W sieci coraz częściej pojawiają się oferty na tanie dyski SSD niewiadomego pochodzenia. Jak się okazuje, ich możliwości są znacznie niższe od standardowych nośników, a wnętrze dysków zdradza sporą kreatywność ich producentów.
Kupno elektroniki od nieznanych producentów jest zawsze obarczone sporym ryzykiem. Wyjścia są dwa – albo kupimy sprzęt w bardzo niskiej cenie o świetnych parametrach, albo do naszego domu zawita totalny szrot.
Jeden z klientów popularnych serwisów aukcyjnych postanowił zakupić zewnętrzny dysk SSD M.2 NVMe w bardzo okazyjnej cenie. Jak się jednak okazało, jego wydajność znacząco odstawała od tego, co powinien oferować standardowy nośnik podłączany do komputera za pośrednictwem portu USB typu C.
Jakżeż wielkie zaskoczenie musiało wymalować się na twarzy „szczęśliwego nabywcy”, gdy postanowił zajrzeć do wnętrza tego dysku. Jak się okazało, w środku umieszczono… dwie karty microSD, na których przechowywane są dane.
Wszystko to zaś w akompaniamencie prehistorycznego kontrolera, a także portu przystosowanego do pracy z prędkościami charakterystycznymi dla USB 2.0.
Według doniesień nabywcy, dysk oferował prędkość odczytu na maksymalnym poziomie 100 MB/s, a więc kilkukrotnie poniżej normy dla pełnoprawnego nośnika SSD.
Ta sytuacja pokazuje, że kupowanie taniej elektroniki z chińskich sklepów czy serwisów aukcyjnych to niestety zawsze spore ryzyko. Przed dokonaniem takiej transakcji warto poszukać opinii na temat sprzętu, którym się interesujemy – chiński rynek to wciąż „wolna amerykanka”, jeśli chodzi o obrót podrabianymi urządzeniami.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.