Koncern z Sunnyvale nigdy nie był nawet blisko zajęcia pozycji lidera wśród producentów półprzewodników. Mimo tego, AMD dzielnie radziło sobie z większą i silniejszą konkurencją. Ostatnio jednak amerykańska firma sprawia wrażenie, jakby pogodziła się z rolą wiecznego outsidera i zupełnie odstąpiła pola.
Kilka miesięcy temu zastanawialiśmy się, czy Intel trochę nie przespał przemian na rynku nowych technologii. Cały świat oszalał na punkcie smartfonów, tabletów i wszystkiego co przenośne i ma aplikację do Facebooka. Nie działo się tak od wczoraj, a koncern z Santa Clara zdawał się przechodzić trochę obok całego procesu. Wreszcie jednak pojawiły się mobilne procesory Medfield i coś się ruszyło. Trochę ociężale, może bez zawrotnego tempa i dynamiki, ale Intel w końcu rozbudził się z marazmu i ruszył do boju. W tej chwili szykowanych jest ponoć około 20 tabletów z ich procesorami. A co z AMD? W końcu to właśnie oni wydawali się w ostatnich latach największych konkurentem Intela. Niestety, firma z Sunnyvale w swoim marazmie trwa nieprzerwanie.
Na początku ubiegłego roku rynek procesorów komputerowych wszedł w nowy etap, w którym królują rozwiązania, można by rzec, hybrydowe. Czyli APU – połączenie jednostki centralnej z akceleratorem grafiki. Swoje projekty w tym segmencie zarówno Intel jak i AMD zaprezentowały praktycznie jednocześnie, podczas targów Consumer Electronics Show. Zdecydowanie głośniej było o Sandy Bridge, to fakt, ale firma z Santa Clara zawsze była tą bardziej medialną, nie było więc czemu się dziwić. To jednak obusieczna broń, bo i wpadka Intela została mocno nagłośniona. Gigant świata półprzewodników z premierą swojej nowej technologii spieszył się tak bardzo, że jakoś umknęły mu wadliwe chipsety. Część urządzeń trzeba było wycofać ze sklepów, zrobiło się zamieszanie, a Intel w związku z tym poniósł koszty wysokości 700 milionów dolarów. Dodajmy do tego, że zintegrowane z procesorami karty graficzne były znacznie mocniejsze u AMD.
Czyli nie dość, że solidna techniczna przewaga w kluczowym aspekcie, to jeszcze prezent od rywala w postaci głupiej pomyłki. Co w takiej sytuacji robi firma z Sunnyvale? Rzuca się konkurencji do gardeł? Rozpoczyna zakrojoną na szeroką skalę akcję medialną? Drastycznie zwiększa swój udział w rynku APU? Nic z tych rzeczy. AMD wzruszyło ramionami i robiło dalej swoje. Owszem, zaowocowało to wzrostem… ale w granicach błędu statystycznego. W pierwszej połowie ubiegłego roku, AMD zwiększyło swój udział w rynku desktopów o 1.5 procenta, a w rynku mobilnych komputerów o 1.8 procenta. Później jednak sytuacja wróciła do punktu wyjścia.
W tym roku sytuacja wyglądała dość podobnie. AMD nie wyciągnęło z poprzedniej generacji procesorów żadnej nauczki. Przecież i tym razem Intelowi powinęła się noga. Nowe modele APU, te z serii Ivy Bridge, początkowo były zapowiadane już na styczeń. Ale jakoś nie szło i premierę przesunięto na marzec. Potem okazało się, że i na początek wiosny gigant z Santa Clara nie ma szans się wyrobić. W końcu, po licznych zawirowaniach i przy ciągłych wątpliwościach, udało się wypuścić nową generację Intel Core dopiero pod koniec kwietnia. Co na to AMD?
Dokładnie to samo co rok wcześniej – absolutnie nic. Konkurencja zalicza czteromiesięczny poślizg, a Advanced Micro Devices nie daje po sobie poznać, że cokolwiek się stało. AMD też zapowiedziało swoje układy Trinity na początek roku. Mimo tego udało im się spóźnić jeszcze bardziej niż Intelowi. Na następcę linii AMD Llano trzeba było czekać aż do połowy maja. I ciężko powiedzieć, by Trinity spełniło oczekiwania większości ManiaKów. Wydajność nowych procesorów na polu osiągów jest identyczna jak pierwszej generacji AMD Fusion. Udało się co prawda osiągnąć spory spadek zapotrzebowania na prąd, ale nowe urządzenia Intela też są bardziej energooszczędne i do tego zanotowały minimalny, ale zawsze jakiś, wzrost wydajności (choć trzeba uczciwie przyznać, że akcelerator grafiki tradycyjnie lepszy wyszedł z Sunnyvale). Dokąd zmierzasz, AMD?
To nie koniec niezrozumiałych decyzji firmy z Sunnyvale. Jeżeli przynajmniej jednym okiem śledzicie newsy z branży nowych technologii, to z pewnością Ultrabooki obiły się wam o uszy… i to pewnie kilkanaście razy. Intel wydał setki milionów dolarów na to by promować supermobilne komputery, mające być odpowiedzią na cieszącego się dużym powodzeniem MacBooka Air od Apple. Od dwóch lat o tych lekkich, zgrabnych i szybkich laptopach słyszymy często, a przy okazji większy imprez, jak CES albo Computex, właściwie bez przerwy. Jak mówią na zachodzie – Ultrabooki to teraz „all the rage”. I to, że jest o nich głośno przekłada się też na sprzedaż. Może nie weszły na rynek ze spodziewanym impetem, ale pną się w górę i stabilizują swoją mocną pozycję.
Analitycy rynkowi przewidują, że jeszcze przez jakiś czas dla tego segmentu może być tylko lepiej. Zapytajmy więc po raz kolejny – co na to AMD? Trzeci raz trzeba odpowiedzieć w bliźniaczy sposób. Absolutnie nic. O Ultrabookach aż huczy od czasu, który w świecie elektroniki użytkowej można traktować jako solidny kawał wieczności, a AMD coś tam przebąkuje, że to będzie porażka, że nie, że bez szans z MacBookiem Air i w ogóle syf, bieda i porażka. Jakiś czas później następuje wielka przemiana. Pod koniec ubiegłego roku najwyraźniej zatrudniony latem CEO Rory Read poszedł po rozum do głowy i zauważył, że jednak coś w tym pomyśle naśladowania MacBooków może być. I zaczęły się zapowiedzi, że coś, gdzieś, kiedyś, jak wyjdzie nowa generacja procesorów Trinity… i co? Zgadliście. Nic. W lutym AMD zaprezentowało prototyp złożony przez Compal, potem kilka dużych firm, w tym ASUS, Acer i Toshiba wyraziły zainteresowanie Ultrathinami i… wróciły do zapowiadania nowych Ultrabooków.
Na rynku urządzeń mobilnych (bardziej mobilnych niż ultra-cokolwiek) aktywność AMD jest umiarkowana. Już od roku wiadomo, że firma zupełnie nie jest zainteresowana smartfonami. To jednak była opinia wyrażona jeszcze przez stare kierownictwo – kto wie, czy Rory Read, który w ciągu kilka lat pracy w Lenovo zrobił dla chińskiego koncernu mnóstwo dobrego, nie postanowi rozszerzyć zakresu działalności. W każdym bądź razie, na chwilę obecną AMD szykuje się do inwazji na rynek tabletów. W Sunnyvale mocno liczą na sukces Windows 8. Amerykańska firma przewiduje, że platforma Microsoftu zajmie 20 procent segmentu tabletów do 2017 roku i zbroi się, by z tych 20 procent jak najwięcej zagarnąć dla siebie. Podczas Computex widzieliśmy pierwszy, prototypowy model, oparty o Windows 8. Intel co prawda chwali się, że z ich procesorami powstaje już 20 tabletów z „Ósemką” na pokładzie, ale jeżeli nagłego przejścia na bardziej agresywną taktykę należy się po AMD spodziewać w jakimkolwiek segmencie, to właśnie w tym. I właśnie teraz.
Advanced Micro Devices przespało swoje dwie szanse z procesorami APU w pecetach. Nie potrafiło też przeciwstawić się wielkiej medialnej promocji Ultrabooków. Jeżeli teraz, przy okazji walki o rynek tabletów z nowym Windowsem, Rory Read i spółka nie obnażą zębów, to kiedy? Czas w końcu pokazać jaja i przestać chować się za komfortowym, 20-procentowym udziałem w świecie procesorów. Bo nie można prezentować tak zachowawczej postawy przez cały czas. W końcu przecież te 20 procent zacznie topnieć i wtedy zaczną się kłopoty…
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.