REKLAMA TP
, Gry Longform

Stara miłość, nowa magia, czyli „Dragon Age: The Veilguard” okiem weterana (RECENZJA)

Popularne produkty:

2 odpowiedzi na “Stara miłość, nowa magia, czyli „Dragon Age: The Veilguard” okiem weterana (RECENZJA)”

  1. emhyr pisze:

    Gra nie ma infantylnej fabuły, widziałem gorsze,ale ten infantylizm jest i tak wszechobecny od początku do końca. Przejawia się w tych tryskających iskrami skrzyniach, w fajerwerkowej walce,w łopatologicznym prowadzeniu gracza za rękę. Ogromny znacznik prowadzi od A do Z ale to za mało, postacie informują co masz na każdym kroku robić i wrzeszczą TUTAJ! Tutaj! TUTAJ ROOK! Często nawet po 3 razy xd Otwierasz jakieś wrota, inormują – musimy tam wejść! No karykatura. Drużyna to najsłabszy element. Takie dziecięce komando milusich misiów z dialogami ugrzecznionym do bólu. Sam Rook to bierny potakiwacz, takie popychadło bez wpływu i bez zdania na cokolwiek. W kole wyboru zawsze jest 3 x tak. Zero opcji niezgodzenia się z czymkolwiek. I tak, mnie też Rook przypomina słitaśnego i wypranego z osobowości Rydera z Andromedy, tylko jeszcze bardziej.

  2. Marcin pisze:

    Pan patrzy na tą grę przez różowe okulary.
    Zdecydowanie ma Pan prawo do własnej opinii, ale nie zauważa Pan widocznych minusów, które jednak chyba powinen Pan umieścić w recenzji.
    Walka jest powtarzalna i jest jej tu dużo, przy dość wąskiej liczbie przeciwników.
    Dialogi są źle napisane i brzmią jak w teen dramy a nie z dark fantasy.
    Osobiście przeszedłem ok. 20 godzin tej gry, ale żałuję zakupu. Potrafię docenić dość ładną warstwę graficzną i optymalizację, ale one nie ratuje dla mnie tego tytułu.

    PS. Chyba powinen Pan oznaczyć, że recenzja będzie spoilerowa, bo np. wybór miasta do uratowania jest po ok. 12 godzinach gry.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *


reklama