W obliczu forsowania zmian związanymi ze Strefami Czystego Transportu, wielu miejskich aktywistów postuluje coraz szersze ograniczenia dotyczące samochodów typu SUV. Rzecz jasna w imię ideologicznych, a niekoniecznie ekologicznych pobudek.
Punktem wyjścia do dyskusji dla wielu aktywistów miejskich jest decyzja podjęta w referendum, jakie odbyło się kilka dni temu w Paryżu. Przypomnijmy – w głosowaniu, w którym wzięło udział niespełna 6% uprawnionych do głosowania, większość (ok. 55%) opowiedziała się za podniesieniem stawek za parkowanie aż trzykrotnie, a więc do poziomu 18 euro za godzinę.
Ta decyzja spotkała się z wielką falą ekscytacji ze strony środowisk miejskich, które prześcigały się w różnorodnych określeniach wyniku paryskiego referendum. „Porażka blachosmrodziarzy”, „deSUVietyzacja” – to najbardziej pospolite i wysoce kreatywne określenia, które pojawiały się w sieci.
Tym samym rozpoczęła się wielka krucjata, która ma zachęcić do podobnego kroku także włodarzy dużych polskich miast. Punktem wyjścia dla moich krótkich rozważań jest także tekst „Krytyki Politycznej” z 10 stycznia tego roku o jakże wymownym tytule: „Inna ekologia niż SCT jest możliwa. Zamiast z biedakami walczmy z SUV-ami”
Autor – Atrur Troost, student Uniwersytetu Warszawskiego – twierdzi, że SUV-y to pojazdy „niedostosowane do miast”. Jak czytamy:
„Terenówki, pickupy czy szczególnie popularne SUV-y to pojazdy duże, ciężkie i mniej ekologiczne w produkcji oraz użytkowaniu. Zajmują więcej miejsca na ulicach i parkingach, są bardziej niebezpieczne dla pieszych, w większym stopniu obciążają infrastrukturę, prowadząc w konsekwencji do wzrostu wydatków publicznych.”
Gdyby ująć ten temat bardziej humorystycznie, można by uznać, że więcej miejsca niż wspomniane terenówki, pickupy czy SUV-y zajmują autobusy czy tramwaje. Generalnie rzecz ujmując, zwróćmy uwagę na pewne kwestie nieco bardziej wnikliwie.
Po pierwsze – faktem jest, że nie żyjemy w USA. Przywoływanie popularności pickupów w naszym kraju jest nieustannie wyjątkowo uroczą praktyką – stanowią one promil pojazdów użytkowanych w naszym kraju. Co więcej, poruszanie się takimi pojazdami po miastach stanowi bardzo rzadką praktykę właśnie ze względu na szereg wąskich uliczek i brak infrastruktury do parkowania. Tak czy owak – znalezienie kilkumetrowego pickupa na ulicach polskich miast to wypadkowa szczęścia i zmarnowania długiego czasu na obserwacji.
Po drugie – twierdzenie, jakoby SUV-y były bardziej niebezpieczne dla pieszych, jest dość zaskakujące. Tego typu pojazdy posiadają przecież szyby z bardzo dużym prześwitem, dając znacznie większy pogląd zarówno na wydarzenia przed kierowcą, jak i dookoła pojazdu. Ponadto wyższe umiejscowienie za kierownicą daje także szersze pole widzenia. To nie są pickupy z nienaturalnie wysoką linią nadwozia, co często próbuje się wmówić opinii publicznej.
Po trzecie – atakowanie SUV-ów za obciążanie infrastruktury i zajmowanie zbyt dużej ilości miejsca na parkingach to tworzenie sobie wybiórczego wroga. Dlaczego? Ano dlatego, że podobne (a czasami nawet większe wymiary) prezentuje przeciętny samochód klasy kombi. Co więcej – wiele sedanów oferuje tą samą długość i przestrzeń, niż klasyczny SUV. To argument z kosmosu, jednocześnie pokazujący kierunek działań miejskich aktywistów – najpierw zaczniemy od SUV-ów, a potem zabierzemy się za inne samochody.
„Koniec końców nie chodzi o to, żeby jedni wozili się trzytonowymi monstrami, podczas gdy inni będą wybierali autobus tylko ze względu na stan swojego portfela, a nie komfort i czas podróżowania.”
Trzytonowe SUV-y to kategoria, która zarezerwowana jest głównie dla pojazdów luksusowych. Takie pojazdy w swoim portfolio ma Bentley, Brabus, natomiast w przypadku masy własnej trudno znaleźć tak ciężkie pojazdy. Ot, chociażby Audi Q8, którego masa własna to 2440 kg, z kolei BMW XT – 2600 kg.
Twierdzenie, jakoby użytkownicy SUV-ów poruszali się „trzytonowymi monstrami”, to przykład klasycznej hiperboli. Takich pojazdów na drogach dużych polskich miast – podobnie jak w przypadku pickupów – jest promil. Wspomniane pojazdy przekraczają nieznacznie 3 tony w kontekście parametru dopuszczalnej masy całkowitej – to więc zupełnie inna para kaloszy i sytuacja, która w wielu przypadkach zdarza się „od święta”, o ile w ogóle.
Odwołując się do zacytowanego zdania – tak, dokładnie o to chodzi. Na tym polega wolność wyboru – stać Cię na użytkowanie i eksploatację dużego SUV-a? Korzystaj z tego. Wolisz jeździć autobusem, bo jest to dla Ciebie bardziej wygodne i oszczędne? Nie ma z tym żadnego problemu.
To właśnie na zarządcach miast leży obowiązek tworzenia miast w taki sposób, by było wygodne dla każdego mieszkańca. Zarówno tego, dla którego podstawowym środkiem transportu jest rower, tramwaj czy samochód. To na barkach samorządowców leży rozsądna polityka transportowa, która pogodzi interesy wszystkich, a nie będzie forsować postulaty jednych kosztem drugich.
„Komunikacja zbiorowa powinna być domyślnym środkiem transportu dla wszystkich, od budowlańca po biznesmena w garniturze.”
Powinna, bo tak uważa redaktor Krytyki Politycznej. No i jeszcze aktywiści. Poza tym – raczej nikt. To do naszej decyzji powinno należeć to, jaki środek transportu wybieramy i którym zrobimy to możliwie najwygodniej.
„Ale jeśli któryś z nich już jeździ do centrum samochodem, to niech przynajmniej robi to autem miejskim.”
Czysta ideologia – auto miejskie dla wielu z nas będzie po prostu niepraktyczne. Przykład?
Nie muszę go długo szukać – przywołam swój. Jako ojciec kilkumiesięcznego dzieciaka zdecydowałem się w pełni świadomie na zakup kombi. Z czysto praktycznych względów – już zapakowanie do bagażnika wózka w typowym aucie miejskim to pozbawienie się jakiejkolwiek przestrzeni załadunkowej. Pomijam fakt zwyczajnych, prostych potrzeb – wygody jazdy, oszczędności w spalaniu (tak, to ten przebrzydły Diesel, choć na szczęście EURO5) i codziennej użyteczności.
Nie dajmy się zwariować. Miejskie rewolucje idą w kierunku zupełnie przeciwnym od sensownego – zamiast zapewnić miejsce dla życia dla wszystkich mieszkańców, płacących podatki i korzystających z infrastruktury w tym samym stopniu, aktualnie obserwujemy trend organizowania miast w imię przesłanek ideologicznych i organizacji lobbujących wyłącznie w jednym kierunku.
Kierunku ograniczania prywatnego transportu kosztem – zwłaszcza w Polsce – niewydolnego transportu publicznego czy rowerów. Rowerów, które przecież jako całoroczny środek transportu się nie sprawdzają, mimo rowerowych aktywistów chcących przekonać, że jest inaczej.
Najpierw zapewnijmy godną alternatywę – dopiero potem spróbujmy rozmawiać o zmianach. Obecny dyskurs jest po prostu postawiony na głowie.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Aż żal komentować artykuł posiadacza suv-a. Auta klasy "c" są grubo poniżej 2t. Jeżdżę załadowanym busem i mam wagę poniżej przeciętnego suv-a.