18-calowego kolosa łatwiej spakować na wyjazd za miasto niż zabierać ze sobą blaszaka z całym bagażnikiem peryferiów (z monitorem na czele). Czy to właśnie dlatego ludzie płacą tak niebotyczne sumy za dostęp w laptopach do cyfrowej rozrywki na najwyższym poziomie?
Tegoroczna premiera układów Sandy Bridge spowoduje zapewne jeszcze pełniejszą penetrację rynku przez laptopy gamingowe. Wielu producentów zapowiedziało już odświeżenie swoich serii stworzonych z myślą o maniaKach gier komputerowych, a wielu dopiero to uczyni. Globalną sprzedaż laptopów gamingowych najprawdopodobniej napędzać będą zapowiadane na czerwiec układy AMD Llano wchodzące w skład platformy technologicznej Fusion.
Czy zatem warto kupić laptopa gamingowego? I tak, i nie… Najbardziej postępowi gracze zapewne stwierdzą, że przyszłość to konsole nowej generacji. Są jednak tytuły, których miejsce jest wyłącznie na pecetach (Heroes of Might and Magic, Civilization) i tam pozostać powinno. Desktopy oraz laptopy gamingowe muszą zatem istnieć, by producenci gier nie uśmiechali się do nas z konsol takimi tytułami jak Dragon Age II.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Oczywiscie ze laptop, mzona sobie od podatku odliczyc jako sprzet niezbedny do pracy.
Mozna uzywac w kazdym pomieszczeniu w domu a nie tylko w pokoiku na strychu czy w piwnicy.
Odpada problem z unowoczesnianiem, i strata czasu na to, zestarzeje sie to sie kupi nowego , zamiast wymieniac coraz tam inne czesci.
Minus, trzeba sporo zabulic zeby dorownac mocy dobrego desktopa.
10 kilo zlotych to za malo.
Moze pochodzic kilka minut na bateriach i tyle wystarczy.
A i chyba mozna nazwac taki sprzet jak alienwary portable desktop zamiast laptop, to chyba odda lepiej sytuacje z czym mamy do czynienia.
A ja i tak wole laptopa do gier niż blaszak małe gabaryty i możliwość szybkiego latwego przenoszenia do mnie przemawia nie chce mi się tłuc z 10kg blaszakiem gdzie po 50m ręce mi odpadają ;/
Co to za słowo gamingowy? Może idźcie na calośc i dajcie tytuł. „Czy warto buynąć laptopa da gameów”.
A co do tematu to niewarto. Nawet laptop za 10000 z GF GTX485M nie dorówna desktopowi z GF GTX560TI niewspominając o GF GTX590.
Na bateriac nie pogramy zbyt dugo. Więc pozostaje tylko łatwiejsze przenoszenie. I czy za to łatwe przenoszenie warto zapłacić 10000 i mieć sprzęt znacznie słabszy od desktopa za 7500? A może mieć i jedno i drugie… jak kogoś stać. Ja tam wolę mieć mocnego desktopa i średniego laptopa.
Szkoda tylko, że mało jest laptopów z powłoką antyodblaskową, bo brak tej powłoki sprawia, że laptop jest bezużyteczny bez monitora.
Swoją drogą szkoda, że rynek laptopó nie doczekał się standaryzacji i składaków. Z chęcią kupiłbym dobrą obudowę z mocną baterią i dobrą matrycą, do której mógłbym co roku wsadzać inną płytę główną a do niej kartę graficzną i procesor.
Wyrażenie „laptop gamingowy” jest powszechnie używane przez wiele rodzimych redakcji, nie tylko z branży IT. Mnie osobiście też się nie podoba, ale przyjęło się do mowy potocznej, zatem roztrząsanie tego tematu to strata czasu. Za mało mamy określeń na sprzęty dla graczy, by gardzić takim zgrabnym „laptopem gamingowym”. Pozdrowienia.