Steven Sinofsky przez niektórych nazywany jest (chociaż w tym wypadku należy już chyba używać czasu przeszłego) panem Windows. Z gigantem z Redmond związany był od roku 1989, a więc także i w tym przypadku można mówić o dłuższej przygodzie z firmą. W pierwszej połowie listopada nagle pojawiła się informacja, że Sinofsky odchodzi z Microsoftu i to w trybie natychmiastowym. Ten news można było określać mianem prawdziwej bomby – wiadomość z pewnością wywołała dużo więcej spekulacji, niż zapowiedziane odejście Otelliniego.
Sinofsky poinformował o swoim odejściu na krótko po wprowadzeniu na rynek sztandarowego produktu Microsoftu – systemu Windows 8. Oficjalny komunikat głosił, iż top menedżer postanowił wykorzystać swoje doświadczenie i podjąć się nowych wyzwań. To trochę dziwne zachowanie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że Windows 8 to OS, który oznacza sporą rewolucję zarówno dla samego MS, jak i dla całego rynku. To właśnie teraz ważą się losy tej platformy i wszelkie zawirowania personalne w grupie osób odpowiedzialnych za Windows 8 raczej nie sprzyjają całemu przedsięwzięciu.
Natychmiast pojawiły się głosy, iż to właśnie nowy system, a właściwie jego niska popularność, przyczyniła się do odejścia top menedżera. To on odpowiadał za platformę i to on przekonywał, że jej całkowite przebudowanie przyniesie firmie sukces. Póki co można mówić o pewnym rozczarowaniu (to samo dotyczy sprzedaży tabletów Surface), ale z pewnością jest zbyt wcześnie, by ktoś miał odpowiedzieć głową za cały projekt. To prowokowało dalsze spekulacje, które Sinofsky dementował i przekonywał, iż była to jego decyzja. I to dobrze przeanalizowana decyzja.
W mediach stosunkowo szybko pojawiły się doniesienia, wedle których Sinofsky jest bardzo trudnym współpracownikiem i zdążył do siebie zrazić zarówno swoich podwładnych, jak i przełożonych. Zaczęło się tu pojawiać zwłaszcza jedno nazwisko – mowa o CEO Microsoftu. Steve Ballmer podobno przestraszył się rosnącej popularności swojego podwładnego, o którym mówiono już, iż za jakiś czas mógłby zastąpić szefa i przejąć stery w firmie. Sinofsky brał udział w konferencjach i premierach nowych produktów korporacji, stawał się coraz bardziej medialną postacią i jego popularność mogła faktycznie zaniepokoić Ballmera. Ten ostatni twardo przekonywał jednak, że cały MS zawdzięcza temu człowiekowi bardzo wiele i można go z czystym sumieniem polecić każdej firmie. Jak się okazało, każdej, ale nie Microsoftowi.
Pojawiła się jeszcze jedna hipoteza, który brzmi najmniej prawdopodobnie i być może ma po prostu na celu zdyskredytowanie byłego pracownika Microsoftu. Wynika z niej, że Sinofsky stracił pracę z powodów błędów z przeszłości. To swoista kara za grzechy. Microsoft ponoć nosił się z zamiarem stworzenia tabletu współpracującego z Windows 7, ale projekt został wstrzymany, a decyzję tę podjął właśnie Sinofsky. Gigant z Redmond mógłby wprowadzić na rynek tablet przed pierwszym iPadem i tym samym poważnie zwiększyłby swoje szanse w sektorze mobilnym. Ta opcja nie została wykorzystana, a teraz Microsoft płaci za swoje niezdecydowanie i brak wyczucia w aspekcie podboju segmentu smarfonów i tabletów. Taka powszechna firmowa irytacja musiała w końcu znaleźć ujście i padło na osobę uznaną przez większość za winną obecnej sytuacji.
Trudno powiedzieć, jak następcy top menedżera Microsoftu poradzą sobie z realizacją projektu Windows 8 (zwłaszcza, że sytuacja nie przedstawia się kolorowo) i do czego zmiany personalne doprowadzą w przyszłości – wszak prace nad systemem Windows 9 już trwają.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Komentarze
Czyżby przypadek dawnej Jugosławii? Jak odszedł Tito to rozpadło się to czeka?