Ze wszystkich rodzajów komputerów, netbook z natury do gier nadaje się najmniej. Zdarza się jednak, że trzeba zabić czas podczas długiej podróży albo wyjątkowo nudnego wykładu. Wtedy ta mała, poręczna maszynka przychodzi z pomocą. Poniżej znajdziecie propozycje na ogół nieco starszych już, za to darmowych gier, z którymi wasze netbooki bez problemu sobie poradzą, a które przy okazji zapewnią Wam świetną zabawę.
Spis treści
Klasyk nad klasykami. Nie znam żadnego piłkarskiego maniaKa, któremu na dźwięk tego tytułu nie kręciłaby się łza w oku. Wielki hit z czasów, kiedy jeszcze studio Sports Interactive działało pod banderą niezależnego wówczas Eidos (dziś brytyjski wydawca jest własnością Square Enix). Gra, w pecetowej wersji, ukazała się 10 lat temu – jak ten czas leci! Ciągle jednak dla wielu osób pozostaje najlepszym piłkarskim menedżerem wszech czasów. I nic w tym dziwnego. Mimo że kultowej produkcji ze stajni Sports Interactive stuknęła właśnie okrągła „dyszka”, nie straciła ona zupełnie nic ze swojej niesamowitej grywalności.
W porównaniu ze współczesnymi przedstawicielami gatunku ekran taktyczny jest co prawda mocno uproszczony, ale nie przeszkadza to zupełnie w delektowaniu się tym klasykiem. Prowadzenie ulubionego zespołu w kolejnych meczach, pertraktacje kontraktowe z graczami, ciągłe szukanie wzmocnień – wszystko to sprawia tak samo wielką satysfakcję jak 10 lat temu! I w porównaniu z obecnymi menedżerskimi symulatorami, momentami bywa naprawdę ciężko. Najlepsza wiadomość jest jednak taka, że CM 01/02 jest całkowicie darmowy. Eidos udostępniło grę w 2008 roku. Jeśli nie chcecie grać ze starymi składami (Ronaldo w Interze Mediolan, Luis Figo w Realu Madryt, Alessandro Nesta w Lazio Rzym – to były czasy!), w sieci można znaleźć całe zatrzęsienie aktualizacji na różne sezony. Do wyboru, do koloru.
Trochę przenosimy się w czasie – CM 01/02 to była końcówka jednego z najlepszych okresów w historii gier wideo, z kolei Team Fortress 2 wydane w 2007 roku pod egidą Valve jest na tym tle produkcją nową. I jak na standardy netbooków – szalenie wymagającą. Trzeba więc od razu powiedzieć, że jeżeli liczycie na tę strzelankę w mocno komiksowej szacie graficznej, musicie mieć mobilny komputer z wysokiej półki. I specjalne oprogramowanie TF2 Ultimate FPS Pack, które znacząco poprawia działanie gry. Potem już można bawić się w najlepsze.
A zabawy jest co niemiara, bo Team Fortress 2 uchodzi za jedną z najbardziej grywalnych, sieciowych produkcji ostatnich lat. Co prawda zagorzali fani narzekają na zmiany wprowadzone z czasem przez Valve, ale nawet jeśli nie wszystkie były udane, to TF2 ciągle pozostaje znakomitym tytułem. Mocno zręcznościowy charakter rozgrywki czyni ją szybką i dynamiczną, zaś oprawa zaprojektowana z dużym przymrużeniem oka dodaje tej grze niesamowitego uroku. Kilka zróżnicowanych klas postaci, którymi można ruszyć do boju z kolei sprawia, że sposobów na zabawę jest sporo i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Team Fortress 2 to prawdziwa perełka, na dodatek darmowa, w świecie internetowego strzelania. Grę można pobrać z platformy Steam.
Polacy nie gęsi i swoje gry mają. Zwykle po takim zdaniu pisze się o Wiedźminie, Bulletstormie albo nowym Call of Juarez. Niestety, zanim na rynek trafi netbook, na którym uruchomimy te gry, starcza demencja zdąży już sprawić, że w ogóle zapomnimy o ich istnieniu. Także największe rodzime hity niestety odpadają. Na całe szczęście jest jeszcze stary, dobry Soldat.
Dwuwymiarowa sieciowa strzelanka na pierwszy rzut oka może wydawać się mało atrakcyjna, ale tak jak książki nie należy oceniać po okładce, tak i gry wideo po zrzutach ekranu. Szpetna jak na dzisiejsze warunki grafika (powiedzmy sobie szczerze – Soldat był brzydki już w momencie premiery, a ukazał się w 2002 roku) zupełnie nie przeszkadza w świetnej zabawie. Kilka trybów rozgrywki, z takimi klasykami na czele jak Deathmatch, Team Deathmatch i Capture the Flag, mnóstwo map na których toczy się walka i kilkanaście broni do wyboru – wszystko to świetnie pasuje do bardzo arcade’owej formuły rozgrywki, w której kluczową rolę odgrywają refleks, szybkość, umiejętność błyskawicznie poruszania się po arenie i… zebrane bonusy. Zabójstwa i zgony podczas jednej partii liczy się tutaj w dziesiątkach, choć nie brakuje też miejsca na odrobinę taktyki. Soldata można pobrać za darmo z oficjalnej strony gry.
Kto nie zna Quake’a, ten chyba nie miał żadnej styczności z grami wideo w latach 90′. Premiera Quake III Arena w 1999 roku sprawiła, że wielu polskich nastolatków zawaliło szkołę przez noce zarwane przy LAN Party, a w niejednym biurze, zamiast dzielnie księgować i liczyć przy pomocy Excela, łączono się z serwerami i strzelano do wrogów z całego świata przez kolejne 8 godzin. W 2010 wystartowała kompletna wersja Quake Live.
Strzelanka bazująca na Q III Arena, ale możliwa do uruchomienia w przeglądarce – wystarczy tylko zainstalować specjalnie przygotowaną w tym celu wtyczkę. Potem można ruszać do boju i ponownie marnować niezliczone ilości czasu przy bieganiu po doskonale zaprojektowanych planszach, pozwalających połączyć szalone tempo strzelania z niesamowitymi akrobacjami i skokami na drugą stronę mapy. Tempo rozgrywki, jak zawsze w Quake’u, jest zawrotne. Pokaźny arsenał, z bronią laserową, wyrzutnią plazmy i innymi dziwacznymi zabawkami, które można mieć przy sobie wszystkie naraz, punkty życia, mnóstwo bonusów porozrzucanych po całym polu walki, legendarne słowa komentatora: „quad damage!”… coś pięknego. Oldschool pełną gębą. Wystarczy tylko zarejestrować się na stronie Quake Live, pobrać malutką wtyczkę i, na wszelki wypadek, podłączyć sobie kroplówkę.
Widząc sukces wspomnianego tu już Team Fortress 2, Electronic Arts postanowiło podążyć tą samą drogą. Humorystyczna, komiksowa strzelanka z widokiem z perspektywy trzeciej osoby, a do tego korzystająca z nazwy bardzo popularnej i uwielbianej przez miliony graczy serii Battlefield – czy to mogło się nie udać? Nie mogło. BF Heroes wystartowało w 2009 roku i do wiosny 2011 zgromadziło ponad 7 milionów zarejestrowanych użytkowników.
Wyobraźcie sobie ukazaną w krzywym zwierciadle miniaturową wersję „normalnych” Battlefieldów – z pojazdami, klasami postaci i różnymi, charakterystycznymi dla nich dodatkowymi umiejętnościami. Oto jak wygląda Heroes. Gra zarabia na siebie reklamami i mikropłatnościami, dzięki czemu jeśli nie chcecie, to nie musicie nic płacić za dołączenie do zabawy. Nie jest to co prawda rozrywka na poziomie Bad Company 2, ale żeby rozerwać się przez chwilę podczas korzystania z netbooka wystarczy w sam raz. Bardzo przyjemna oprawa audiowizualna i znacznie wolniejsza rozgrywka niż w Soldacie albo Quake Live czynią z Heroes idealną propozycję dla niedzielnych graczy, którzy nie mają refleksu cyborgów i lat doświadczenia na serwerach dla zawodowców. Jeśli teraz przejdziecie na stronę BFH, zarejestrujecie się i zainstalujecie program, za jakieś 10-15 minut będziecie mogli ruszyć do boju.
Gdyby pokazać komuś nieobeznanemu w temacie zrzuty ekranowe, najpierw z oryginalnego Grand Theft Auto, a potem z Grand Theft Auto IV, byłby to znakomity sposób żeby zobrazować tej osobie jak gigantyczną ewolucję przeszły gry wideo w ostatnich kilkunastu latach. Niestety, jeśli pod ręką mamy jedynie netbooka, w przypadku czwartej części GTA będzie się trzeba zadowolić jedynie obrazkami w sieci. Za to część pierwsza i druga to już spory kawałek historii rozrywki elektronicznej, którą można delektować się nawet na wyjątkowo słabych maszynach.
Nawet na netbooku ponownie można wejść w skórę drobnego gangstera, który dzięki zacieśnianiu stosunków z przedstawicielami przestępczego półświatka staje się królem mafijnego podziemia ukazanego w krzywym zwierciadle. To wszystko we w pełni otwartym świecie. Ulice miasta można więc pogrążyć w chaosie, strzelać, podpalać, wysadzać w powietrze co (i kogo) popadnie oraz uciekać przed policją. W Grand Theft Auto, żeby osiągnąć sukces, trzeba wszędzie wokół siać śmierć i zniszczenie. Zabawa świetna, ale tylko dla dorosłych. By pobrać GTA i GTA 2 wystarczy zarejestrować się na stronie Rockstar – później drogą mailową otrzymacie link do ściągnięcia gier. Obydwie produkcje zoptymalizowano by działały na nowoczesnych maszynach. Ponadto, w drugiej części znalazł się też pakiet dodatków.
Geometry Wars to bardzo popularny, a zarazem genialny w swojej prostocie, „zabijacz” (i pochłaniacz!) czasu. Szata graficzna znacznie bardziej kolorowa i mechanika rozgrywki niewiele bardziej skomplikowana niż w kultowym starociu pod tytułem Asteroids. Latamy stateczkiem po małej arenie, na której co rusz pojawiają się kolejni, próbujący nas staranować przeciwnicy pod postacią różnych figur geometrycznych.
Proste jak budowa cepa, ale kiedy już się zacznie – nie da się oderwać. Tylko, że za Geometry Wars trzeba zapłacić – na Steamie to co prawda tylko 4 euro, ale powtarzając za pewną popularną niegdyś reklamą – „skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?”. A pomiędzy Geometry Wars, a całkowicie darmowym GridWars 2, napisanym przez Marco Incittiego, różnicy nie ma prawie żadnej. Poza tym, że w tym ostatnim można wypróbować swój refleks do granic możliwości, bo poziom trudności rośnie w nieskończoność. Grę można pobrać spod tego adresu. Uwaga: potwornie uzależnia!
Kolejna prościutka pod względem mechaniki klasyka zabijania nudy. Zabijanie to jest jednak obciążone syndromem „jeszcze jednej partii” i to chyba jeszcze silniejszym, niż w przypadku GridWars 2. Wystarczy usiąść przy Icy Tower na moment, by po czterech godzinach zorientować się, że trochę przesadziliśmy z tym skakaniem. Bo właśnie skakanie jest jedynym, co w tej grze można robić.
Całość obsługuje się trzem przyciskami – strzałką w prawo, w lewo i spacją. Tyle. Geniusz tkwi w prostocie. Cele można wyznaczyć sobie dwa – wyskoczyć na jak najwyższe piętro wieży lub osiągnąć duże combo – ilość poziomów przeskoczonych w jednej serii. Jedna partia rzadko przekracza 3 minuty, ale żeby skierować kursor na krzyżyk w prawym górnym rogu okna trzeba popisać się naprawdę silną wolą. Wersję zgodną z systemem operacyjnym Windows możecie pobrać z oficjalnej strony. Jeśli jesteście zainteresowani, to Icy Tower ukazało się też w wersjach dla Maków oraz urządzeń opartych o iOS – kosztują one jednak po $2.99.
Dwa poprzednie tytuły charakteryzowała bardzo prosta rozgrywka – trzy przyciski pozwalają, by zobaczyć wszystko, co mechaniki GridWars 2 i Icy Tower mają do zaoferowania. W przypadku Toribash co prawda poradzilibyśmy sobie tylko lewym przyciskiem myszy, ale poziom skomplikowania jest nieporównywalnie wyższy, niż sugerowałby to schemat sterowania. O tym, z jak niezwykłą produkcją mamy tu do czynienia najlepiej świadczy fakt, że jest ona połączeniem bijatyki ze… strategią turową. Oryginalne, nieprawdaż?
Oprawa graficzna jest nieskomplikowana – dwie kukły na jakiejś kanciastej arenie (lub bez żadnej areny, na tle bezkresnej bieli) walczą ze sobą, dopóki nie skończy się czas lub ktoś nie zostanie pokonany. Rolą gracza jest w każdej kolejnej turze zmieniać położenie stawów jego zawodnika w taki sposób, by wykonał on pożądane ciosy. Żeby osiągnąć w tej zabawie wysoki poziom trzeba spędzić dziesiątki godzin na uczeniu się, jaki ruch daje jaki efekt w danej sytuacji. Liczba możliwości jest praktycznie nieograniczona, ale zanim będziecie w stanie wycisnąć choć kilka procent z potencjału Toribasha przygotujcie się na to, że w trybie treningu i na serwerach dla początkujących spędzicie bardzo dużo czasu. Gra jest szalenie wymagająca, ale dzięki temu daje ogromną satysfakcję. Można ją pobrać z oficjalnej strony. Ukazała się także wersja na Nintendo Wii, kosztująca 1 000 Wii Points.
Klasyki kilku gatunków już mieliśmy, ale strategii czasu rzeczywistego jeszcze na tej liście nie było. Aż do teraz. A tak się szczęśliwie składa, że Electronic Arts zdecydowało się kilka lat temu oddać ManiaKom gier wideo jedną z najważniejszych pozycji w historii RTS-ów, Command & Conquer: Red Alert, zupełnie za darmo. Co prawda zmiany w interfejsie użytkownika i prowadzeniu rozgrywki, które wówczas były rewolucyjne, dziś, 15 lat po premierze, nie są już niczym nowym, ale to ciągle rewelacyjna produkcja.
Zresztą, niezmiennie pozostaje ona najwyżej ocenianą częścią serii Command & Conquer. Nie bez powodu, bowiem to klasyk, w którym mimo upływu wielu lat od jego debiutu ciągle gra się znakomicie. Formuła jest w gruncie rzeczy dość zbliżona do nowoczesnych strategii, choć mniej skomplikowana i sztuczna inteligencja stoi na niższym poziomie. Jednak poznanie mocnych i słabych stron wszystkich jednostek, opanowanie kolejnych map i wreszcie przejście obydwu zróżnicowanych kampanii dla pojedynczego gracza może zająć naprawdę dużo czasu, choć zupełnie się nie nudzi. Red Alert to gra, do której można wielokrotnie wracać i ciągle świetnie się przy tym bawić.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Co fajnego wlezie na HPMini 4160ew? mam 2x1.86 win 7 professional 4Gb ram bo na ich starterze nie pozwala 4gb tylko 2gb a procesor dopuszcza 4Gb no i ulepszony układ graficzny ja opalam Half Life 2 bez problemu wszystko na full oprócz antyalasing oraz cieni shaders reszta good szukam innych bo racej z wyścigówek netbooki nigdy się nie nadawały tylko w strzelaninki itp;
heroes 3, Gothic 2 (NK), GTA Vice City, Medal of Honor, Arx Fatalis, HL2, CS source, L4D 1 i 2, settlers 3 i 4 i dziedzictwo królów, książe i tchórz, simsy jedynka hahah, DoM 3, jeju jak ten czas leci :( ;(
Takie klasyki... aż się łezka w oku kręci na samo wspomnienie. Ahh... to były czasy :P