Bezprzewodowa myszka gamingowa – jaka powinna być? Zapraszam na test GravaStar Mercury M2, modelu, który zachęca do siebie wyglądem oraz specyfikacją. Jak jednak sprawuje się w codziennym użytkowaniu?
Co by nie mówić, rośnie popularność takich akcesoriów, jak bezprzewodowa myszka gamingowa. Gracze coraz częściej sięgają po te modele, które nie charakteryzują się „plątającym się” kablem. Oto recenzja GravaStar Mercury M2, jednego z przedstawiciela tego gatunku! Będzie hit?
Spis treści
Sprawdźmy najpierw, jaka jest cena GravaStar Mercury M2
Ta nie zmieniła się od premierowego wpisu o nowym gryzoniu tego producenta. Mówiąc prościej, życzy on sobie za nią 79,95 Dolarów amerykańskich (320 złotych). Nie zapominajmy jednak o kosztach dostawy, ale i kodzie rabatowym specjalnie dla naszych czytelników 🙂
Korzystając z kodu maniak całość końcowo wyniesie 360 złotych (koszt samej myszki 260 złotych). Regularna cena zaś to około 425 złotych. Można również wspomnieć, że kupując ją do 22 stycznia otrzymamy podkładkę gratis.
Nie jest to więc tania myszka, jednak już sama specyfikacja (o której zaraz) sugeruje, że taką nie jest. A skoro już o tym wspomniałem, to przejdźmy płynnie w takim razie do kolejnego punktu.
Specyfikacja GravaStar Mercury M2 – jest topowo
Co by nie mówić, chiński producent nie szczędził na tym, co pakował do swojego najnowszego modelu.
- Sensor: PixArt PAW3395
- Rozdzielczość: 100 – 26000 DPI (skok co 100)
- Akceleracja: 50G
- LOD: 1 / 2 mm (standardowo 1 mm)
- Maksymalna szybkość: 650 IPS
- Częstotliwość próbkowania: 125, 250, 500, 1000 Hz (standardowo 1000 Hz)
- Mikrokontroler: BK CX52850
- Przełączniki:
- LPM/PPM: Kailh GM 8.0 (do 80 milionów kliknięć)
- Liczba przycisków: 6
- Łączność: przewodowa (USB-C), bezprzewodowa (Bluetooth 5,1; odbiornik/nadajnik 2,4 GHz)
- Pojemność akumulatora: 300 mAh
- Maksymalny czas pracy: Bluetooth 82 godziny / 2,4 GHz 63 godziny;
- Wymiary: 124 x 64,5 x 39,5 mm
- Waga: 79 g
- Budowa: symetryczna
- Ślizgacze: teflonowe
Pakunek GravaStar Mercury M2 – co w środku?
Opakowanie, w którym przychodzi do nas omawiana dzisiaj bezprzewodowa myszka gamingowa cechuje się kolorystyką skupioną wokół szarości oraz zieleni. W sumie nadaje to moim zdaniem ciekawego wyglądu całości, tym bardziej, że sam design myszki może wywoływać zaciekawienie.
To właśnie ona znajduje się na przodzie i bokach, natomiast z tyłu znajdziemy informacje o produkcie, który właśnie trzymamy w rękach. Jest częściowa specyfikacja z najważniejszymi punktami, takimi jak sensor, kontroler, DPI, łączność Bluetooth, wymiary, waga etc. Zajrzyjmy jednak do środka.
Na pierwszy rzut idzie oczywiście GravaStar Mercury M2, a zaraz pod nim znajdziemy pierwsze akcesoria, czyli odbiornik 2,4 GHz służący do komunikacji np. z komputerem, a także przejściówkę z USB-A do USB-C. Idąc dalej naszym oczom ukazuje się pudełeczko (a nawet dwa, jednak jedno puste), w których to znajdziemy:
- Instrukcję obsługi;
- Przewód „ala paracord” USB-A do USB-C;
- Zapasowy zestaw ślizgaczy;
- Zestaw grip tape-ów;
- Ściereczkę.
Za taki zestaw można pochwalić producenta, bo to jednak dbanie o szczegóły, które jest ważne wokół droższego (i nie tylko) produktu. Mamy w zasadzie wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać od takiego produktu w rozumieniu dołączonych akcesoriów. Plusujemy, Panie GravaStar.
GravaStar Mercury M2 – czy jakość wykonania trzyma poziom?
Zacznijmy może od tego, z czego wykonana jest omawiana dziś bezprzewodowa myszka gamingowa. Są to głównie tworzywa sztuczne, a konkretniej PVC. Oprócz niego znajdziemy oczywiście teflon (ślizgacze), czy gumę (scroll). No dobrze, ale może coś więcej?
Shell (obudowa) myszki jest bardzo designerska, a konkretniej przypominać może niektórym coś ala sieć pająka? Z resztą, sami zobaczcie na zdjęcia. Wracając jednak, tak, owa konstrukcja wpływa na wytrzymałość, naciskając mysz można sprawić, że shell ugnie się w widoczny sposób. Prawdopodobnie jego złamanie nie jest specjalnie trudne, jednak przy normalnym użytkowaniu „wszystko będzie grało”.
Normalne użytkowanie znaczy tyle, że w akcie złości nie ściśniemy myszki z całej siły w którymś ze słabszych punktów shella. Co z rzucaniem / uderzaniem? Może być różnie, aczkolwiek powinna to przetrwać (oczywiście wszystko zależy od konkretnego scenariusza). Nie zalecam jednak robienia takich rzeczy.
Całość jest matowo wykończona, więc odciski palców nie są tak bardzo widoczne na naszym gryzoniu. Jego spasowanie nie pozostawia pola do narzekania, jednak…
Co z resztą?
Przejdźmy w takim razie do przycisków i scrolla. Skupimy się jednak w tym miejscu nie na kliku, a spasowaniu tych elementów.
W przypadku LPM i PPM jest lekki luz w kontekście „chybotania się” na boki, jednak są one bardzo niewielkie i da się je zaakceptować. W przyciskach bocznych uświadczymy już niestety więcej luzu, którego w tym budżecie myślę, że można było w takiej skali uniknąć.
Pozostał w zasadzie przycisk DPI oraz rolka. W kontekście tego pierwszego, ma on najwięcej luzu ze wszystkich. Z jednej strony zrozumiała oszczędność, z drugiej – nie mamy do czynienia z tanim produktem. Rolka natomiast jest spasowana wręcz idealnie – nic nie skrzypi, nic się nie kołysze na boki, jest po prostu dobrze.
Przewód i ślizgacze
Idziemy dalej, a pozostały nam dwa elementy. Dołączony w zestawie do testowanej dziś bezprzewodowej myszki gamingowej kabel nie sprawia zbyt dobrego wrażenia. Jest „ala” sznurówką (paracordem), jednak nie robi tego specjalnie dobrze. Jest m.in. zbyt sztywny, jak na tego typu przewód.
Z plusów natomiast to, że jest materiałowy oplot, który zdaje się być wytrzymały, a także dobrze zaprojektowany „wtyk” USB-C względem obudowy myszki. Ślizgacze natomiast są obecne w łącznej liczbie sztuk 5-mniejszych oraz jednego dużego. Zostały wykonane z teflonu, producent jednak nie podaje w jakim procencie.
Rozmieszczenie ich na spodzie myszki jest raczej klasyczne – cztery małe pady na „rogach”. Oprócz tego jednak mamy (tak, jak już wspomniałem) jeszcze jeden mały, wokół sensora oraz większy w „tylnej części” omawianego gryzonia. Zdaje się to być dobre połączenie, lecz o użytkowaniu opowiem w dalszej części artykułu.
O wyglądzie i ergonomii GravaStar Mercury M2 słów kilka
Zacznijmy od tego pierwszego, ponieważ jest on zdecydowanie swojego rodzaju „gwoździem programu” w całym „sensie” testowanej myszki gamingowej. Producent określa go jako „Hollowed-Out Design”, co w wolnym tłumaczeniu znaczy po prostu „wydrążona konstrukcja”. Ja bym jednak szukał tutaj także nawiązania do czegoś jeszcze.
Całość może przypominać coś ala siedlisko pająka z sieciami, a w środku jakiś kokon. Przynajmniej mi tak to się kojarzy. Z pewnością przyciąga wzrok, ale to jest oczywiście kwestia gustu. Niektórych taki wygląd kupi, a innych wręcz przeciwnie – odrzuci. Czy jest ona jednak jakkolwiek praktyczny?
Porozmawiajmy więc o ergonomii użytkowania tej bezprzewodowej myszki. Jest to konstrukcja symetryczna, co widać po zdjęciach, a także informacjach od producenta o tym konkretnym modelu. Zaznaczę, że są to głównie moje osobiste odczucia z korzystania z tego modelu. Moim najczęściej używanym chwytem jest Palm-grip, a moja dłoń mierzy 19 x 10 cm (średnio-duża).
Palm-grip
Przy takich rozmiarach oraz kształcie nie korzystało mi się dobrze z omawianego modelu przy użyciu ww. chwytu. Myszka jest o parę cm za mała, by przy takiej dłoni było możliwe (moim zdaniem) wygodne korzystanie z niej przy nieco większej dłoni. Jeżeli jednak Wasza dłoń nie przekracza 17 cm długości, to myślę, że nie byłoby źle.
Innym aspektem jest znalezienie oparcia dla 4 i 5-palca. Może to również wynikać z rozmiaru i kształtu, jednak ciężko jest gdzieś właśnie 4-palec umiejscowić tak, by sobie „wygodnie spoczął”. No chyba, że korzystacie z niego do obsługi PPM, wtedy tak, ja wolę jednak zaangażować do tego 3-palec.
Claw-grip
Tutaj historia jest z goła inna, ponieważ przy tym chwycie wygoda poprawiła się w sposób znaczny. Jest trochę łatwiej znaleźć oparcie dla tego „nieszczęsnego” 4-palca, a do tego nie ma sytuacji (w moim przypadku), że mysz jest za mała.
Brakuje tutaj jednak „garba”, który by pomagał w ułożeniu dłoni na myszce w sposób, w którym zwykle korzystamy z ww. chwytu. Mysz jest po prostu bardziej płaska, jakby przeznaczona prędzej do Palm-gripu oraz Fingertipu, o którym porozmawiamy właśnie teraz.
Fingertip
No i tutaj znowu kłania się niespecjalnie duży rozmiar myszki, a także moja duża dłoń i fakt, że nie jest ona specjalnie wysoka. Wygoda przy użyciu ostatniego już z omawianych chwytów również stoi na wysokim poziomie.
Oczywiście warunkiem w tym przypadku jest większa dłoń, ponieważ przy małej dłoni ciężko będzie „ogarnąć” tego gryzonia omawianym chwytem.
Wyważenie, powłoka, ślizgacze
Z pierwszym w moim odczuciu jest trochę problem. Mam tutaj na myśli fakt, że większość „ciężaru” myszki spoczywa jednak w przedniej części – przełączniki, rolka, przyciski. Nie jest więc to gryzoń, którego można nazwać dobrze wyważonym. Stosunek masy określiłbym jako 60:40 (przód-tył). Jak wpływa to na użytkowanie?
Przy korzystaniu z Claw-gripa, lub Fingertipa – niespecjalnie moim zdaniem. Jeżeli chodzi o Palm-grip, to tutaj jednak cała dłoń spoczywa na myszy, więc fajnie byłoby mieć poczucie, którego nieco szuka się w nowej myszce – jakoby była „przedłużeniem dłoni”. Inaczej mówiąc – była jak najbardziej wygodna. Tutaj tego nie znalazłem, co nie znaczy, że ktoś o mniejszej dłoni by tego nie znalazł.
Warto również powiedzieć o wadze samej w sobie – jak na produkt o takim designie, nie jest ona szczególnie niska i wynosi 79 gramy. Jeżeli jesteś zwolennikiem ultra-lekkich myszek, to raczej nie wybór dla Ciebie. Pamiętajmy jednak, że ten termin był przypisywany nie tak dawno do właśnie modeli, które charakteryzowały się taką wagą. No i jeżeli wolisz myszki o „regularnej” wadze – go ahead.
Jak się jednak trzyma myszkę, jeżeli rozprawiamy o powłoce – ślizga się w dłoni, czy nie? Jak już wyżej wspomniałem, jest ona matowo wykończona, lecz nie posiada żadnej powłoki, która zapobiegałaby w jakiś sposób ślizganiu się po niej dłoni. W zestawie mamy natomiast grip-tape-y, jeżeli ktoś chciałby uzyskać pewniejszy chwyt.
Co ze ślizgaczami?
GravaStar Mercury M2 to model, w którym na ten element raczej nie będziecie narzekać. Mysz nie ma problemu z poruszaniem się po podkładce (korzystam z SPC Gear Endorphy Corduda Speed XL).
Nie są też jednak czymś, co utrudniałoby zatrzymanie myszki w konkretnym miejscu, by przykładowo „zasadzić” headshota. Jednym minusem jest jednak zbieranie z podkładki kurzu i różnych włókien, przez co mówiąc krótko, zbiera się w tych miejscach po prostu brud.
Grip-tape
Warto także wspomnieć o tym, jak sprawują się dołączone do niego naklejki, które mają szorstką, „hamującą” powierzchnię. Ich aplikacja jest banalnie prosta, wystarczy nieco cierpliwości. Co z jakością? Myślę, że powinny wytrzymać na myszce długi czas bez odklejania się, czy zadzierania.
Jak jednak spełniają swoje zadanie? Bardzo dobrze, zwiększają pewność chwytu, który z uwagi na dosyć śliską powierzchnię myszki, standardowo nie jest świetny. Faktura jest przyjemna dla palców, całość dodaje swojego rodzaju „miękkości” całości. Mówiąc więc krótko – bardzo fajnie, że są i spełniają swoje zadanie.
Jak sprawuje się sensor w GravaStar Mercury M2?
Tak tylko w gwoli przypomnienia, omawiana bezprzewodowa myszka gamingowa została wyposażona w topowy sensor PixArt PAW3395. Charakteryzuje się on m.in. tym, że jest w stanie odczytać ruch o maksymalnej prędkości 650 IPS, czyli 16,5 m/s. Sprawdźmy zatem, jak sprawdzi się w pierwszym teście „syntetycznym”.
Jak możemy zauważyć, nie sprawiał w zasadzie żadnych problemów w jakimkolwiek z testowanych obszarów. Rozdzielczość? W normie, próbkowanie? Bez zastrzeżeń. Co prawda, nie zanotowałem szybkości większej, niżeli 13,5 m/s, jednak i taka jest już naprawdę wysoka.
Udało mi się ją zanotować w teście, w którym z kolei program nie mógł odczytać wartości „wygładzania”. Cóż, złośliwość rzeczy martwych :).
Oprócz tego możemy zauważyć, że jest to sensor oceniany przez powyższy program jako bardzo precyzyjny, a do tego pozbawiony „wygładzania”. Co by nie mówić, mamy do czynienia na pierwszy rzut oka z urządzeniem, które bez problemów mogłoby być określane mianem „z górnej półki”. Idziemy jednak dalej, test na jittering.
Na testowanych czułościach nie zauważyłem żadnych objawów wskazujących, jakoby występował jittering o niskiej lub wysokiej częstotliwości. Warto jednak sprawdzić kolejną rzecz, czyli LOD. Producent udostępnia ustawienie go na 1 mm (standardowo) oraz 2 mm. Jak taki test przeprowadzić? Wystarczą płyty CD, których grubość to właśnie 1 mm.
Przy podłożeniu jednej pary takowych, sensor nie reaguje – więc mamy wszystko zgodnie z parametrami. W przypadku przełączenia na 2 mm, odpowiednio dokładamy po jednej płytce i voila – znowu sensor nie reaguje. Rzeczywista wartość LOD w GravaStar Mercury M2 to oczywiście 1 / 2 mm, w zależności od ustawienia owego parametru w oprogramowaniu.
Praktyczne wrażenia z użytkowania
W większości czasu prywatnie jeżeli gram, to w War Thunder, jednak czasem odpali się czy to nowego Counter Strike 2, czy starego Battlefield 1. W tych grach owa myszka spisywała się po prostu świetnie. Nie miałem jakichkolwiek problemów z jej precyzyjnością, a także „ostrością” ruchów. Kursor nie pływał po ekranie, tylko „pewnie zmierzał” z punktu A do punktu B.
Cóż jeszcze można tutaj powiedzieć? Życzyłbym sobie i Wam, żeby każda mysz (pod kątem sensora) działała tak bezproblemowo, jak GravaStar Mercury M2. Korzysta się z niej po prostu przyjemnie, tak w grach, jak i mniej wymagających zastosowaniach „biurowych”.
Klik – czyli porozmawiajmy o przełącznikach w GravaStar Mercury M2
Niewątpliwie kolejnym bardzo istotnym elementem każdej myszki gamingowej są przełączniki. Powiedzmy może sobie najpierw, na wykorzystanie jakich zdecydował się tutaj producent. W przypadku LPM i PPM mowa jest o renomowanych Kailh GM 8.0, czyli switchach, które nie charakteryzują się „lekkością”, a siła potrzebna do ich aktywacji to 65 gram (+/-10).
Może najpierw sprawdźmy, jak brzmią. Powyżej załączam nagranie tego, jak pracuje LPM i PPM. Słychać lekką różnicę w pracy obydwu przycisków głównych, co nie jest dobrym sygnałem. Może to być spowodowane m.in. „gorszą partią” przełączników, gdzie te różnice są po prostu większe. Wpływ na to może mieć także oczywiście spasowanie przycisku do switcha.
Oprócz tego jednak, jak na moje ucho, brzmią przyjemnie, nie są również przesadnie głośne. Oczywiście nie jest to poziom przełączników optycznych, jednak pamiętajmy, że mamy do czynienia z mechanicznymi. Sprawdźmy w takim razie kolejne, tym razem boczne. W nich jednak nie udało mi się ustalić, jakimi konkretnie switchami wspomógł się producent.
Po raz kolejny słyszalna jest różnica w tym, jak brzmią obydwa przyciski. Oprócz tego powiedziałbym, że siła nacisku potrzebna do ich aktywacji zdaje się być wyższa, niż w przypadku LPM i PPM. Oprócz tego można usłyszeć, że są nieco głośniejsze od nich, a dźwięk, który wydają, w moim odczuciu jest mniej przyjemny dla ucha. Nie ma co jednak zwalniać, pozostał jeszcze przycisk DPI, scrolla i sama w sobie rolka.
Weźmy na tapet ten pierwszy, który znowu ma wyższą siłę nacisku od głównych, a także inne brzmienie – znów oceniłbym, jako bardziej drażniące. Jest również głośniej. Przycisk scrolla z kolei zbliża się bardziej do Kailh GM 8.0 pod kątem siły nacisku. Jest jednak drugim (zaraz po DPI) najgłośniejszym przyciskiem w testowanej myszce. Świetna jest natomiast rolka – z wyczuwalnym skokiem, a do tego po prostu cicha. Brawo Panie GravaStar.
Podróże
Nie samym jednak dźwiękiem człowiek żyje, czy siłą nacisku. Co ze zjawiskami pre- i post-travelu?
Wyjaśnienie: mówiąc prosto, jest to zjawisko, gdzie w pierwszym przypadku switch nie aktywuje się od razu po naciśnięciu przycisku, a w drugim, gdzie po aktywacji nadal mamy wyczuwalną „drogę”, którą możemy pokonać. Nie jest to zjawisko pożądane.
W zasadzie pre-travel nie występuje nigdzie, natomiast post-travel niestety już tak. Obecny jest w bocznych przyciskach i jest mocno wyczuwalny. Można wyczuć tutaj po prostu oszczędność, jaką poczynił producent przy projektowaniu tej myszki. Skądś się musiała wziąć taka, a nie inna cena.
Sprawdźmy łączność, oprogramowanie, oświetlenie i baterię
Sposoby na połączenie się z urządzeniem docelowym są trzy, czyli przewodowy, Bluetooth oraz 2,4 GHz z wykorzystaniem nadajnika dołączonego do zestawu. W przypadku pierwszego nie ma mowy o jakichkolwiek problemach, wszystko działa jak należy, a opóźnienia są na tyle niskie, że powiedziałbym, iż pomijalne.
W przypadku łączności Bluetooth zdaje się, iż kursor zaczyna nieco pływać, co w niektórych warunkach da się odczuć. Może to wynikać z lekko wyższego opóźnienia. Z kolei 2,4 GHz daje nam odczucia bliskie temu, co znamy z „przewodu” – pomijalne, bardzo niskie opóźnienie, brak problemów z przerywaniem połączenia.
Soft
Co z oświetleniem? Ładny, lecz co by nie mówić, niepraktyczny dodatek. Jeżeli ktoś je lubi, to raczej się nie zawiedzie. Jeżeli jednak nie – to zawsze ma opcję wyłączenia go w dedykowanej aplikacji. A skoro już o niej mowa, to przyjrzyjmy się jej z bliższa.
Wita nas „menu”, z którego wybieramy akurat używaną myszkę. Mamy informację o tym, z jaką częstotliwością próbkowania działa, oraz czy jest połączona. Przechodząc dalej pierwszym, co widzimy, jest możliwość zmiany działania każdego z 6-przycisków obecnych w testowanej myszce. Nie umknęła mi opcja zmiany Debounce Time, które może przydać się fanom Minecrafta.
Kolejne zakładki przynoszą opcje manipulowania DPI oraz działaniem przycisku odpowiedzialnego za jego zmianę, poprzez ustawienie konkretnych „poziomów”. Jest również częstotliwość próbkowania, czy zmiana LOD. Jak wspomniałem, jest możliwość ustawiania makro, co widzicie Państwo na następnym zrzucie ekranu z tejże aplikacji.
Warto dodać, że wspiera ona Motion-Sync, który sprawia, że precyzja kursora poprawia się, natomiast opóźnienia się zmniejszają.
No i zostały ostatnie dwie zakładki. W pierwszej z nich możemy sterować oświetleniem myszki, trybem, jasnością, szybkością, czy możliwością jego wyłączenia podczas ruszania myszką i bezczynności. Ostatnie zaś „okienko” to informacje o sterowniku oraz firmwarze myszki. Mamy więc trochę przydatnych opcji personalizacji, a całość jest zrobiona bardzo prosto.
Jednym to oczywiście będzie pasować, inni woleli by „ładniejszy dla oka” design, ale jak już wspomniałem przy okazji bocznych przycisków – coś za coś. Pozostała w zasadzie kwestia baterii. Ta spisuje się na poziomach bliskich zapewnieniom producenta.
Mowa jest więc tutaj o przykładowo „tygodniu grania” – w zależności, ile godzin dziennie spędzimy na wirtualnej rozrywce, czy pracy. Jak na „moje oko”, takie wyniki można uznać za w pełni zadowalające.
TOP-owa bezprzewodowa myszka gamingowa w nie TOP-owej cenie?
No i dotarliśmy do końcowej części tekstu, gdzie sobie wszystko podsumujemy. Zacznijmy od stosunku cena-jakość. Jak już wyżej wspominałem, za testowaną myszkę musimy zapłacić końcowo 360 złotych (regularna cena około 425 złotych), natomiast sama w sobie myszka cechuje się ceną 260 złotych (regularnie 320 złotych). Mamy więc do czynienia z myszką za 300-400 złotych, która jednak oferuje naprawdę sporo.
Z pewnością nie można nazwać jej nieopłacalną. Myślę, że określenie jej mianem dobrze wycenionego modelu jest tutaj odpowiednie. Nie zapominajmy o oszczędnościach, które zostały tutaj poczynione. Przypomnijmy w takim razie, co zostało zrobione dobrze, a co nie.
Za to GravaStar Mercury M2 zbiera laury
Zdecydowany plus już po otworzeniu pudełka, w którym znajdziemy sporą ilość przydatnych akcesoriów. Jak to mówią – dobre wrażenie robi się tylko raz, a GravaStar zrobił je bardzo dobre. Idąc dalej z pewnością można powiedzieć o dobrej jakości wykonania. Mimo takiego, a nie innego designu nie jest to mysz, która podda się „bardzo łatwo”.
A skoro o wyglądzie mowa – mnie on kupuje, podoba mi się „inność” tego modelu. To zawsze jakiś powiew świeżości. Matowa powłoka to kolejny element, który dodaje plusa omawianemu modelowi. W kontekście ergonomii można powiedzieć, że jest ogólnie dobrze, ale jak zawsze – wiele zależy od tego, jak dużą macie dłoń i z jakiego chwytu korzystacie.
W temacie wygody użytkowania warto wspomnieć również o bardzo dobrych ślizgaczach, które GravaStar dobrał do swojego nowego gryzonia. Robotę robią również akcesoria w postaci Grip-tape-ów, które producent dołączył w pudełku. Poprawiają pewność podczas dzierżenia naszego oręża.
Nie można zapomnieć o topowym sensorze, który zadowoli praktycznie każdego gracza. Przełączniki Kailh GM 8.0 to również ta część w specyfikacji, która cieszy i broni się w codziennym użytkowaniu. Co do scrolla – dla mnie świetny. Cichy, z wyczuwalnym skokiem – właśnie tego oczekujemy od dobrej rolki.
Uniwersalność z jaką możemy się łączyć z komputerem, czy innym urządzeniem również zasługuje na plusa. Na koniec przypada sterownik. Jak dla mnie jego prostota oraz ilość opcji personalizacji jest bardzo ładnie zbalansowana. A całość zamyka bateria, która jest naprawdę przyzwoita.
To w GravaStar Mercury M2 kuleje
Z akcesoriów nie wyróżnia się przewód dołączony do testowanego modelu. Jest on sztywny jak na coś, co ma przypominać „paracord”. Można było się w tym miejscu bardziej postarać. Kolejnym kamyczkiem do ogródka jest nierówne wyważenie. Ciężar spoczywa mocniej na przedniej części myszki.
Chybotające się przyciski boczne oraz DPI to również minus dla GravaStar Mercury M2. Jest to właśnie ta oszczędność, o której mówiłem już wcześniej. Post-travel występujący w nich także pokazuje, że zasada „coś za coś” jest tutaj żywa. Ostatnim „przywarem” z mojej strony będzie fakt, że w przypadku użycia Bluetooth, myszka działa nieco inaczej, z nieco większym opóźnieniem.
Czy sam bym kupił tę myszkę?
Jak już wspomniałem, nie jest to mysz kierowana do takiego użytkownika, jakim jestem ja. Chodzi tutaj o zbyt mały rozmiar do Palm-gripu, którym się na co dzień posługuję. Nie mniej jednak chociażby przyjemne switche pod LPM i PPM, czy rolkę i topowy sensor będę bardzo dobrze wspominał.
A skoro dotarliśmy do końca, to nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować za ten „wspólnie spędzony czas” i powiedzieć do następnego!
Cya!
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.