Jakiś czas temu wystartowała zupełnie nowa usługa firmy Google nazwana (w naszym kraju) „Aktywność na koncie”. Chodzi o nadsyłanie comiesięcznych raportów na temat naszej aktywności w poszczególnych usługach, z jakich korzystamy. Jest ich co niemiara. W ich skład wchodzi: Wyszukiwarka, Gmail, Dokumenty, Android, Sklep Play, Wallet, G+, Picassa, YouTube, AdSense, Analytics, Czytnik, Mapy Google, Kalendarz czy Kontakty. Wielu może kusić fakt, że „świetnie synchronizują się one z telefonem”. Dlatego korzystanie z nich wydaje się przynosić ogromne korzyści.
Cytując wypowiedź jednego z użytkowników – jakże trafną – „To co tam zobaczyłem uświadomiło mi bardzo niepokojącą rzecz – Google wie o mnie więcej niż ja sam.” I faktycznie tak jest, Google wie o nas bardzo dużo. Wielu użytkowników nie zdaje sobie z tego sprawy. Do tego trzeba dorzucić jeszcze wprowadzenie nowej polityki prywatności i mamy gotową permanentną inwigilację.
Uaktywnijcie usługę „Aktywność na koncie”, a przekonacie się sami. Pierwszy raport otrzymany przez pewnego użytkownika był dla niego, jak „kubeł zimnej wody”. W otrzymanym dokumencie znalazł on m.in. zakładkę „Jak spędzasz czas w tygodniu”, gdzie otrzymał dane na temat aktywności w pracy/szkole, w domu, lub poza nim. Mógł także dowiedzieć się o ostatnio zarejestrowanych lokalizacjach, które odwiedził, a margines błędu czasowego wynosił maksymalnie trzy godziny. Mimo wszystko „Aktywność na koncie” ma swoje plusy. Możemy być świadomi ilości informacji, jakie gromadzi na nasz temat dana firma (w tym przypadku Google). Co będzie dalej? Kolczyk na ucho? Powoli stajemy się hodowlanym bydłem, którym obce staje się pojęcie wolności.
Źródło: cojamysle
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.