Podobno pewne są jedynie śmierć i podatki. To hasło ma charakter żartu, ale sporo w nim prawdy. Niestety, oba elementy wzbudzają raczej negatywne skojarzenia i psują humor. Zwłaszcza, gdy na horyzoncie pojawia się widmo nowego podatku (śmierć na razie przestawimy na boczny tor), a na taką ewentualność muszą się przygotować Polacy. Chociaż sprawa nie jest przesądzona, to nie należy wykluczać, że za jakiś czas zapłacimy za możliwość oglądania telewizji. Klucz stanowi tu słowo „możliwość”.
Opłata audiowizualna. Jednym nadal nic to nie mówi, drudzy już się pogodzili z ewentualnymi konsekwencjami jej wprowadzenia, jeszcze inni zgrzytają zębami na dźwięk tych dwóch słów, zaciskają pięści i powtarzają w myślach słowo granda. Są jednak i tacy, którzy przekonują, że opłata audiowizualna jest dobrym rozwiązaniem, a nawet koniecznością. Pisząc krótko: bardzo kontrowersyjna kwestia. Ale tam, gdzie chodzi o pieniądze, zwłaszcza duże pieniądze, zazwyczaj pojawiają się kontrowersje. Zacznijmy jednak od początku: czym jest, ściślej, czym ma być opłata audiowizualna?
Abonament to nieefektywny relikt przeszłości
Główne źródło finansowania mediów publicznych stanowi dzisiaj abonament radiowo-telewizyjny. Miesięcznie wynosi on obecnie blisko 6 złotych za używanie odbiornika radiowego i prawie 20 złotych w przypadku odbiornika telewizyjnego (lub radiowego i telewizyjnego). Gdyby wszyscy ludzie korzystający z dóbr serwowanych przez media publiczne płacili za ten towar, to dzisiaj nie pisałbym o opłacie audiowizualnej – w kasie telewizji i radia znalazłoby się sporo środków gwarantujących ciągłość ich funkcjonowania (przynajmniej w teorii). Problem polega na tym, że ludzie nie płacą. Część tej licznej grupy jest usprawiedliwiona: nie mają telewizora/radia albo szerokim łukiem omijają publiczne media i nie widzą powodu, by je utrzymywać. Są jednak i tacy, którzy nie płacą, bo po prostu mają taką możliwość. Swoją niechęć do abonamentu mogą nawet budować w oparciu o słowa, jakie kilka lat temu wypowiedział premier Donald Tusk. Abonament określił on mianem haraczu:
Abonament radiowo-telewizyjny jest archaicznym sposobem finansowania mediów publicznych, haraczem ściąganym z ludzi; dlatego rząd będzie zabiegał o poparcie prezydenta i opozycji dla jego zniesienia – zapowiedział premier Donald Tusk na wtorkowej konferencji prasowej.
Słowa te padły w roku 2008, a abonament nadal istnieje i straszy. Straszy widzów (nie tylko płacących), straszy media publiczne, które widzą pustki w swojej sakiewce. I nie mogą ich łatać zbyt dużą liczbą reklam, z czego korzystają stacje komercyjne. Zaproponowano opcję finansowania mediów publicznych z budżetu, lecz wywołała ona sporo kontrowersji, pojawiły się pytania, czy nie uzależni ich to od obozu sprawującego władzę. Przecież ten podmiot określany jest często mianem „czwartej władzy” i powinien bacznie śledzić poczynania rządzących. Zwrócono się zatem ku innemu rozwiązaniu i postanowiono sięgnąć do kieszeni obywateli bez pytania ich o to, czy oglądają telewizję/słuchają radia. Tu pojawia się opłata audiowizualna.
Minister stawia sprawę jasno. Trudno się z nim zgodzić
Na początek wizja ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego (już byłego ministra):
Opłata audiowizualna nie będzie pobierana za odbiór programu telewizyjnego czy radiowego, ale za możliwość tego odbioru. Polskie państwo zagwarantuje każdemu obywatelowi określoną usługę, a to, czy ktoś z tego skorzysta, czy nie – zależy wyłącznie od niego. To trochę tak jak z publiczną służbą medyczną w Polsce. Nawet ci, którzy są zdrowi, lub korzystają z placówek prywatnych, podlegają obowiązkowi opłaty składki zdrowotnej. Mogą skorzystać z publicznej służby medycznej lub nie. Tego typu usługa państwa musi mieć charakter powszechny i musi dotyczyć każdego obywatela – ocenił minister.
źródło
Sprawa wydaje się zatem jasna: znika abonament, ale pojawia się nowa opłata. Obowiązkowa i powszechna. Niektórzy użyją słów podatek lub parapodatek, inni wskażą na haracz. Masz możliwość odbioru programów, więc za nią zapłać. Ile i jak? To nie zostało jeszcze doprecyzowane. Najczęściej pojawia się kwota kilkunastu złotych miesięcznie, które byłyby doliczane do rachunku za energię elektryczną. Skoro jest dostęp do prądu, to można odbierać media publiczne. Co jeśli ktoś nie posiada telewizora albo radia? To nie ma znaczenia – żyjemy w XXI wieku, w domu zapewne jest komputer/smartfon/tablet, a z pomocą tego sprzętu można konsumować treści serwowane przez media publiczne. Nikt nie pyta jednak, czy tym ludziom naprawdę zależy na odbiorze telewizji publicznej. Albo telewizji w ogóle.
Niedawno Google przeprowadziło badania, których wyniki nie powinny nas dziwić: sprzęt mobilny zyskuje na znaczeniu, w połączeniu z Internetem stwarza on alternatywę, a nawet realne zagrożenie dla tradycyjnej telewizji. Sztywne ramówki stają się mało atrakcyjne, ponieważ to odbiorca chce decydować co, kiedy i na czym ogląda. Przedstawiciel Google, Piotr Zalewski, tak streścił zagadnienie:
Wielu badanych sugeruje, że oglądanie wideo w internecie, w tym na platformie YouTube, zastępuje telewizję. Jest to dla nich pierwszy wybór. Subskrybują i stale oglądają niektóre kanały. Działa to jak prenumerata papierowej prasy – ktoś zainteresowany treściami dostaje nowe informacje o filmach na bieżąco. Coraz więcej osób śledzi wybrane kanały i wcale nie są one związane tylko z rozrywką. Według badań bardzo dużo osób zadeklarowało wyszukiwanie treści z kategorii „how to”, czyli wideoporadników – tłumaczy Zalewski.
To pierwszy problem wynikający z nowego projektu: uszczęśliwianie odbiorców na siłę. Trudno nie zgodzić się z opinią, iż osoby konsumujące treści serwowane przed media publiczne i migające się od płacenia za nie, nie postępują zbyt etycznie. Problem podobny do tego, z jakim mamy do czynienia w przypadku piractwa. I faktycznie trzeba tu znaleźć sposób, by ukrócić proceder. Nie jest nim jednak przymusowa opłata, którą zapłacą ludzie oglądający ostatni raz pierwszy lub drugi kanał TVP lata temu. Wielu krytyków pomysłu podkreśla, że płacenie za możliwość korzystania z mediów publicznych brzmi absurdalnie i może stanowić podstawę do kolejnych dziwnych pomysłów. Warto w tym miejscu przywołać list, jaki do ministra Zdrojewskiego wystosowała jakiś czas temu grupa polskich blogerów. Domagali się oni od Zdrojewskiego pieniędzy za stworzenie mu możliwości czytania ich blogów:
Skoro fakt zapewniania przez państwo możliwości odbioru programów nadawców publicznych uzasadnia Pana zdaniem pobieranie opłaty od każdego, kto potencjalnie może z niej skorzystać, to powinien Pan się zgodzić, że zapewnianie przez nas możliwości czytania naszych blogów również uzasadnia pobieranie takiej opłaty. Liczymy więc na to, że zapłaci Pan każdemu z nas po 100 złotych rocznie (na tyle wyceniamy wartość tej usługi) i namówi Pan swoich kolegów z rządu i partii do tego samego.
Brzmi logicznie? Wiele osób pewnie się pod tym podpisze. To jednak nie koniec problemów. Minister Zdrojewski wspomniał, iż państwo zagwarantuje wspomnianą usługę każdemu obywatelowi. Tymczasem, okazuje się, że nie jest to prawda: nawet milion Polaków może mieć problemy z odbiorem sygnału cyfrowego. Dotyczy to przede wszystkim mieszkańców terenów górskich, którzy muszą się zmagać z ograniczeniami technicznymi, jakie niesie ze sobą telewizja cyfrowa w wersji naziemnej. Wedle założeń ministerstwa kultury, ludzi ci i tak będą musieli uiszczać opłatę audiowizualną. W tym przypadku właściwe wydaje się przywoływanie przez ministra przykładu publicznej służby zdrowia: wszyscy za nią płacą, ale jakość tych usług oraz ich dostępność często pozostawiają wiele do życzenia.
Zapłać, będzie lepiej
Przeciwnicy opłaty audiowizualnej, a szerzej mediów publicznych, przekonują, że trudno im pogodzić się z myślą, iż muszą płacić za produkty niskiej jakości. Misyjność tego podmiotu (dotyczy to przede wszystkim telewizji) jest dyskusyjna i w niewielkim (lub żadnym) stopniu nie odbiega to od misyjności, za którą stoją stacje komercyjne. Tu pojawia się jednak kontrargument następującej treści: jest słabo i mało misyjnie, bo w kasie nie ma pieniędzy. Pojawią się środki, powstanie polskie BBC. Brzmi ciekawie, ale są to jedynie zapowiedzi. Skąd pewność, że wpompowanie w media publiczne setek milionów złotych faktycznie poprawi ich poziom? Czy programy „wysokich lotów” przestaną być emitowane o pierwszej w nocy i pojawią się o 19.00?
Tu wchodzimy już na obszar, który wymaga rozwinięcia w innym tekście, ponieważ temat jest rozległy. Należy mieć na uwadze, że na niski poziom wielu audycji wpływ ma… niski poziom ich odbiorców. W tym przypadku nie można winić jedynie mediów. Nie zmienia to jednak faktu, iż zapowiedź stworzenia świetnych jakościowo programów dopiero po wprowadzeniu przymusowej opłaty brzmi mało wiarygodnie. Warto także wspomnieć, że część środków uzyskanych z uiszczania opłaty audiowizualnej miałaby zostać przekazana na tworzenie programów misyjnych przez stacje prywatne. Tym samym teoretycznie walka toczy się o jakość polskich mediów w ogóle.
- Warto przeczytać | Opłata reprograficzna: rekompensata czy haracz?
Opłata audiowizualna powinna stanowić alternatywę dla zwiększania czasu antenowego przeznaczanego przez radio i telewizję na emisję reklam: płacicie, ale w zamian nie katujemy Was reklamami proszku do prania. Przynajmniej nie tak często, jak moglibyśmy to robić bez dofinansowania. Jednocześnie podkreśla się, że Polska nie jest europejskim pionierem dążącym do zmian w zakresie finansowania mediów – podobne rozwiązania stosują już inne kraje i argument ten jest przywoływany w publicznej debacie. Nierzadko jednak stosuje się go wybiórczo, a to w dłuższej perspektywie szkodzi projektowi. Skoro już mowa o dłuższej perspektywie: czy jesteśmy skazani na opłatę audiowizualną?
Kiepski czas na zmiany
Opłata audiowizualna wywołuje spore emocje, ale cały czas mowa tylko o projekcie opracowywanym przez ministerstwo kultury. Ministerstwo, które niedawno opuścił Bogdan Zdrojewski, osoba chyba najmocniej kojarzona z pomysłem. To może być jeden z hamulców uniemożliwiających wprowadzenie zmian w trakcie obecnej kadencji Parlamentu. Na tym jednak nie koniec – przecież wielkimi krokami zbliżamy się do trwającego kilka kwartałów pasma wyborczego (właściwie już się w nim znajdujemy). Kto w takich okolicznościach przyrody wprowadzi niepopularny parapodatek i obciąży kieszeń wyborców? Zwłaszcza teraz, gdy krajem targają kolejne afery i partia rządząca musi walczyć o poprawę wyników w sondażach.
Wydaje się mało prawdopodobne, by koalicja PO-PSL spróbowała przeforsować w najbliższych kwartałach opłatę audiowizualną. Póki co obie partie zmagają się z aferą podsłuchową i kilkoma innymi palącymi problemami, zmiany dotyczące finansowania mediów publicznych prawdopodobnie zjadą na boczny tor i nie opuszczą go przed wyborami. A po wyborach… Trudno określić, jak będzie wówczas wyglądał rozkład sił w Sejmie i jak do zagadnienia podejdzie nowa władza. Może projekt będzie kontynuowany, a może trafi do kosza i kwestia będzie ponownie rozpatrywana? Wielu Czytelników z pewnością ucieszy taki obrót spraw – nie zostaniemy obarczeni kolejnym podatkiem. Nie zmienia to jednak faktu, iż z mediami publicznymi oraz abonamentem trzeba coś zrobić. Póki co jednak małe są szanse na to, że „coś” zamieni się w konkretny plan, który doczeka się realizacji.
Zainteresował Cię artykuł? Zobacz też inne maniaKalne felietony.
Dzieci nie ma, w kosmosie nie był, nie uprawia alpinistyki ani innych sportów ekstremalnych, za to od lat dzieli się z maniaKalnymi CzytelniKami swoimi przemyśleniami na temat biznesowej strony sektora IT. Teksty Maćka znajdziecie również na łamach bloga Antyweb.
Chcesz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami? Pisz na redakcja@techmaniak.pl. Być może i Twój wpis znajdzie się wśród maniaKalnych felietonów.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
trzeba bedzie sie siekierkami pobawic. wymyslili se oplaty za cos czego nie ogladam i nie zamierzam ogladac. Pawła Mitera pobili czerwoni za to, ze ujawnil, iz w TVP siedza ludzie z kancelarii komunruskiego. jedna wielka papka robiaca ludziom wode z mozgu, sa w stanie sprzedac stosujac mase sztuczek socjotechnicznych kazda lipe. wymyslili sobie przymusowe oplacanie partyjnej telewizyjnej ichniej propagandy. nie ma TAKIEJ OPCJI CZERWONE SPRZEDAWCZYKI!!!
Nie mam telewizji od kilku lat, nie lubię radia. 6 lat temu jeszcze oglądałem TV i z tego co kojarzę, to działalność misyjna TVP zaczynała i kończyła się na statucie, a zamiast tego kapusta szła na coraz durniejsze programy rozrywkowe dla debili. Z tego co mówią mi znajomi nic się nie zmieniło, a nawet jest jeszcze gorzej niż było.
Ta opłata to nie jest haracz. To jest ZŁODZIEJSTWO. Jak można kazać płacić ludziom za coś, z czego nie korzystają i jednocześnie to coś w ogólne nie spełnia swojej roli?
jak dali by wszystkie kanały w dobrej jakości (prawdziwe full HD a nie zeskalowane jak w panoramie) i na końcu stało by „p” a nie „i” (chodzi mi o to ze w „i” w którym nadaje TVP piksele są wyświetlane na przemian, wiec może być widać np. smugi jak lecą napisy po filmie, żeby nie było reklam (płacę!wymagam!) (żadnych) i żeby usunęli wszystkie programy typu pytanie na śniadanie bo są bez sensu, niech zostanie sobie dzień dobry TVN bo to komercha, i tak się nic nie zrobi, a gospodynie będą miały co oglądać. I wtedy mogę płacić ze 35 zł
skandal … banda tuskowa kolesi .. po takich aferach co zrobili , przekrętach dawno powinna iść do DYMISJI
Ale co tam … dla tuska i kolesi , są ważniejsze stołki , posadki miliony kary
a nam polakom nadal śmieją się w twarz z ekranu tv
Jedynie dziękujemy WPROST za ujawnienie co ta banda tuskowa zrobiła z polski
Zgadzam się z Tobą!!! Z naszego kraju pozostało tylko H…, Dup… i kamieni kupa, a tu jeszcze chcą „zdzierać” abonament!
Przekształcić media publiczne w komercyjne,będą reklamy podczas teleekspresu i klanu to zarobią na siebie a nie wyciągają łapę po kasę od wszystkich.