Miłość do gier komputerowych niestety ciężko połączyć z dużą mobilnością. W końcu nie można wszędzie taszczyć ze sobą stacjonarnego peceta i jeszcze monitora. Na całe szczęście dla mobiManiaKów (i nieszczęście dla ich portfeli) istnieje spora grupa superwydajnych laptopów, które bez trudu poradzą sobie nawet z najnowszymi hitami. Poniżej znajdziecie kilka modeli godnych uwagi.
Spis treści
Po notebookach zaprojektowanych dla graczy nie należy się spodziewać, iż będą szczytem designerskiego wyrafinowania. Wręcz przeciwnie, rozsądnie jest oczekiwać grubych, ciężkich, rozgrzanych do czerwoności, niezgrabnych kombajnów z ekranem LED. Gdzieś te potężne podzespoły i utrzymująca je przy życiu bateria muszą się pomieścić. Dlatego właśnie wśród gamingowych maszyn najbardziej w oczy rzuca się ASUS Lamborghini VX7, wyglądem nawiązujący do włoskiego auta sportowego Lamborghini Murcielago. Tajwański producent naprawdę się przyłożył. Skórzane obicie miejsca na nadgarstki, wykończenia z materiałów wysokiej jakości i wreszcie kształt przypominający tył wspomnianego dzieła sztuki z dziedziny motoryzacji. Robi wrażenie, choć po dłuższym przyglądaniu się tej maszynie trzeba oddać sprawiedliwość jej krytykom. Ta designerska ekstrawagancja balansuje na granicy kiczu. Jeżeli jednak urok VX7 na was działa, to z pewnością nie zawiedziecie się także na tym, co można znaleźć pod maską tego potwora.
Czterordzeniowy Intel Core i7 2670QM to na mobilne standardy demon szybkości, a w połączeniu z grafiką NVIDIA GeForce GTX 560M wyposażoną w 3 GB własnej pamięci (tak na dodatek do 16 GB RAM, które już są na pokładzie komputera…) daje gwarancję płynności we wszystkich grach nawet na wysokich detalach. Ten model idealnie nada się także do multimediów. Nie tylko ma na nie sporo miejsca, dzięki dwóm dyskom o łącznej pojemności 1 TB, ale także zapewnia wyśmienitą jakość obrazu za sprawą matrycy Full HD LED 15.6 cala i czytnika Blu-ray. Łączność możliwa jest między innymi przez bluetooth, USB 3.0, Wi-Fi, i HDMI. Cała ta maszyneria waży łącznie prawie 4 kilogramy, wyje jak odkurzacz, a imitujące światła Lambo dysze (tak, określenie „dysze” jest jak najbardziej zasadne) mogą zagotować wodę w nieopatrznie zostawionej za laptopem szklance. ASUS Lamborghini VX7 obecnie w Polsce dostępny jest tylko w salonach X-Kom i kosztuje prawie 6 800 złotych w najmocniejszej konfiguracji.
Tak, jeżeli szuka się maszyny do względnie mobilnego grania, ASUS to jeden z pierwszych adresów, pod które należy się udać. Tym razem jednak design nie jest aż tak efektowny jak w przypadku jak w przypadku Lamborghini VX7. A to oznacza koniec ze skórzanymi obiciami wokół gładzika i brak dziwacznych dysz z tyłu urządzenia, wyglądających jakby zaraz miały zacząć pluć ogniem. Niech was to jednak nie zmyli – G74SX to też potwór. I o ile po zdjęciach ciężko to rozpoznać, to liczby nie kłamią. Ta maszyna jest pół kilo cięższa od swojego kuzyna opatrzonego logiem włoskiego potentata motoryzacji. Zawdzięcza to w dużej mierze większemu formatowi.
Podczas gdy laptop Lamborghini był niezupełnie klasyczną (bo obsługującą rozdzielczość 1080p) „piętnastką”, to tutaj mamy już do czynienia z zawodnikiem z najcięższej kategorii wagowej. Ekran G74SX mierzy 17.3 cala, pracuje w Full HD, ma podświetlenie LED i umożliwia korzystanie z dobrodziejstw technologii 3D. Czterordzeniowy procesor Intel Core i7 2630QM też należy do rodziny Sandy Bridge, ale jest odrobinę wolniejszy od CPU będącego sercem VX7. Za grafikę odpowiada natomiast ten sam układ – NVIDIA GeForce GTX 560M z 3 GB własnej pamięci. Przy wybraniu najpotężniejszej z dostępnych specyfikacji technicznych możemy liczyć także na 16 GB RAM-u oraz aż 1.5 TB wirtualnej przestrzeni. Laptop ma wbudowany napęd Blu-ray oraz wszystkie najważniejsze złącza multimedialne. Obsługuje także interfejsy USB 3.0, bluetooth i łączność przez Wi-Fi. Ceny tego modelu wahają się pomiędzy 6 a 7 tysięcy złotych, choć burżuazja, która zdecyduje się na wersję z wbudowanym napędem SSD, powinna do ostatecznej kwoty doliczyć jeszcze kolejny tysiąc.
Kiedy mowa o notebookach służących do odpalania najnowszych gier i podziwiania ich w pełnej krasie, po prostu nie można pominąć Alienware. Dell, do którego należy ta marka, troszkę nas zawiódł nie prezentując podczas targów CES 2012 żadnej maszyny z kosmitą na obudowie. Trzeba jednak przyznać, że najmocniejszym maszynom z ich stajni ciągle nic nie brakuje i w swojej kategorii są w ścisłej czołówce. Myślisz „laptop gamingowy” – mówisz „Alienware”. Myślisz „Alienware” – mówisz „M18x”. To urządzenie to okręt flagowy w potężnej flocie amerykańskiego producenta. Jeżeli myśleliście, że ASUS G74SX jest ogromny, to co powiecie na ten model? Największy dostępny na rynku przedstawiciel rodziny Alienware spokojnie mógłby aspirować do miana maszyny typu All-in-One.
Urządzenie waży 5.4 kg, co czyni z niego całkiem przyzwoite potencjalne narzędzie zbrodni, choć zamachnięcie się M18x może być dość trudne. Matryca ma przekątną 18.4 cala. O podświetleniu LED i obsłudze rozdzielczości Full HD w przypadku tej klasy komputera nie trzeba chyba nawet wspominać. ManiaKów, którzy w swoim mobilnych kombajnie muszą mieć bezwzględnie wszystkie najnowsze technologie może trochę zawieść brak wsparcia dla 3D. Na otarcie łez pozostaje jednak nieprawdopodobna moc obliczeniowa, jaką dysponuje ta maszyna. Na pokładzie największego z Alienware’ów znajduje się, zależnie od konfiguracji, podwójna (połączona w systemie SLI lub Crossfire) karta graficzna NVIDIA GeForce GTX 580M albo AMD Radeon HD 6990M. To dwa równorzędne modele, obecnie na szczycie łańcucha pokarmowego mobilnych GPU. W układzie złożonym z pary urządzeń lepiej jednak sprawdza się GTX 580M. Model z tą grafiką co prawda w Polsce jest rzadziej spotykany, ale chcąc wyciągnąć z nadchodzących hitów absolutnie wszystko co się da, lepiej rozejrzeć się właśnie za rozwiązaniem „Zielonych”.
Procesor nie ustępuje miejsca grafice. Intel Core i7 2820QM z taktowaniem 2.3 GHz i możliwością podkręcenia do aż 3.4 GHz nie dość, że jest szybki jak błyskawica (w większości testów osiąga rezultaty zbliżone do modelu zamontowanego w Lamborghini VX7), to jeszcze jak na tę klasę całkiem energooszczędny. Choć można też zdecydować się na rzadszą wersję z CPU Intel Core i7 2920XM, dumą mobilnej gałęzi rodziny Sandy Bridge. Alienware M18x na dodatek oferuje jeszcze 16 GB pamięci RAM, dysk 1.5 TB, obsługę wszystkich istotnych interfejsów oraz systemu Intel Wireless Display (Wi-Di). Napęd Blu-ray w takim sprzęcie powinien być czymś naturalnym, ale Dell jest innego zdania. Uważajcie więc, by nie naciąć się na model ze zwykłym DVD. Cena M18x? Bardzo różna. Od 11 do nawet 16 tysięcy złotych, zależnie od wnętrzności.
Nie wszystko, co projektowane jest przez pracowników Della działających pod banderą Alienware musi być wielkie i toporne jak M18x. Przykład innego modelu tej popularnej marki, M11x, doskonale pokazuje, że urządzenia spod znaku kosmity o ponurym spojrzeniu mogą być też małe… i toporne. Ten model z pewnością nie należy do najpiękniejszych (co w ogóle jest cechą wyróżniającą komputery Alienware), ale zmieszczenie takiej mocy obliczeniowej w obudowie sprzętu z 11.6-calową matrycą wyświetlająca obraz w rozdzielczości 1366 x 768 (w gamingowej maszynie brak Full HD może boleć, ale bez przesady, tu nie ma nawet 12 cali!) musi robić wrażenie. Gdyby brać pod uwagę tylko gabaryty, to urządzenie to właściwie netbook.
Jak niewiele M11x ma wspólnego z prawdziwymi netbookami pokazuje jednak już pierwszy rzut oka na dostępne specyfikacje techniczne. Szczególnie imponuje najnowsza wersja R3, która na świecie debiutowała w maju 2011, na naszym rynku trzeba się jednak trochę za nią porozglądać. W każdym bądź razie dwurdzeniowy procesor Intel Core i5 lub i7 drugiej generacji i karta graficzna NVIDIA GeForce GT 540M radzą sobie bardzo dobrze. Pewnie, na tle innych modeli z tej listy taki arsenał może wyglądać nieco śmiesznie, ale ci, którym poprawia to humor niech spojrzą na swoje netbooki z dwurdzeniowym Atomem, które ledwie wytrzymują zaznaczenie trzech komórek naraz w arkuszu kalkulacyjnym. A Alienware M11x? Na tym maleństwie nie wyposażonym nawet w napęd optyczny można odpalić Battlefield 3! Nie na wysokich detalach co prawda, ale sam fakt jest zaskakujący. To jest prawdziwa ultrawydajna ultramobilność. Niestety, przy okazji także ultradroga. Wersja R3 przekracza w Polsce 5 tysięcy złotych, starszy model można kupić nawet za połowę tej ceny.
Swoją propozycję dla miłośników gier komputerowych mają także Japończycy z Toshiby. Qosmio to linia laptopów przeznaczonych właśnie dla najbardziej wymagających użytkowników. Model X770 w podstawowej wersji wszedł do polskich sklepów z końcem wiosny, ale na prawdziwą gratkę dla miłośników wszystkie co najbardziej nowoczesne trzeba było jeszcze trochę poczekać. Ich gusta mogło zaspokoić dopiero nowe Qosmio X770-11C ze wsparciem dla stereoskopowego obrazu, wyświetlanego w jakości Full HD przez LED-ową matrycę o przekątnej 17.3 cala. By w pełni można było docenić możliwości 3D, Toshiba dodaje do zestawu własne okulary.
Jak na laptopa, Qosmio X770 znakomicie radzi sobie także z dźwiękiem, dzięki głośnikom Harman Kadron. Multimedialnych rozkoszy dopełnia czytnik Blu-ray. Sercem komputera jest procesor Intel Core drugiej generacji, Core i7 2670QM, taki sam jak ten wykorzystany w pierwszym z wymienionych na tej liście urządzeń. Taka sama jak w Asusie Lamborghini VX7 jest również grafika – NVIDIA GeForce GTX 560M, dzięki której wszystkie współczesne gry ruszą na wysokich detalach bez zająknięcia. Nieco zawodzi 8 GB pamięci RAM, nie dlatego, że to mało, ale dlatego, że po prostu wolelibyśmy 16. Cóż, nie można mieć wszystkiego. Kupując Qosmio X770-11C dostaniemy natomiast jeszcze 2 dyski, dające łącznie 1 TB miejsca oraz funkcje przewodowej i bezprzewodowej łączności za pośrednictwem najbardziej popularnych dzisiejszych standardów. Urządzenie kosztuje 6 500 złotych.
Tajwańskiego MSI nie mogło zabraknąć w tekście poświęconym laptopom do gier. Azjatycki producent może się z czystym sumieniem przechwalać, że w tym segmencie jest jedną z czołowym firm. Notebook GT780DX to z kolei ich as atutowy. Komputer w założeniach zapewne miał wygląda nowocześnie, wręcz futurystycznie, ale MSI trochę zapędziło się w stronę dziecinności. Nie jest to jeszcze takie dziwaczne świecidełko jak maszyny ze stajni Alienware, ale jeśli ktoś nie lubuje się w tego typu designerskich wybrykach, to stroną wizualną tego modelu z pewnością nie będzie zachwycony. Na szczęście cała reszta w pełni to rekompensuje.
Komputer ma matowy, 17.3-calowy ekran, naturalnie ze wsparciem dla rozdzielczości Full HD. Maszynę napędza procesor Intel Core i7 2670QM, czyli ulubione rozwiązanie producentów gamingowych notebooków. Mocnemu CPU towarzyszy świetna karta graficzna. NVIDIA GeForce GTX 570M to w arsenale „Zielonych” drugi najpotężniejszy układ GPU. Zarówno procesor jak i grafika są dodatkowo podrasowane, dzięki opracowanemu przez MSI systemowi Turbo Drive Engine, który zwiększa ich wydajność o dodatkowe 30 procent. Na deser jest jeszcze 12 GB pamięci RAM oraz 1 TB cyfrowej przestrzeni na HDD. Do pełni szczęścia trochę brakuje nam tutaj wbudowanego czytnika Blu-ray. Trzeba zadowolić się zwyczajnym DVD. I oczywiście wszelkimi popularnymi interfejsami łączności. Kupując MSI GT780DX trzeba się liczyć z wydatkiem przynajmniej na poziomie 6 000 złotych.
Pewnie zwróciliście uwagę na to, że piszemy tutaj tylko o urządzeniach dostępnych w Polsce. Dla tego jednego modelu robimy wyjątek. A to dlatego, że żaden artykuł o gamingowych notebookach nie byłby kompletny bez tej maszyny. Nasz ostatni komputer występuje pod kilkoma różnymi nazwami, zależnie od sprzedawcy. Najbardziej popularna wersja to EON 17 od Origin PC. W każdym razie, Clevo X7200 to najpotężniejszych laptop do gier na świecie. W amerykańskim sklepie Origin można pozwolić sobie na popuszczenie wodzy fantazji przy zamówieniu. Dostępne komponenty to często rozwiązania zaczerpnięte od komputerów stacjonarnych. I choć najlepszą propozycją na kartę graficzną jest mobilny podwójny GeForce GTX 580M działający w systemie SLI, to już jako procesor lepiej wybrać sześciordzeniowego potwora – Intel Core i7 990X Extreme Edition. Taktowane zegarem 3.46 GHZ krzemowe serce EON 17 to szczyt możliwości generacji Sandy Bridge. Na tym jednak moc superlaptopa się nie kończy.
Zażyczyć można sobie aż 24 GB pamięci RAM, a do tego nawet trzech napędów, współpracujących w systemie RAID. Na deser rzecz jasna nagrywarka Blu-ray, USB 3.0, bluetooth i czego tylko dusza zapragnie. Cuda wygenerowanego przez taki kombajn można podziwiać na połyskującym ekranie 17.3 z podświetleniem LED i obowiązkowym wsparciem dla jakości Full HD. Wszystko to niestety kosztuje krocie. Złożyliśmy na próbę EON 17 w sklepie Origin, tworząc najlepszą naszym zdaniem konfigurację (przy czym nie był to po prostu wybór najdroższej opcji w każdej kategorii). Cena naszego wymarzonego laptopa do gier zbiła nas z nóg. Prawie 7 500 dolarów, czyli według obecnego kursu pod 25 tysięcy złotych. Można śmiało założyć, że Clevo X7200 w wersji od Origin kosztuje równowartość swojej wagi w złocie.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
To jest bestia która by mi się przydała chociaż na nasze czasy trochę za potężna ale to tym lepiej
Jeszcze mogli dorzucić Y500 Lenovo wypuściło mocnego laptopa gamingowego za rozsądne pieniądze który może się stać alternatywą dla stacjonarki.
Może polecicie jakąś 12-13 na której da się w coś pograć?
chodzi mi o wersje tabletowe jak x201 ale bez intel hd tylko jakąs dedykowanan grafika.
Alienware M11x najnowsza wersja R3, ekran 11,6, dwurdzeniowy procesor Intel Core i5 lub i7 drugiej generacji i karta graficzna NVIDIA GeForce GT 540M - około 5 tysiecy. Brzydki i toporny
Acer TimelineX 4830TG, ekran 14", procesor Intel Core i5, NVIDIA GeForce GT 540M - około 3 tysięcy. Zgrabny i ładny.
To jest właśnie przykład, jak dajemy się robić w bambuko za 2 tysiące złotych płaconych za nazwę bo ani parametry ani wygląd nie usprawiedliwiają ceny.
Test bardzo ciekawy,ostatnią pozycje mozna zamówic u naszych sasiadów w Czechach i chyba nawet wysyłaja do Polski :)