QIDI X-MAX 3 to duża drukarka 3D, która przykuwa uwagę zamkniętą obudową, sporym stołem roboczym, kinematyką core-XY i systemem Klipper, a wszystko to w relatywnie przystępnych pieniądzach. Sprawdzam, czy warto kupić ten sprzęt.
Po rynkowym sukcesie szybkich drukarek 3D marki Bambu Lab popularność tej kategorii urządzeń zdecydowanie wzrosła, a do wyścigu o portfele miłośników szybkiego druku 3D zaczęli dołączać kolejni producenci. Pośród nich również firma QIDI, która od kilku lat konsekwentnie rozwija ofertę o coraz to ciekawsze modele, czego najlepszym przykładem był choćby testowany przez nas jakiś czas temu QIDI X-MAX.
Najnowsza propozycja chińskiej firmy – X-MAX 3 – zadebiutowała wiosną ubiegłego roku w atmosferze niecierpliwego wyczekiwania. Premierowy sprzęt miał być nie tylko odpowiedzią QIDI na urządzenia Bambu Lab, ale też oferować coś, czego konkurencja nie miała: przystępną cenę i dużą przestrzeń roboczą.
Przedsprzedaż ruszyła, pierwsze egzemplarze powędrowały do recenzentów i… okazało się, że QIDI wypuściło na rynek bubel. Drukarka okazała się słabo zrobiona i pełna niedoróbek, których „poprawianie” w warunkach domowych często było niemożliwe.
Na szczęście producent relatywnie szybko zareagował na opinie użytkowników: wstrzymał produkcję i skierował sprzęt z powrotem do projektantów. Kilka miesięcy później światło dzienne ujrzała druga generacja QIDI X-MAX 3 – wolna od wad poprzednika i faktycznie przygotowana do utrzymania wysokiej jakości druku przy dużych prędkościach.
Obecnie w sklepach kupisz już tylko drugą, poprawioną generację X-MAX 3: a przynajmniej tak być powinno. Jeśli masz wątpliwości, najlepiej sprawdzić u źródła, lub kupić drukarkę bezpośrednio od producenta. Po fali przedświątecznych i poświątecznych obniżek cena urządzenia uplasowała się na poziomie 899 EUR (czyli około 3900 zł), ale dobrze kombinując możesz z tej kwoty jeszcze coś urwać: np. 5% korzystając z oferty „pierwsze zamówienie” lub 30 EUR, jeśli masz konto w sklepie przez minimum 30 dni.
Co ważne, drukarka jest wysyłana z europejskiego magazynu, a koszt dostawy jest już wliczony w cenę.
QIDI specjalizuje się w produkcji drukarek typu „rozpakuj i drukuj”, więc sprzęt już w fabryce jest składany i odpowiednio konfigurowany. Nie musisz więc martwić się skręcaniem i składaniem obudowy czy podpinaniem kabli, jak to często bywa w wypadku chińskich drukarek.
Warto przy okazji podkreślić, że sprzęt jest znakomicie zabezpieczony na czas transportu: karton jest gruby, podobnie jak piankowe ochraniacze obudowy, a kluczowe podzespoły wewnątrz drukarki w przemyślany sposób spięto plastikowymi pasami i piankowymi wypełniaczami – szansa na uszkodzenie urządzenia podczas transportu jest więc minimalna.
Starania producenta o udane pierwsze wrażenie widać również po instrukcji. Poza papierową wersją, która prezentuje krok, po kroku, jak wypakować drukarkę i przygotować do pracy, jest też elektroniczna, uruchamiana w samej drukarce podczas pierwszego włączenia. Wystarczy wykonać każdy z podanych kroków, aby szybko pozbyć się wszystkich zabezpieczeń, skonfigurować sprzęt i włączyć pierwszy, testowy wydruk.
Trzeba w tym miejscu wspomnieć jeszcze o jednej, ważnej rzeczy. QIDI X-MAX 3 to masywna i solidnie zbudowana drukarka. Co za tym idzie, zajmuje sporo miejsca (wymiary obudowy to 553 × 553 × 601 mm) i jest ciężka. Waga samego urządzenia to ponad 30 kg, a jeśli doliczymy do tego wypełniacze i karton robi się prawie 38 kg – nie każdy kurier będzie na tyle uprzejmy, aby taki pakunek dostarczyć Ci prosto pod drzwi. 😉
Potężne gabaryty to oczywiście z jednej strony wada, bo sprzęt zajmie sporo miejsca na stole, ale też kluczowa zaleta X-MAX 3: przestrzeń robocza to aż 325 × 325 × 315 mm, a więc spokojnie „zmieścisz” tutaj nawet bardzo duże wydruki. To m.in. z tego powodu ten model jest szczególnie lubiany przez osoby zajmujące się wytwarzaniem gadżetów cosplay’owych, jak hełmy czy maski.
QIDI X-MAX 3 to z założenia szybka drukarka, przygotowana do osiągania (przynajmniej w teorii) wysokich prędkości, rzędu 600 mm/s. To wymaga solidnej, stabilnej ramy, i o taką oparty jest też szkielet urządzenia. Sporo tu stali i aluminium – i nie został nawet ślad po oszczędnościach, na jakie producent zdecydował się w pierwszej generacji „trójki”.
I choć na pierwszy rzut oka QIDI X-MAX 3 wygląda plastikowo (co jest zasługą paneli bocznych wykonanych z tworzywa sztucznego), to nie daj się zwieść: rama jest solidna, metalowa, podobnie jak potężny wspornik w podstawie (to jedna z poprawek względem pierwszej generacji) i imponujący stół roboczy, który ma aż 6 mm grubości! Dodam od razu, że taka grubość oczywiście pociąga za sobą dłuższy czas nagrzania względem konkurencyjnych konstrukcji (np. serii K od Creality), za to równomierność dystrybucji ciepła jest imponująca.
Fajnym usprawnieniem względem pierwszej generacji jest też system szyn, po których porusza się głowica: to stalowe, wydrążone rurki, które jednocześnie są lekkie i wytrzymałe, więc przy właściwej konserwacji (smarowanie, smarowanie, i raz jeszcze smarowanie) wystarczą na tysiące wydruków.
X-MAX 3 ma radzić sobie z każdym materiałem, więc nie mogło zabraknąć systemu grzania komory – drukarka jest w pełni zabudowana, więc przy założonej górnej pokrywie można wewnątrz osiągnąć stabilne 65 stopni C, co ułatwi zabawę z „trudnymi” tworzywami, jak choćby PET-CF czy PAHT-CF.
Jednocześnie warto pamiętać, że nawet bez aktywnego systemu grzania komory, ciepło wewnątrz i tak będzie się pasywnie odkładać przy zamkniętych drzwiczkach i założonej pokrywie, więc tę ostatnią zawsze zdejmuj drukując PLA czy PETG – inaczej szybciutko przywitasz się z zatkaną dyszą.
Producent nie zapomniał również o przydatnych drobiazgach, jak choćby opcjonalne, antywibracyjne osłony nóżek czy wbudowany filtr węglowy, częściowo uzdatniający powietrze wyprowadzane ze środka obudowy. Trzeba jednak w tym miejscu podkreślić, że QIDI X-MAX 3 nie ma uszczelnionej obudowy, więc zdecydowanie zalecam szczególną ostrożność podczas druku materiałami potencjalnie toksycznymi – albo zadbaj o porządny system filtracji, albo nie przebywaj w tym samym pomieszczeniu, co pracująca drukarka.
Podzespoły ukryto albo w podstawie, albo w pleckach drukarki. Wszystko jest łatwo dostępne, więc serwisowanie urządzenia nie należy do trudnych zadań.
Warto wspomnieć jeszcze o trzech elementach. Pierwszy to duży, 5-calowy wyświetlacz LCD o rozdzielczości 800 × 480 px. Jest wygodny w obsłudze i pozwala szybko dotrzeć do każdej istotnej nastawy drukarki. Fajnym dodatkiem jest też bezprzewodowy interfejs sieciowy, który działa szybko i stabilnie (jest też port USB oraz złącze Ethernet dla osób preferujących kable).
Trzeci element to dołączony pojemnik na filament. Można go zainstalować na pleckach drukarki i bezpośrednio z niego podawać szpulę do ekstrudera. Nie będzie to oczywiście tak skuteczne rozwiązanie, jak drukowanie z aktywnej suszarki filamentu, ale w wielu wypadkach w zupełności wystarczy, a na zdecydowany plus zasługuje sam fakt, że takie akcesorium dostajesz już w pakiecie z samą drukarką.
Na koniec jeszcze wspomnę o tym, że podajnik filamentu na tyle drukarki jest nieco kontrowersyjnym pomysłem – jeśli sprzęt będzie pracował na stole dostępnym z trzech stron nie będzie to kłopotem, ale w innym wypadku pewnie szybciej niż później sięgniesz po jedną z wielu modyfikacji już opublikowanych w sieci, pozwalających na przeniesienie podajnika na bok urządzenia.
Jak już wspominałem, QIDI X-MAX 3 to szybka drukarka, a co za tym idzie, wykorzystuje kinematykę core-XY. W tylnej części obudowy umieszczono dwa zsynchronizowane silniki odpowiedzialne za ruch na osiach X i Y, podczas gdy za ruch na osi Z odpowiada umieszczony u podstawy silnik stołu. Taka konfiguracja pozwala na osiągniecie większych prędkości ruchu (w odniesieniu do klasycznej kinematyki kartezjańskiej), przy jednoczesnym zachowaniu wysokiej precyzji wydruku.
Do tego QIDI dorzuciło funkcję Input Shaper (opartą o akcelerometr ADXL345), której zadaniem jest zmniejszenie efektu ghostingu poprzez eliminację drgań rezonansowych. Przy jej konfiguracji ma się co prawda wrażenie, że drukarka zamienia się w startujący samolot, ale na szczęście kalibrować sprzęt będziesz rzadko – a raz i poprawnie ustawiona funkcja czyni cuda.
O lekkich i pustych w środku szynach już pisałem – to też spore usprawnienie, bo pomaga „zdjąć” wagę z głowicy, która sama w sobie do najlżejszych nie należy. Mam tam bowiem nie tylko dyszę i hotend, ale również ekstruder typu direct drive, czujnik BL Touch oraz pokaźne chłodzenie – wszystko to oparte o modułową konstrukcję, która pozwala szybko i sprawnie wymienić cały moduł drukujący w jednym podejściu, co zajmuje raptem kilka minut.
Nie bez przyczyny podkreślam łatwość wymiany modułu drukującego, bo w zestawie znajdziesz aż dwie takie kasety. Pierwsza, fabrycznie zainstalowana to moduł z dyszą miedzianą, drukujący PLA, PETG i inne „łatwe” tworzywa. Druga kaseta „uzbrojona” jest w dyszę ze stali hartowanej – z niej skorzystasz drukując np. filamenty świecące ciemnościach czy tworzywa z domieszką włókna węglowego, jak PA-CF, PET-CF czy ABS-CF. Dodam, że oba moduły są w stanie osiągnąć do 350 stopni C.
Jak to wszystko przekłada się na praktykę? Producent chwali się, że QIDI X-MAX 3 osiąga prędkość rzędu 600 mm/s przy przyspieszeniu dochodzącym do 20000 mm/s², a natężenie przepływu to aż 35 mm3/s. I choć jest to zapewne możliwe do osiągnięcia w laboratoryjnym scenariuszu, to w praktyce oczywiście obie wartości są dużo niższe.
Z moich obserwacji wynika, że faktyczna prędkość druku nie przekracza 250 mm/s, a natężenie przepływu oscyluje raczej w okolicy 22 mm3/s – i to nadal są wysokie wartości, przy których jakość wydruku będzie nadal akceptowalna. To olbrzymi postęp względem poprzednio testowanego przez nas modelu X-MAX.
Nawet przy wyższych nastawach prędkości drukarka potrafi dostarczyć ładnie wyglądający i poprawny wydruk: niestraszne jej nawet takie modele, jak Torture Toaster (nieruchomy był tylko klocek 0,1 – to świetny wynik!) czy All In One 3D Printer test (nawet nawisy 80 stopni są poprawnie wydrukowane).
Co ważne, w przeciwieństwie do poprzedników, gdzie fabryczne profile wymagały sporo tuningu, tutaj dostajesz świetnie działający produkt prosto z pudełka. Warto oczywiście zrobić własną kalibrację dla posiadanych filamentów, żeby uzyskać optymalne wyniki, ale np. przy filamencie Rapido od QIDI czy serii Impact od Fiberlogy (teoretycznie wymagającej wolniejszych prędkości druku) fabryczne nastawy sprawowały się jak złoto.
Stół roboczy jest gruby (mierzy aż 6 mm) i ciężki, ale za to rewelacyjnie rozprowadza ciepło – nie ma tu żadnych martwych stref albo obszarów o obniżonej temperaturze, które zaburzyłyby przyczepność wydruku. Nie zabrakło też magnetycznego mocowania, dzięki czemu można używać elastycznych nakładek (jedną dostajesz w zestawie), w dużym stopniu eliminujących kłopoty z odklejaniem gotowego wydruku.
Jest też funkcja automatycznego poziomowania stołu. Korzysta z wbudowanego czujnika BL Touch (choć są też wersje X-MAX 3 bazujące na innych rozwiązaniach), więc technologii mającej wielu przeciwników, ale na szczęście w wypadku X-MAX 3 wszystko się spina i działa poprawnie, a co ważniejsze, pozwala oszczędzić mnóstwo czasu na żmudnym kalibrowaniu stołu.
Nie zabrakło w końcu także czujnika filamentu, który, choć nie nowy, to działa poprawnie, przerywając druk w sytuacji, gdy szpula się zerwie.
Na koniec jeszcze kilka zdań o oprogramowaniu. QIDI X-MAX 3 wykorzystuje znany i lubiany firmware Klipper, a co za tym idzie, oferuje spore możliwości konfiguracyjne i dobry interfejs. Warto natomiast mieć na uwadze, że QIDI dorzuciło tam sporo własnych narzędzi i wtyczek, utrudniając jednocześnie zastąpienie tego oprogramowania nowszymi wersjami „czystego” Klippera.
Warto też wspomnieć, że najnowsze drukarki QIDI korzystają również z nowego slicera – nazywa się QIDISlicer (w odróżnieniu od poprzedniego, który nazywał się QIDI Print) i został oparty na oprogramowaniu PrusaSlicer (a nie Cura, jak poprzednik). Moim zdaniem to krok w dobrą stronę, przy czym tak naprawdę jest to kwestia drugorzędna, bo społeczność użytkowników QIDI jest już na tyle duża, że odpowiednie profile znajdziesz w zasadzie dla każdego popularnego slicera.
QIDI X-MAX 3 to jedna z największych niespodzianek minionego roku. Poprzednie drukarki tego producenta były poprawne, i w swojej cenie oferowały sporo, ale jednak brakowało im wiele, aby nawiązać wyrównaną walkę z ówczesnymi konkurentami. Najnowsza generacja tego problemu już nie ma.
Nowy X-MAX 3 spokojnie może nawet rywalizować z urządzeniami marki Bambu Lab – moim zdaniem jeszcze im ustępuje na niektórych polach, ale jest też zauważalnie tańszy, dzięki czemu ma rewelacyjny stosunek ceny do możliwości i spokojnie może zgarnąć maniaKalne wyróżnienie „Dobry zakup”.
To świetny sprzęt – i dla starych wyjadaczy (Klipper, duża przestrzeń robocza, łatwa wymiana modułów drukujących, sporo różnych adapterów w sieci, więc możesz stosować takie dysze, jakie uważasz za optymalne, a do tego dobry stół i grzana komora, więc przepuścisz przez X-MAX 3 w zasadzie każde tworzywo), i dla początkujących miłośników druku 3D (łatwa konfiguracja, świetne profile fabryczne, autopoziomowanie stołu, rewelacyjnie drukuje PLA, łatwa w serwisowaniu).
Zdecydowanie warto tej drukarce 3D dać szansę, jeśli dysponujesz odpowiednim budżetem.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.