Rozwijająca się elektromobilność powoduje szereg problemów związanych z wciąż niedostatecznie rozwiniętą infrastrukturą do ładowania. O tym, że są one naprawdę mocno widoczne, przekonuje przykład z Holandii.
Rozwój elektromobilności hamowany jest nie tylko przez wysokie ceny zakupu oraz serwisu samochodów elektrycznych. W znakomitej większości przypadków „nie dojeżdża” także infrastruktura elektryczna, która już teraz często znajduje się na granicy swoich możliwości.
Przekonuje o tym przykład z Holandii – jeden z tamtejszych operatorów energetycznych postuluje bowiem, by w godzinach wzmożonego zapotrzebowania na energię elektryczną… wyłączano stacje szybkiego ładowania.
Wyłączanie ładowarek lekarstwem na problem z prądem?
Firma Stedin zauważa, że wyłączenie z obsługi pojedynczej ładowarki między godzinami 16 a 21 mogłoby pozwolić na zapewnienie odpowiedniego poziomu zasilania dla jednego domu.
To działanie ma na celu zapobiegnięcie potencjalnym problemom z niedoborami prądu, na które już wkrótce mogą cierpieć nie tylko gospodarstwa domowe, ale i budynki użyteczności publicznej.
Przedstawiciele firmy Stedin zauważają, że kierowcy bardzo często podłączają samochody elektryczne do ładowania w momencie, gdy wracają z pracy i odłączają je dopiero kolejnego ranka. To także znacząco obciąża sieci energetyczne w momencie, gdy jest na nią największe zapotrzebowanie.
Na ten moment firma Stedin ma w planach czasowe ograniczanie dostaw prądu do stacji ładowania, np. poprzez zmniejszanie ich mocy wyjściowej w okresach największego zużycia.
Ten przykład pokazuje, że infrastruktura elektryczna może być jednym z największych przeciwników dynamicznego rozwoju elektromobilności. I niewiele wskazuje na to, byśmy byli świadkami raptownej zmiany w tej kwestii w najbliższych latach.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.