>

N-one NBook Fly wygląda jak laptop ASUSa, jest tani i ma dwa ekrany (TEST)

Marzysz o laptopie ZenBook Duo, ale jest za drogi? Oto N-one NBook Fly: ma dwa ekrany, procesor i7, obudowę ze stopu aluminium i system Windows 11 Pro, a wszystko to za mniej niż 3 tys. zł. Sprawdzam, czy rzeczywiście to taka okazja.

Na przestrzeni ostatnich lat widzieliśmy już przeróżne eksperymenty z dodawaniem kolejnych ekranów w laptopach – niektóre miały zastąpić klawiaturę, inne robiły za pasek skrótów / powiadomień, a jeszcze inne próbowały powiększyć przestrzeń roboczą do pracy. Większość tych pomysłów skończyła na śmietniku, ale niektóre przetrwały i są ciągle rozwijane.

Jednym z najpopularniejszych rozwiązań tego typu jest to, co proponuje ASUS w laptopach serii ZenBook Duo, czyli dodatkowy, dotykowy ekran ulokowany nad klawiaturą laptopa, mogący pracować niezależnie od głównego panelu.

Ten ciekawy dodatek do niedawna obarczony był sporym podatkiem od nowości. Dzisiaj seria ZenBook Duo coraz częściej ląduje już na promocjach, co nie znaczy, że jest tanio – nadal mówimy o kwotach rzędu 7 tys. zł, a dla wielu użytkowników to wciąż cena zaporowa.

I tu pojawia się chińska marka N-one. Może i nieznana, może i egzotyczna, ale za to z potencjalnie fajnym produktem w zanadrzu – to NBook Fly, czyli sprzęt podobny do serii ZenBook Duo, ale kosztujący tylko ułamek tego, co ASUS życzy sobie za swoje laptopy.

N-one NBook Fly – cena i specyfikacja

Zacznijmy od najważniejszego, czyli ceny. N-one NBook Fly dostępny jest wyłącznie w chińskich sklepach – prawdopodobnie najtaniej znajdziesz go w sieci Geekbuying, gdzie obecnie kosztuje mniej niż 3 tys. zł.

Z kodem „NNNYZ9E” obniżysz cenę laptopa do 2906,68 zł.

Warto w tym miejscu dodać, że choć w cenę jest już wliczony system operacyjny Windows 11 Pro (a przecież wariant Pro w tej cenie jest naprawdę rzadkością), to nie jest to oficjalna, polska dystrybucja tego oprogramowania. Co to znaczy? Że pierwszą konfigurację trzeba przeprowadzić w j. angielskim (polski można doinstalować dopiero w kolejnym kroku), a świeżo zainstalowany Windows będzie „golutki”, więc nawet Microsoft Store musisz samodzielnie zainstalować – podobnie jak galerię do otwierania zdjęć czy odtwarzacz multimedialny.

Ma to swoje zalety (instalujesz tylko to, co jest Ci potrzebne), ale dla większości użytkowników będzie prawdopodobnie wadą, bo wydłuża proces przygotowania laptopa do pracy.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Zerknijmy teraz na specyfikację N-one NBook Fly, która – przynajmniej na papierze – prezentuje się świetnie:

  • Ekran główny: IPS 16”, matowa powłoka, rozdzielczość 1920 × 1200, 60 Hz;
  • Ekran dodatkowy: IPS 14”, błyszcząca powłoka, dotykowy, rozdzielczość 3840 × 1100, 60 Hz;
  • Procesor: Intel Core i7-10870H (2,2 GHz, 8 rdzeni, TDP 45W);
  • Grafika: Intel UHD Graphics 630;
  • Pamięć: 16 GB DDR4 (2666 MHz);
  • Dysk: SSD 1 TB;
  • Bateria: 51 Wh
  • Porty: 3 x USB 3.0, 1 x USB-C (z funkcją przesyłania obrazu 4K@60), 1 x HDMI (4K@30Hz), 1 x audio (combo mikrofon/słuchawki), 1 x PCI Express, 1 x Ethernet;
  • Bezprzewodowa łączność: 802.11ac Intel Dual Band Wireless-AC 7265 + Bluetooth 4.2;
  • Klawiatura: podświetlana (biały kolor), membranowa, bez bloku numerycznego;
  • Kamerka: 0,9 Mpix, 720p;
  • Wymiary: 356 x 247 x 28,6 mm;
  • Waga: 2,5 kg.

Jakość wykonania? W tej cenie: klasa

Po laptopie kosztującym mniej niż 3 tys. zł cudów się nie spodziewam – to nigdy nie będzie klasa maszyny typu Razer Blade 14, bo oszczędności nie biorą się z powietrza. N-one NBook Fly pokazuje jednak, że tani laptop nie musi wcale wyglądać jak tani laptop. Ba, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że na pierwszy rzut oka można pomylić Fly z oryginałem, czyli ZenBookiem (bo podobieństwa są, nie ma się co czarować, oczywiste).

Zewnętrzną część obudowy wykonano ze stopu aluminium, wnętrze to już tworzywo sztuczne, ale wszystko jest poprawnie spasowane i sprawia dobre wrażenie. To o tyle ważne, że w przeciwieństwie do typowych chińskich laptopów, NBook Fly wyposażono w drugi ekran z mechanizmem automatycznego podnoszenia panelu o 12 stopni przy otwarciu pokrywy.

To oczywiście rozwiązanie skopiowane z ZenBooka, ale żeby poprawnie działało, trzeba było zadbać o to, aby mechanizm podnoszenia ekranu bez zająknięcia znosił spore obciążenia generowane przez wielokrotne opuszczanie i podnoszenie pokrywy. W wypadku NBook Fly chyba udało się to osiągnąć, bo w czasie trwania testów ani razu nie zauważyłem problemów z działaniem wewnętrznych zawiasów.


Fly nie jest ani wyjątkowo lekkim (waży 2,5 kg), ani wyjątkowo smukłym laptopem – w najgrubszym miejscu mierzy bowiem 28,6 mm. Trudno to jednak uznać za wadę zważywszy na fakt, że mamy tu 16-calowy panel główny i 14-calowy ekran dodatkowy.

Pokrywę wycięto w górnej części, tworząc miejsce na oparcie palców – dzięki temu można ją łatwo podnieść jednym palcem, bez potrzeby przytrzymywania dolnej części drugą ręką. Stylistyka maszyny jest stonowana i klasyczna, co ładnie podkreśla metaliczny lakier. To dobrze prezentujący się sprzęt, po którym nie widać okazyjnej ceny.

Ramki okalające ekran są wąskie, dzięki czemu tafla wyświetlacza zdaje się wypełniać wnętrze pokrywy. Ten efekt dodatkowo podkreśla czerń drugiego panelu, ulokowanego na pulpicie roboczym, nad klawiaturą.

Na górnej listwie zamontowano kamerkę 0,9 Mpix. Jak łatwo się domyślić, nie ma ona wyśrubowanych parametrów – to typowy, tani element, jakich teraz na rynku wiele. Nie wspiera logowania Windows Hello, nie gwarantuje wyraźnego obrazu, i w zasadzie mogłoby jej w ogóle nie być. W ramach cięcia kosztów ze specyfikacji wypadł również czytnik linii papilarnych.

Oszczędności widać również w jakości głośniczków, których największym atutem jest to, że są, grają w miarę donośnie i nie skrzeczą mocno w wyższych prograch głośności. Z uwagi na brak basu i bardzo słabo zarysowane średnie tony, muzyki raczej słuchać będziesz na słuchawkach.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Nieźle za to wygląda zestaw dostępnych portów. Listę otwierają trzy złącza USB 3.0, którym towarzyszy pojedynczy porty USB-C z funkcją przesyłania obrazu (4K@60), ale niestety bez Power Delivery, gniazdo Ethernetowe (co w laptopach jest już rzadkością) oraz HDMI w starszym standardzie (4K@30).

Całość uzupełnia jack audio (combo mikrofon/słuchawki), dedykowany port ładowarki (szkoda – dodanie USB-C z PD załatwiłoby temat lepiej) oraz rzadko spotykany element, czyli złącze PCI Express. To ostatnie jako jedyne ulokowano w tylnej części i z założenia ma służyć do podpięcia opcjonalnej stacji z zewnętrznym GPU, która (w teorii) ma zamienić NBook Fly w gamingową maszynę. Nie wiem, jak to w praktyce działa, bo wspomnianej stacji nie udało mi się ostatecznie sprowadzić.

Spód laptopa można bez większego problemu zdemontować w dwóch krokach. Pierwszy to klapa serwisowa (jakże rzadko ją teraz widujemy!), pod którą ukryto gniazda kart pamięci i SSD – to świetny patent, bo pozwala użytkownikowi szybko i łatwo wymienić to, co w laptopie wymienia się najczęściej.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Można również zdjąć całą dolną osłonę, uzyskując w ten sposób dostęp do akumulatora, całego systemu chłodzenia i wszystkich kluczowych podzespołów.

Ta klawiatura to wyzwanie!

Gabarytami N-one NBook Fly nie odbiega od typowego laptopa z 16-calowym ekranem – ma jednak dodatkowy, 14-calowy panel, który zajmuje połowę pulpitu roboczego. To oznacza, że pozostała połowa przestrzeni musi pomieścić i klawiaturę, i gładzik.

Oba elementy umieszczone są obok siebie, a co za tym idzie, sam gładzik jest niewielkich rozmiarów. Jest za to przyzwoitej jakości, daje dobry ślizg i ma minimalne martwe strefy. Mimo to, korzystanie z niego raczej traktowałbym jako ostateczność – bezprzewodowa myszka zdecydowanie ułatwi Ci życie.

Warto też przypomnieć, że ScreenPad (tak nazywa dodatkowy ekran producent) to panel dotykowy, więc z jego pomocą także bez większego problemu obsłużysz laptopa.

Klawiatura jest kompaktowa, więc odległości między klawiszami są niewielkie. Skok jest krótki, a odpowiedź twarda i wyraźna, jak to często w maszynach tego typu bywa. Wszystko to nie odbiega od standardów.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Problematyczny jest natomiast layout klawiszy. Ba, można wręcz określić, że zrobiono tutaj wszystko, co tylko można zrobić, aby utrudnić życie użytkownikowi. Raz, że przycisk zasilania jest umieszczony w bloku klawiszy, w miejscu zwykle zajmowanym przez Delete. Ten za to wylądował w miejscu, gdzie standardowo kryje się lewy Shift.

Backspace zmniejszono radykalnie (to jedna z najmniejszych płytek w puli) i ułożono zaraz pod dwukrotnie większym przyciskiem zasilania, więc palce często spadają właśnie tam. Na szczęście niełatwo o psikusa w stylu wyłączenia zasilania w czasie pisania, gdyż Power działa dopiero przy dłuższym przytrzymaniu. Tyle dobrego.

Co tu dużo kryć – nie jest to idealny zestaw do pisania, ale też trzeba uczciwie napisać, że można się i do takiego układu przyzwyczaić.

Na koniec wspomnę jeszcze o tym, że klawiatura jest podświetlana na biało, co wcale nie jest oczywistością w segmencie maszyn do 3 tys. zł.

Co dwa ekrany to nie jeden

Jeśli na czymś oszczędzać, to najlepiej na… ekranie. Taka teza przyświecała, przyświeca i jeszcze długo będzie przyświecać producentom komputerów, szukającym niszy w segmencie tańszych laptopów. N-one także podążą tą utartą ścieżką, przy czym w wypadku modelu NBook Fly wspomniana strategia doprowadziła do iście komediowego finału.

Zacznijmy jednak od przypomnienia specyfikacji. Na papierze nie jest źle, bo główny ekran to 16-calowy IPS pracujący w rozdzielczości 1920 × 1200 px. Odświeżanie jest na poziomie 60 Hz, ale to żadna niespodzianka w tym segmencie i w tej kwestii nie ma co się chińskiego producenta czepiać.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Im dalej w las jednak, tym gorzej. Kilka testów i już wiemy, że N-one zdecydował się sięgnąć po panel BOE0A34, czyli prawdopodobnie jeden z najgorszych ekranów (ale i najtańszych), jakie obecnie można znaleźć w magazynach „leżaków”.

Użytkownik może więc liczyć na tak „wyśrubowane” parametry, jak pokrycie 55% palety sRGB (dla palety DCI-P3 współczynnik gamut coverage wynosi niecałe 40%, w wypadku Adobe RGB to jeszcze niższa wartość) oraz jasność na poziomie „aż” 252 cd/m2. Tego ostatniego nie uratuje nawet matowa powłoka ekranu…

Śmiesznie robi się, jak przyjrzymy się uważniej drugiemu ekranowi. Z uwagi na nietypowy format ScreenPada, który jest żywcem wzięty z laptopów ASUSa, nie ma wielu źródeł, gdzie w taki panel można się zaopatrzyć. Chiński producent musiał więc kupić to, co już jest na rynku, czyli oryginalny wyświetlacz z serii ZenBook Duo – wersję BOE085F.

Wychodzi więc na to, że dodatkowy ekran ma lepsze parametry niż główny. Raz, że pracuje w wyższej rozdzielczości (3840 × 1100 px), a dwa – ma lepsze odwzorowanie kolorów: odpowiednio 74% dla sRGB i 53% dla DCI-P3. Do tego jest zintegrowany z panelem dotykowym i – przynajmniej w teorii – ma wyższą jasność.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Dlaczego w teorii? Bo niestety najwyraźniej zabrakło kogoś od oprogramowania. W wypadku ASUSa za kontrolę jasności dodatkowego ekranu odpowiada jedna z funkcji zaszytych w dedykowanej aplikacji tego producenta. N-one takiej nie ma, a programu konkurencji z oczywistych względów nie zainstalujesz, więc jasności… nie ustawisz. Jest na sztywno zaprogramowana na 112 cd/m2 i nie możesz tego zmienić ani z poziomu skrótów klawiszowych, ani z poziomu panelu sterowania Windows.

Trzeba jednak uczciwie zaznaczyć, że żadna z powyższych uwag nie ma większego znaczenia, jeśli szukasz możliwie taniego laptopa do pracy z edytorami tekstu czy przeglądarką, bo w typowo biurowo-edukacyjnych zadaniach parametry wyświetlacza najczęściej mają znaczenie drugorzędne.

Jeśli jednak chodzi Ci po głowie praca z multimediami i NBook Fly miał być świetną alternatywą dla droższych maszyn to raczej warto dwa razy przemyśleć ten zakup.

51 Wh, czyli 4 godziny na baterii

Wewnątrz obudowy NBook Fly znajdziesz akumulator 51 Wh, a więc stosunkowo nieduży zważywszy na gabaryty maszyny – dla porównania mały ASUS ROG Flow Z13-ACRNM w formacie tabletu zasilany jest z 56 Wh.

Niemniej, w ogólnym rozrachunku nie ma chyba na co narzekać. Procesor co prawda to Intel Core i7-10870H, a więc niespecjalnie energooszczędny model, ale grafika jest już zintegrowana, a i reszta podzespołów dużą chłonnością się nie wyróżnia. W efekcie z daleka od gniazdka spokojnie wyciągniesz do 4 godzin, co przy maszynie tej klasy i w tym progu cenowym jest wartością raczej oczekiwaną.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Szkoda tylko, że producent nie zdecydował się dopłacić do funkcji Power Delivery w porcie USB-C – to zdecydowanie ułatwiłoby życie użytkownikom. Stało się jednak inaczej, więc laptopa zasilisz tylko przez dedykowane, okrągłe gniazdo, używając do tego dołączonego zasilacza o mocy 95 W.

Chiński laptop za mniej niż 3 tys. zł i nie ma Celerona!

O ile w wypadku ekranu chiński producent pokusił się o zbyt daleko idące oszczędności, tak w temacie wydajności trafił w dziesiątkę. W przeciwieństwie do wielu innych tanich maszyn tutaj sercem specyfikacji jest mocny procesor Intel Core i7-10870H.

Jasne, nie jest to model najnowszy i najwydajniejszy, ale w tym przedziale cenowym to naprawdę sensowna opcja, która w latach swojej świetności napędzała sporo gamingowych maszyn – np. Hyperbooka NH7 z 2021 roku.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Z uwagi na niemały rynkowy staż, Intel Core i7-10870H to dobrze znany i sprawdzony układ, więc tylko przypomnę, że mówimy tutaj o 8-rdzeniowym CPU generacji Comet Lake H, o taktowaniu na poziomie 2,2 GHz. Teoretycznie rozpędzić się może nawet do niemal 5 GHz, ale nie w wypadku NBook Fly – tutaj producent postanowił wziąć procesor na smycz i nie pozwala mu wychylić się ponad standardowe taktowanie. Szkoda, bo zainstalowany system chłodzenia jest na tyle skuteczny, że spokojnie udźwignąłby jeszcze kilkaset MHz na liczniku.

I tak nawet przy długotrwałym obciążeniu wszystkich podzespołów temperatura na procesorze nie przebija 65 stopni C, a aktywny system chłodzenia pozostaje ledwo słyszalny, notując góra 39 dB. Także obudowa nie nagrzewa się specjalnie – w górnej części temperatury plasują się na pułapie 30 stopni C, gorące robią się tylko punktowe obszary w spodniej części (najgorętsze miejsce notowało 53 stopnie C).

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Zapas więc jest, i procesor mógłby spokojnie wchodzić na wyższe obroty. Niemniej, to, co jest, bez kręcenia i bez kombinowania daje już na tyle dużo mocy, że NBook Fly bez problemów radzi sobie w typowo biurowych zadaniach. Nie straszne mu również przetwarzanie plików 3D, a nawet prosta obróbka multimediów, przy czym to ostatnie wyzwanie raczej należy traktować jako ciekawostkę z uwagi na parametry ekranu (zawsze możesz też podpiąć monitor).

Pozostałe komponenty także są w miarę udane. Pamięć RAM na kościach DDR4 (2666 MHz) rekordów prędkości może nie bije, ale pracuje stabilnie, a to w takiej maszynie najważniejsze. Do tego mamy dysk SSD o pojemności 1 TB, przy czym warto podkreślić, że nie jest model z interfejsem NVMe, więc podobnie jak RAM, nie jest stworzony do bicia rekordów.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Smutna wiadomość czeka natomiast graczy – Intel UHD Graphics 630 nie nadaje się do grania. Możesz za to bez problemu zainstalować chmurę gamingową NVIDII i wtedy odpalisz nawet Cyberpunka 2077.

Na koniec podkreślę jeszcze raz, że preinstalowany Windows 11 Pro nie jest z polskiej dystrybucji, więc pierwszą konfigurację należy przeprowadzić w j. angielskim, a póxniej doinstalować wszystkie niezbędne aplikacje na własną rękę.

Producent nie dorzucił także własnego oprogramowania, a szkoda, bo np. w wypadku drugiego ekranu takie wydaje się niezbędne. Być może kiedyś się to zmieni, bo na oficjalnej stronie marki znajdziemy stosowną zakładkę – ale pustą. 😉

Czy warto kupić N-one NBook Fly?

NBook Fly to ciekawy przykład recyclingu podzespołów – chiński producent zebrał to, co zalegało w magazynach, dołożył do tego kilka faktycznie fajnych rzeczy i całość ubrał w szaty dotychczas zarezerwowane dla 2- lub nawet 3-krotnie droższych notebooków.

Co ciekawe jednak, NBook Fly nie wygląda, jakby miał być z założenia tanim laptopem – być może miał być czymś w rodzaju odpowiedzi na ZenBooka Duo, ale rynkowa sytuacja wymusila zmianę strategii i szukanie oszczędności.

Jakby nie było, NBook Fly to zaskakująco udany sprzęt jak na ten próg cenowy, więc dostaje od nas maniaKalne wyróżnienie „Dobra cena”.

N-one NBook Fly / fot. techManiaK.pl

Trzeba natomiast pamiętać o tym, że niektóre wady testowanego laptopa (jak choćby ekran, klawiatura czy specyficzna dystrybucja oprogramowania) mogą być poważnym utrudnieniem i nawet niska cena nie będzie tu specjalną pomocą.

Jeśli natomiast kupujesz ten sprzęt świadomie, zdając sobie sprawę z jego wad, możesz niedużym kosztem wejść w posiadanie maszyny, która w segmencie do 3 tys. zł nie ma żadnych konkurentów (poza innymi klonami ZenBooka Duo oczywiscie – bo N-one nie jest jedyną marką próbującą tej sztuki).

Ocena końcowa testu [1-10]: 7.0

  • Dla gracza2
  • Do pracy7
  • Do podróży5
  • Dla grafika2
ZALETY
  • Ładny i dobrze zrobiony;
  • Łatwe serwisowanie;
  • Podświetlona klawiatura;
  • Drugi, dotykowy ekran;
  • Dobra wydajność (w tym segmencie cenowym).
WADY
  • Niewygodny układ klawiatury;
  • Słabe parametry głównego ekranu;
  • Windows 11 Pro z alternatywnej dystrybucji;
  • ScreenPad nie jest oprogramowany.

Wyróżnienie redaKcji techManiaK.pl

Ceny N-one NBook Fly

N-one NBook Fly

od: 3.299 zł »

Szymon Marcjanek