>

Czas na zmianę limitów w rowerach elektrycznych. Inaczej zahamujemy ich popularność na dobre

Rowery elektryczne to w naszym kraju coraz bardziej popularny środek transportu, ale jednocześnie – piekielnie ograniczony. Najwyższa pora, by dokonać zmian, które mogą sprawić, że przesiadka na elektrycznego jednoślada będzie miała dużo więcej sensu.

Popularność rowerów elektrycznych rośnie z miesiąca na miesiąc – to fakt, któremu trudno zaprzeczyć. Choć w 2023 r. sprzedaż jednośladów z napędem elektrycznym nieco wyhamowała, widoki dla tej branży są malowane w jasnych barwach.

Nic w tym dziwnego – to przecież bardzo ciekawa alternatywa dla klasycznych rowerów, dająca szansę na skorzystanie z tego popularnego środka transportu. Korzystają z nich nie tylko osoby, których sprawność fizyczna jest daleka od idealnej, ale także osoby ceniące sobie długie wycieczki lub też podróżujące do pracy, chcące uniknąć konieczności brania prysznica po wyczerpującej jeździe.

Kiedy rower elektryczny przestaje nim być?

fot. pixabay

Rower elektryczny jako pojazd jest ściśle definiowany przez prawo – istnieje bowiem cienka granica pomiędzy momentem, w którym elektryczny jednoślad jest w nim istocie, a sytuacją, w której staje się motorowerem.

Tę granicę ustanawiają dwa elementy. Pierwszym z nich jest moc silnika – ta nie może przekroczyć 250W i nawet jeżeli jednostka napędowa oferuje większe możliwości, to producent musi je sztucznie ograniczyć.

Podobnie wygląda także kwestia prędkości maksymalnej, do której napęd wspomaga kolarza podczas jazdy – to co najwyżej 25 km/h. Jeżeli chcemy pojechać z większą prędkością (czego osiągnięcie wcale nie jest przecież takie trudne), musimy korzystać z siły naszych mięśni.

fot. pixabay

Przekroczenie każdego z tych elementów sprawia, że w literze prawa poruszamy się motorowerem. To zaś ciągnie za sobą szereg różnorodnych obowiązków nakładanych na posiadacza jednośladu – mowa tutaj m.in. o konieczności rejestracji pojazdu, posiadania odpowiednich uprawnień czy też uzyskania homologacji ze strony unijnych i państwowych instytucji.

Jest jednak jeden warunek – rowerem elektrycznym o lepszych osiągach niż te przewidziane prawem możemy swobodnie poruszać się poza drogami publicznymi. Umówmy się jednak – takie podejście do sprawy raczej nie ma zbyt wielkiego sensu.

Czy 25 km/h jest wystarczające? Mam wątpliwości

Nie da się ukryć, że poziom maksymalnego wspomagania ze strony roweru elektrycznego to od wielu lat przykład sporu, także natury prawnej. Umówmy się – 25 km/h to z jednej strony prędkość wystarczająca do spokojnej jazdy, z drugiej zaś – element, który mocno ogranicza traktowanie roweru elektrycznego jako pełnoprawnego środka transportu, zwłaszcza w miejskiej przestrzeni.

fot. pixabay

Obowiązujące obostrzenia w kwestii maksymalnej prędkości wspomagania są w Unii Europejskiej jednym z najbardziej restrykcyjnych na świecie. O ile w Japonii wynosi ona 24 km/h, tak w przypadku Stanów Zjednoczonych obostrzenia są znacznie bardziej liberalne.

W USA rower elektryczny może być wyposażony w silnik o mocy 500W, a maksymalna prędkość sięga 32 km/h. W Indiach z kolei maksymalna prędkość wspomagania ze strony silnika elektrycznego to 35 km/h. Z drugiej strony zaś Niemcy postanowili stworzyć jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy, w ramach których rowery elektryczne mogą poruszać się maksymalnie z prędkością 20 km/h.

Która droga jest lepsza? I czy „wolniej” na pewno oznacza „bezpieczniej”? Mam w tej kwestii spore wątpliwości.

Zwiększenie limitu prędkości potrzebne od zaraz

fot. pixabay

Znacznie bliżej jest mi w tej kwestii do modelu amerykańskiego. Mówiąc szczerze – 25 km/h to prędkość, która nie pozwala rywalizować z innymi środkami transportu.

Jasne – niektórzy powiedzą przecież, że średnia prędkość samochodu w miastach nieznacznie przekracza 30 km/h. To też po części prawda – faktem jest jednak, że coraz gęstsze sieci obwodnic, dróg prowadzonych w tunelach czy też wielopasmowych arterii miejskich pozwalają na rozwijanie wyższych prędkości, co ma znaczenie zwłaszcza przy pokonywaniu dłuższych tras.

Na krótszych dystansach czy też w ścisłych centrach miast ta różnica staje się też praktycznie niezauważalna. Ale z drugiej strony, przy takiej maksymalnej prędkości rower przegrywa też ze środkami komunikacji publicznej – autobusami czy tramwajami, o pociągach szybkiej kolei miejskiej czy też metrze nie wspominając.

Prędkość 25 km/h wydaje się być sensownym ograniczeniem przy poruszaniu się po drogach miejskich – natomiast zupełnie inną kwestią jest jazda poza obszarem zabudowanym czy też na wydzielonych ścieżkach. W tym wypadku podniesienie maksymalnego limitu byłoby jak najbardziej zasadne, choć jednocześnie – kompletnie niewykonalne jeśli chodzi o stosowanie technicznych ograniczeń.

fot. pixabay

W tym wypadku konieczne byłoby zaufanie rowerzystom w kwestii stosowania się do ograniczeń prędkości. To chyba jednak nie jest problemem, zważywszy na to, że kierowcy samochodów osobowych również mają obowiązek znajomości przepisów i stosowania do ograniczeń prędkości. W końcu „nieznajomość prawa szkodzi”.

Zwiększenie mocy przyda się głównie w niektórych modelach

Istotnym kierunkiem zmian, których można oczekiwać w kontekście rowerów elektrycznych, jest zwiększenie mocy silników elektrycznych montowanych w jednośladach. O ile w przypadku rowerów miejskich czy trekkingowych ta kwestia nie wydaje się być szczególnie paląca, tak zupełnie inaczej sytuacja wygląda w przypadku rowerów cargo czy też jednośladów typu MTB.

To rowery, które pracują pod zupełnie innym obciążeniem – rowery typu cargo są przystosowane do przewożenia cięższych ładunków, co rzecz jasna znacznie zmniejsza możliwości w kwestii szybkiego nabierania prędkości czy też sprawnego przyspieszenia. Podobnie wygląda sytuacja w rowerach górskich – zwłaszcza podczas mozolnej wspinaczki jednoślad jest poddawany sporym obciążeniom.

Pokonanie wysokich wzniesień, także w trudnym terenie, wymaga także mozolnej pracy mięśni ze względu na czasami niewystarczające możliwości ze strony elektrycznego napędu. Jasne – istotną wartość jest także wysokość momentu obrotowego silnika, ale dodatkowy zapas mocy w trudnym terenie przyda się zawsze.

Czekamy na zmiany. Bez nich zabetonujemy rynek na dobre

fot. Decathlon

Czy jest szansa na zmiany? Cóż – szansa jest zawsze i miejmy nadzieję, że wraz z rosnącą popularnością wspomaganych elektrycznie jednośladów, ten temat będzie stawał się coraz bardziej żywy. A zmiany są potrzebne, bowiem rower elektryczny to naprawdę ciekawa alternatywa dla zbiorowej komunikacji, zwłaszcza w dużych miastach.

Nowe, bardziej liberalne regulacje są potrzebne także w kontekście popularnego procederu, jakim jest odblokowywanie silników elektrycznych. Nie jest przecież żadną tajemnicą, iż wiele jednostek napędowych jest blokowanych elektronicznie – ich możliwości są znacznie większe, ale ze względu na regulacje nie są one wykorzystywane. Jest to oczywiście działanie nielegalne, ale w obecnej sytuacji prawnej – trudne do wykrycia przez służby.

Czekamy więc na potrzebną refleksję w kwestii maksymalnej prędkości i mocy rowerów elektrycznych. Nadeszła pora, by tę kwestię zwyczajnie ucywilizować i dostosować do potrzeb rowerzystów.

Zobacz również:

Amadeusz Cyganek

Komentarze

  • Wolno mieć większą moc i prędkość max ale wtedy jak to autor dobrze opisał należy pojazd zarejestrować i ubezpieczyć. Można jechać szybciej rowerem elektrycznym ale wtedy nie ma wspomagania i trzeba o własnych siłach. Sugestia że 250W to za mało w rowerach MTB to bardzo duże nadużycie. Z drugiej strony zjechać jest trudniej niż wjechać i może jak komuś 250 W to mało to może mu życie uratować. Do poruszania się rowerem osoba pełnoletnia nie potrzebuje żadnych dokumentów i porównywanie do samochodów nie ma sensu. Jak krytykujecie Niemców to tam limit alkoholu na rowerze wynosi 1.6 promila i jakoś pijanych rowerzystów w rowach nie widać

  • Przy okazji, w prosty sposób można by tę kwestię uregulować. Producent chcąc dopuszczenia e-roweru do legalnego użytku na drodze publicznej musiałby go wyposażyć w nieusuwalne sygnalizowanie poziomu wspomagania np przez kolor światła zainstalowanego na obudowie silnika: zielony, żółty itd. Lub podobnie. Każda służba ruchu miałaby nadgorliwca na patelni. W ten lub podobny sposób. A e-rowery beż takiej sygnalizacji po prostu nie byłyby dopuszczone do ruchu. I już po oszołomach.

  • Kurka wodna! Kiedy wreszcie jak promyk słońca w pochmurny zimowy dzień pokazuje się artykuł odpowiadający na ogromne zapotrzebowanie społeczne odnośnie podniesienia limitów mocy w e-rowerach, to oszołomy, zakładam że stosunkowo młodzi, mający sprawne mięśnie i stawy wrzeszczą że to zbrodnia mieć 500W pos siodełkiem. Zapraszam do Gorzowa, na nasze górki. Tu się już nawet pojawiały propozycje, aby rowerzyści mogli za darmo podjeżdżać autobusami miejskimi że swoimi rowerami, takie są u nas uciążliwe stromizny. I odpowiedzią na to jest super rozwiązanie w postaci e-roweru. Ja mam 60 lat i całe młode życie przejeździłem rowerem. Górki mojego miasta były dla mnie pestką. Ale metryki nikt nie oszuka. Siedząca praca itd. Teraz bez e-bikea jest coraz trudniej i bedzie coraz ciężej. Mam duotts-29. Podstawowy budżetowiec do miasta. Po drodze dla rowerów jadę nim 25/h bo szanuję przepisy i innych. Ale mam wybór gdy zjeżdżam poza taką drogę. Testowałem 250W i nie dawał rady pod nasze górki. A mi podobnych bedzie przybywać. Ja już nie dam rady wytrenować moich nóg na nasze miasto. I znam sporo osób w podobnej sytuacji. Wspomaganie jest aby wspomagać. Nie ograniczać.

  • 500W to optymalne ale ... jak są rowery komercyjnie w miastach i dureń dostanie pocisk nie mając doświadczenia to może być problem. Ja uzywam roweru sztucznie ograniczonego do 250W z 1000W i 25km/h ale używam 5 rok i nie nadużywam po odblokowaniu.Jak komuś pożyczam nie mam odwagi odblokować mu. Upojenie łatwością uzyskania dużej prędkości powoduje zanik ochrony siebie i innych. Na pewno warto aby cargo miały więcej, ale mtb w terenie może sobie odblokować sam. Po przemyśleniu nie raczej jestem przeciwko podnoszeniu wszystkim jak leci.

  • Bardzo dobrze, że są takie ograniczenia. Już teraz czasem spotyka się na ulicach idiotów na rowerach elektrycznych że zniesiona blokada, którzy potrafią się rozpędzić do 40 i więcej km na godzinę. Co będzie jak wszystkie produkowane rowery będą miały podwyższone limity mocy i predkości? Strach pomyśleć. 25 km to w zupełności wystarczająca predkość dla rowerzysty. Jak ktoś potrzebuje jechać szybciej może wytrenować własne mięśnie, przynajmniej nie będzie stwarzał zagrożenia dla siebie i innych, bo przy okazji nauczy się bezpiecznie jechać z większą prędkością.
    Branża rowerowa sobie spokojnie poradzi z obecnymi ograniczeniami. Rozwój bardziej bym widział w kierunku różnorodnosći typów rowerów (MTB, trekking, gravel, itp), ewentualnie zasięgu, miniaturyzacji baterii czy atrakcyjniejszych cen.

    • Idąc tym tokiem myślenia trzeba by w pierwszej kolejności wprowadzić ograniczenia prędkości w samochodach i to nie do najwyższej prędkości dopuszczalnej w danym kraju, ale do prędkości dopuszczalnej w danym miejscu , czyli np. w strefie 30 auto nie pojedzie szybciej...

    • Chris, najlepiej wszystkie samochody wyposażać w silniki 250 cm³ i ograniczyć prędkość max do 25 km/h, bo jakiś frog mógłby zrobić innym krzywdę. Prawo ma zakazywać nadużywania mocy a nie ją limitować.

    • Tak, też uważam że 25km/h to wielka prędkości dlatego wszystkie pojazdy mechaniczne dla bezpieczeństwa powinny mieć ograniczenie w zabudowanym do tej prędkości. Wszystkie czyli samochody też. A ci do tego czy trenujesz mięśnie czy masz silnik nie ma znaczenia dla bezpieczeństwa jak nie trenujesz mózgu. Dotyczy j rowerzystów i kierowców samochodów.

  • A ja czekam na tanie elektryczne rowery trójkołowe. Ładowane w domu. Wówczas te parę kilometrów do sklepu nie musiałbym pokonywać samochodem. Tym bardziej, że unijni fantaści zamierzają co jakiś czas zmniejszyć liczbę samochodów odbierając seniorom prawa jazdy.