Przed samym IPO na rynku krążyły różne prognozy odnośnie dnia debiutu. Większość z nich przewidywała oczywiście wzrosty – od 10 do nawet 50%. Nic z tego nie wyszło i gdyby nie interweniowały banki organizujące emisję (JP Morgan Chase, Goldman Sachs, Morgan Stanley), to mogłoby się to skończyć dla Facebooka niekorzystnie. Nastał jednak weekend i wszyscy mogli na spokojnie przeanalizować to, co wydarzyło się w piątek na giełdzie. Powstawały kolejne analizy i eksperci wyrażali swoje opinie w zakresie wariantów, jakie mogły mieć miejsce w nadchodzącym tygodniu. Zapewne nikogo nie zdziwię, iż opinie w tej sprawie były bardzo różne. Dało się jednak zauważyć, iż początkowy optymizm poważnie osłabł i do tematu zaczęto podchodzić z większym dystansem.
Poniedziałek miał być dla wielu inwestorów kubłem zimnej wody – akcje Facebooka potaniały o 11%, by następnego dnia potanieć o kolejne 8%. Cena jednego papieru ukształtowała się na poziomie około 31-33 dolarów i otrzymywała się na nim przez kolejne dni. Na zakończeniu piątkowych notowań (25 maja) przy symbolu FB widniała cena 31,95 USD, co w porównaniu z dniem poprzednim oznaczało spadek o 3,39%. Od dnia debiutu cena papierów wartościowych spadła prawie o 1/5, a to nie mogło pozostać bez komentarza i stanowczych reakcji akcjonariuszy. Rozpoczęło się prawdziwe polowanie na czarownice – ludzie chcieli wiedzieć, dlaczego ich marzenie szybkiego i łatwego zysku nagle prysło. A to sprzyja powstawaniu przeróżnych teorii spiskowych.
Jedna z pierwszych fal krytyki, jakie rozlały się na rynku, została wymierzona w Marka Zuckerberga. Właściciel Facebooka sprzedał w dniu debiutu pokaźny pakiet swoich akcji, dzięki czemu poważnie powiększył swą fortunę i awansował na liście najbogatszych ludzi świata sporządzanej przez magazyn Forbes. Człowiek, którego podziwiano i wychwalano za stworzenie potężnego biznesu ze strony internetowej o niewielkim zasięgu, stał się nagle obiektem nienawiści wielu zawiedzionych inwestorów. Zaczęto powtarzać, iż Zuckerberg doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wartość akcji jest ostro przeszacowana, ale i tak mamił ludzi wizją wielkich zysków i jest odpowiedzialny za ich straty. Nawet jeśli założyciel Facebooka zdawał sobie sprawę z tego, iż jego firma nie jest warta ponad 100 mld dolarów, to czy można mieć do niego pretensje o to, że chciał zarobić na swoim biznesie? Być może postąpił nieetycznie, w żadnym wypadku nie ma tu jednak mowy o popełnieniu przestępstwa, o co oskarżało go wielu zdesperowanych akcjonariuszy (pojawiły się nawet zapowiedzi pozwów).
Fale frustracji podsycano także doniesieniami na temat innych akcjonariuszy Facebooka. Dla przykładu ogłoszono, iż Eduardo Severin – współzałożyciel sieci społecznościowej i właściciel 4% akcji internetowego giganta – podjął decyzję o rezygnacji z amerykańskiego obywatelstwa. Natychmiast zaczęto spekulować, iż zrobił to tylko po to, by zminimalizować podatki, jakie będzie musiał uiścić w związku z upłynnieniem papierów wartościowych Facebooka. Przedstawiciele młodego miliardera przekonywali, że obie sprawy nie mają ze sobą związku i Severin przedsięwziął kroki w tej sprawie jeszcze w roku 2011 (trudno powiedzieć, ile w tym prawdy), ale plotka wystarczyła, by podgrzać atmosferę i doprowadzić wiele osób do następujących wniosków: ja straciłem na tej inwestycji, a oni nawet nie zapłacą podatków z ogromnych sum, które zainkasowali.
Poważnie oberwało się także organizatorom rynku akcji, na którym zadebiutował Facebook. Mowa o NASDAQ (National Association of Securities Dealers Automated Quotations). Wspomniano już w tekście, iż obrót papierami wartościowymi Facebooka podczas debiutu napotkał na pewne problemy. Chodzi o opóźnienia (wyniosły około 20 min) i błędne zlecenia, za które odpowiadało oprogramowanie stosowane przy debiutach. System wykorzystywany do ustalenia ceny otwarcia uległ przeciążeniu (można zaryzykować stwierdzenie, że sukces FB stał się dla niego ciężarem) i doprowadził wielu inwestorów do paniki (problemy mogły dotyczyć nawet 30 mln akcji). Mimo iż przedstawiciele NASDAQ przyznali się do wpadki i przeprosili za nią, to wielu akcjonariuszy domaga się głów i odszkodowań.
Kolejny zarzut to już dużo poważniejszy kaliber i dotyczy on banków organizujących IPO. Firmy te oskarżono o to, że obniżyły one perspektywy dla Facebooka przed samym debiutem, ale nowe dane zaprezentowano jedynie najważniejszym inwestorom. Olbrzymia rzesza mniejszych akcjonariuszy poczuła się oszukana i rozpoczęto już składanie zbiorowych pozwów (pojawiły się pytania, dlaczego banki podnosiły liczbę i wycenę akcji, skoro przewidywały gorsze wyniki sieci społecznościowej?). W Ameryce zapowiedziano już zbadanie tej sprawy (chcą się jej przyjrzeć zarówno urzędy odpowiedzialne za rynek giełdowy, jak i politycy). Warto jednak wspomnieć, że analitycy nie mogą publikować swoich prognoz na temat firmy, gdy organizują jej IPO. Możliwe są natomiast ustne konsultacje z klientami i banki skorzystały w wybranych przypadkach z tego przywileju. Wspomniane korporacje nie złamały zatem prawa – po raz kolejny należy odnieść temat do zasad etyki, a nie prawa. Przedstawiciele Morgan Stanley nie mają sobie nic do zarzucenia i twierdzą, że w tym przypadku nie postępowali inaczej, niż przy innych emisjach.
Wszystkie te zarzuty można jednak uznać za temat zastępczy. Warto skupić się na kwestii podstawowej, którą większość specjalistów uznaje za główny powód spadków: akcje Facebooka wyceniono zbyt wysoko, a na giełdowy debiut firmy nie spoglądano z pozycji obserwatora kierującego się zdrowym rozsądkiem.
Coraz więcej ekspertów podkreśla, iż obraz sieci społecznościowej, który zarysował się przed IPO był poważnie oderwany od rzeczywistości. Na giełdowy debiut amerykańskiej korporacji przestano patrzeć z uwzględnieniem jej możliwości, wyników finansowych oraz perspektyw i zwrócono się raczej w stronę pobożnych życzeń. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że sieć społecznościowa zaczęła funkcjonować w wielu umysłach jako gwarant szybkiego, pewnego i wysokiego zysku. Czy istnieją jednak jakiekolwiek podstawy, które mogły wskazywać na giełdowy sukces Facebooka?
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Cena akcji byla wyswietlana juz na dlugo przed startem.Az do samej sesji utrzymywala sie na poziomie wyceny IPO czyli 38 dolarow i w zaden sposob nie chciala pojsc wyzej,kazdy podskok byl natychmiast zbijany a i chetnych na akcje nie bylo widac,patrzac na wolumen.
Kazdy myslacy trzezwo a nie napedzany chciwoscia od razu musial dojsc do wniosku,ze cos jest nie tak i kazdy taki ktos dal od razu zlecenie sprzedazy.
Dzis wydaje sie oczywiste,ze banki i wielcy inwestorzy ostrzezeni przez Morgana wyciagneli cene na starcie,pozbywajac sie akcji i zarabiajac ogromne sumy.Jak zwykle"smierc frajerom".
Jedynym wyjsciem z tak watpliwej sytuacji powinno byc uniewaznienie
IPO i zwrot pieneidzy z konta facebook'a na konta zapisujacych sie.Ale do tego oczywiscie nie dojdzie,bo to praktycznie zablokowalo by na zawsze prace gieldy w przyszlosci i wszellkie inne emisje.
Facebook jest ewenementem,bo to firma,ktora przeciez niczego nie produkuje;wielki odkurzacz do wysysania nadwyzek pieniadza.Te pieniadze,wydane na bezsensowne akcje,moglyby przeciez pojsc na zakup realnych towarow i pobudzic gos[podarke.Z drugiej strony,jakas tam,niewielka czesc dzieki reklamom spowoduje to samo.
I jeszcze jedno: nie sprawdzalem stanu aktualnego,bo jestem w podrozy,ale w dniu IPO CNN podawal,ze Zuckerberg zatrzyma ok. 31 % akcji.Warto tez pamietac,ze to nie jego pieniadze stworzyly firme,ale pieniadze sponsorow,a jak bylo widac na starcie,bylo ich bardzo wielu;dzis wszyscy sa w grupie najbogatszych.
"W temacie"? Można coś powiedzieć _na_ temat.
X.