Wiemy już mniej więcej, co trafiło na rynek kilka dni temu (przynajmniej tak przedstawiło to Google). Nadal aktualne pozostaje pytanie – dlaczego firma zdecydowała się na ten produkt dopiero teraz?
Na dobrą sprawę ciężko udzielić na to pytanie logicznej i wyczerpującej odpowiedzi. Eksperci z całego świata już od dawna zachodzili w głowę, dlaczego Google nie tworzy własnej chmury? Korporacja posiada najpotężniejsze na świecie serwery i od dłuższego czasu oferuje usługi typu Picasa, Docs, czy Music, czyli na dobrą sprawę coś co wystarczyło połączyć, by powstało Google Drive (warto w tym miejscu wspomnieć, że internetowy gigant już wcześniej umożliwiał wykupienie dodatkowej przestrzeni dla wspomnianych serwisów – np. za 5 dolarów rocznie użytkownicy mogli zdobyć 20 GB miejsca na swe zdjęcia czy dokumenty).
Firma posiadała narzędzia do stworzenia sprawnie działającej chmury lata temu, ale nie zdecydowała się na ten krok. Zdaniem wielu osób, to właśnie Google powinno było zostać pionierem tych technologii i szybko opanować cały rynek. Tymczasem w sektorze wystartowały produkty typu Dropbox i SugarSync, a swoje usługi wirtualnego dysku zaproponowali też najwięksi konkurenci korporacji z Mountain View – Microsoft (SkyDrive) oraz Apple (iCloud). Rozwiązania przedstawione przez gigantów branży IT oraz nowe firmy z tego sektora szybko stały się bardzo popularne i zyskały uznanie. Być może decydenci Google zrozumieli wówczas, że zaspali w progach i stracili doskonałą okazję do poszerzenia grona odbiorców swych usług. Pojęli także, iż odnalezienie się w tym sektorze będzie możliwe tylko wtedy, gdy zaprezentują bardzo atrakcyjny i przede wszystkim konkurencyjny produkt. Należało go dopracować do ostatniego szczegółu i urozmaicić na tyle, by nikt nie miał wątpliwości, że kilka lat zwlekania z tym projektem nie było czasem straconym, lecz ciszą przed burzą, wywołaną innowacyjnymi rozwiązaniami internetowego giganta. Tym bardziej, że do stworzenia idealnej usługi można było wykorzystać nie tylko sprawnie działającą wyszukiwarkę i wiele ciekawych usług zaproponowanych wcześniej przez Google, ale też platformę Android zyskującą coraz większe udziały w globalnym rynku mobilnym. Czy firma stanęła na wysokości zadania?
Aby odpowiedzieć na pytanie, czy Google Drive jest produktem przełomowym, warto najpierw przyjrzeć się (w maksymalnym skrócie rzecz jasna) usługom oferowanym przez konkurencję.
Przegląd wypada chyba zacząć od pioniera na tym rynku, czyli serwisu Dropbox. Powstał on w roku 2007 (ponad rok po tym, jak w branży zaczęto wspominać o chmurze Google), a wystartował w roku 2008. Model działania jest stosunkowo prosty – użytkownik umieszcza pliki w odpowiednim folderze, do którego uzyskuje dostęp za pomocą specjalnej aplikacji lub przeglądarki. Dane mogą być dostępne z poziomu komputerów, smartfonów, czy tabletów i w łatwy sposób można je udostępniać znajomym. Wzorzec ten naśladowały potem inne firmy, które postanowiły stworzyć własne wirtualne dyski.
Mankamentem usługi jest to, że użytkownik dostaje bezpłatnie na wstępie zaledwie 2 GB miejsca na dysku (niektórym oczywiście w zupełności to wystarcza – w IV kwartale ubiegłego roku Dropbox posiadał 50 mln użytkowników, z czego 96% stanowiły osoby korzystające z kont bezpłatnych). Przestrzeń tę można na różne sposoby powiększać – zarówno poprzez wykupywanie dodatkowego miejsca (można wykupić dodatkowe 50 GB, 100 GB i 1 TB; koszt 50 GB to blisko 10 dolarów miesięcznie), jak i zabiegi w stylu polecania usługi znajomym (maksimum to 16 GB + startowe 2 GB; warto wspomnieć, że ilość miejsca dodawanego za każdego kolejnego użytkownika z naszego polecenia uległa ostatnio podwojeniu – zapewne był to ruch mający na celu ewentualną walkę z konkurencją). Dostęp do serwisu mają zarówno osoby korzystające z platform dla komputerów (Windows, Mac OS X, Linux), jak i użytkownicy systemów mobilnych (Android, iOS, webOS, BlackBerry). Jeżeli usługa Google Drive miałaby komuś zaszkodzić, to wśród pierwszych ofiar może się znaleźć Dropbox.
Kolejnym interesującym dyskiem wirtualnym jest SkyDrive należący do Microsoftu i wchodzący w skład serwisu Windows Live. Usługa dostępna jest na rynku od roku 2007 (w Polsce wystartowała rok później). Do niedawna użytkownikom gwarantowano aż 25 GB darmowego miejsca na serwerach Microsoftu, ale wirtualny dysk przez długi czas dostępny był jedynie przez przeglądarkę internetową i nieoficjalne programy. SkyDrive dobrze współpracuje z Windows 7 oraz Windows Phone 7, a w przypadku Windows 8, Windows Phone 8 (a być może także Xbox 720) należy się spodziewać, iż usługa będzie już wbudowana w te platformy (mechanizm ten występuje już w przypadku iCloud oraz iOS). Użytkownicy tego serwisu chwalą go za udany interfejs oraz pakiet Office Web Apps. Na krótko przed startem Google Drive, Microsoft wprowadził sporo zmian w SkyDrive. Na czym polegały?
Po pierwsze, zmniejszono darmową przestrzeń dyskową – z wcześniejszych 25 GB zrobiło się nagle 7 GB (wcześniej przestrzeń przeznaczona na zdjęcia i filmy nie była w żaden sposób ograniczana – teraz znajduje się ona w owych 7 GB). Z marketingowego punktu widzenia nie było to rozsądne posunięcie – firma mogła się chwalić, że poważnie odstaje od konkurencji pod względem oferowanej przestrzeni, a tymczasem w świat poszła wiadomość, że Microsoft obniża loty. Ciekawe, co nimi kierowało? Po drugie, użytkownicy mogą dokupić dodatkową przestrzeń: 20 GB to koszt 10 dolarów rocznie, za 50 GB trzeba będzie zapłacić 25 dolarów rocznie, a za 100 GB 50 dolarów rocznie. Warto dodać, że starzy użytkownicy SkyDrive (zarejestrowani przed 22 kwietnia 2012 roku) mogą bezpłatnie korzystać z dawnych 25 GB przestrzeni na wirtualnym dysku.
Nowy SkyDrive odznacza się poprawioną aplikacją dla użytkowników komputerów z oprogramowaniem Microsoftu. Pojawiła się możliwość zdalnego dostępu do plików przechowywanych na komputerze – funkcja przyda się np. wtedy, gdy konieczny jest szybki dostęp do danych, które nie są przechowywane na wirtualnym dysku. System jest ponoć dobrze chroniony, więc ryzyko wtargnięcia do komputera przez osoby trzecie zostało poważnie ograniczone. Pojawią się także nowe lub zaktualizowane aplikacje dla platform Mac OS X, Windows Phone oraz iOS.
Z jednej strony Microsoft wykonał dziwny ruch w postaci zmniejszenia przestrzeni dysku wirtualnego dla nowych użytkowników, ale z drugiej strony powstała usługa, którą śmiało można określić mianem bardzo konkurencyjnej i zdolnej do rozszerzenia bazy osób związanych w jakikolwiek sposób z korporacją z Redmond (w III kwartale ubiegłego roku ze SkyDrive korzystało 70 mln osób). A stąd już niedaleka droga do czerpania poważnych zysków z tego tytułu.
W omawianym gronie nie może zabraknąć produktu Apple – serwis iCloud został zaprezentowany 6 czerwca 2011 roku podczas Worldwide Developers Conference. Usługa zastąpiła serwis MobileMe (wygaszenie nastąpi 30 czerwca 2012 roku) i na chwilę obecną może się pochwalić liczną bazą użytkowników (ponad 125 mln; w niecały tydzień po uruchomieniu usługi zyskała ona 20 mln użytkowników). Dostęp do chmury Apple dostępny jest zarówno z urządzeń mobilnych współpracujących z platformą mobilną iOS, jak i z komputerów, na których zainstalowano OS X lub Windows.
Do dyspozycji każdego użytkownika oddano bezpłatnie 5 GB miejsca w chmurze. Dodatkowo można dokupić 10, 20 lub 50 GB (maksimum). Każde 10 GB kosztuje rocznie 20 dolarów, 14 funtów lub 16 euro. Nie jest to jednak najważniejsza rzecz, o której warto napisać przy okazji iCloud. Serwis ten był już którąś z kolei usługą tego typu na rynku, a jednak (jak zwykle w przypadku Apple) dokonał poważnych zmian na rynku. To właśnie gigant z Cupertino uzmysłowił wszystkim, jak ważna jest chmura w erze urządzeń mobilnych. Smartfony i tablety na dobre zadomowiły się na rynku i wywierają coraz większy wpływ na technologie, usługi oraz wszelkiego typu innowacje. Sektor IT w poważnym stopniu rozwija się teraz według wytycznych nakreślonych przez sprzęt mobilny. Chmura i jej zastosowanie stały się tego doskonałym przykładem.
Na rynku dostępne są oczywiście inne wirtualne dyski typu SugarSync (5 dolarów za 30 GB miesięcznie), Box.net (za 25 GB trzeba zapłacić blisko 10 dolarów miesięcznie), ale nie są one tak popularne jak konkurencja i raczej nie należy ich rozpatrywać w kategorii graczy, którzy powalczą o pozycje lidera w tym sektorze. Inaczej może być w przypadku chmury stworzonej przez Samsunga. Póki co, w branży krążą jedynie plotki na temat tego serwisu i nie jest pewne, czy kiedykolwiek zobaczymy go na rynku. Jednak w obliczu rozwijania podobnych usług przez Microsoft, Google oraz Apple, czyli firmy, które w znacznym stopniu wiążą swą przyszłość z sektorem mobilnym, należy się spodziewać, iż Koreańczycy również będą chcieli uszczknąć kawałek tego tortu. A wówczas czeka nas prawdziwa batalia gigantów, na której skorzystają głównie klienci.
Wróćmy jednak do tematu Google Drive, by zastanowić się, czy usługa ta ma szansę szybko stać się hitem i przyciągnąć nowych użytkowników (zwłaszcza tych, którzy korzystają już z innych serwisów tego typu).
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.